Zakwitły monete del papa! Dookoła coraz bardziej zielono i ta zieleń działa teraz jak balsam... Zieleń i róż, zieleń i fiolet, zieleń i lilaróż, zieleń i fuksja - ulubione wiosenne kombinacje kolorów, spółka doskonała, duet bezbłędny!
Kiedy idę do Marradi, irysy kłaniają się Lamone, zaraz zestroi się w nie również Santa Barbara. Niby zapowiadają kolejny ogon - albo już nawet ogon ogona zimy, ale staram się w ogóle tym nie martwić. Nie pierwszy już raz początek kwietnia daje nam prztyczka w nos. Pożyjemy zobaczymy, może nie będzie tak strasznie.
Poza tym pogoda to jest coś na co wpływu nie mamy, więc martwić się nią - martwić na zapas - jest prawdziwym absurdem.
- A może do cappellina? Tam za rzeką jest ścieżka - zaproponowałam Mario, kiedy spotkaliśmy się na popołudniowy spacer.
- "Nie każdego dnia jest święto przy kapliczce" - Mario zacytował lokalne powiedzenie.
Marradyjczycy mówią tak, kiedy ktoś ma za duże oczekiwania. Na przykład wyobraźcie sobie, że jednego dnia byliśmy w restauracji, drugiego na pizzy, a trzeciego ktoś z Was pyta: to gdzie dziś idziemy? Na sushi? Wtedy, jeśli jest się z Marradi, zaraz nasuwa się odpowiedź: nie każdego dnia jest święto przy kapliczce, co po włosku brzmi: mica é sempre festa alla Cappellina!
Powiedzenie jest bardzo stare, bo samej festy nawet Mario nie pamięta, ale słowa przetrwały przekazywane z pokolenia na pokolenie. Słynna kapliczka znajduje się w pobliżu drogi do Palazzuolo sul Senio, tylko po drugiej stronie potoku. Trzeba przecisnąć się między domami na Sassoni i dalej iść szutrową drogą, a potem wąską ścieżką.
Tak się szczęśliwie złożyło, że kiedy dotarliśmy na miejsce, kapliczka była otwarta. Okazuje się, że proboszcz Marradi postanowił podnieść ją z upadku i zadbać o to, by nie popadła w totalną ruinę. Zaciekawiona zajrzałam do środka...
We wnętrzu stały ławki przykryte gęstą warstwą kurzu, na podłodze walało się trochę narzędzi, ściany niestety pokiereszowała wilgoć, ale dach nad nami był całkiem solidny. Kiedy tak węszyliśmy, zza samochodu wyszedł jak zawsze uśmiechnięty don Pino. Zamieniliśmy kilka słów i korzystając z okazji wyraziliśmy swoje uznanie za troskę o marradyjskie relikty.
Nie miałam pojęcia, że kapliczka jest tak stara. Na kamieniu, pod którym osadzone jest okno, wyryto datę: 1663!
Minęliśmy kapliczkę i poszliśmy dalej. Z boku szemrał potok, monete del papa wychylały się z każdej strony, a za kolejnym zakrętem wyrósł przed nami piękny, kamienny dom...
- Czasem się zastanawiam, czy ja kiedyś w ogóle mojej własnej Casa di Pietra się doczekam.
- Wcześniej czy później... - skwitował Mario z taką "oczywistością", jakby mowa była o tym, czy przyjdzie lato.
- Jasne - odburknęłam pod nosem. - Może jak napiszę jeszcze sto pięćdziesiąt książek...
W kwestii książek...
Za momencik ruszy promocja Nowych Sekretów. Już zaplanowany jest pierwszy wywiad - na szczęście nie on line. Te na żywo zaraz też się pojawią, a mnie na samą myśl ściska w żołądku. Choć z drugiej strony przyznam szczerze, że chyba bardziej mnie ściska na myśl o tym, że zaraz moi Czytelnicy wezmą do ręki książkę. To coś, co najbardziej przyprawia o tremę. Wiadomo, że nie każdemu się spodoba, ale chciałabym, żeby jednak ktoś docenił moje zaangażowanie całego minionego roku.
- Stresuję się - powiedziałam do Mario, choć wiedziałam, że on pewnie nie zrozumie.
Jednak ku mojemu zdziwieniu, wysypał z rękawa lawinę komplementów: jak to niby ja radzę sobie świetnie przed kamerami i z pisaniem i w ogóle jestem do tego wszystkiego stworzona.
- Hmmm...
- Non ti preoccupare! - powtórzył. (nie przejmuj się) - Nie mogę rozumieć co mówisz, ale mówisz tak, jakbyś to robiła od zawsze. Jeśli nawet jesteś stremowana, to potrafisz to perfekcyjnie ukryć - pocieszał.
Dobrze, że ktoś we mnie wierzy...
Nim ruszy promocja, niezmiennie będę proscić o podanie informacji o książce w świat. Każde udostępnienie jest na wagę złota. Tak jak i bezcenne jest dodawanie opinii przy dwóch poprzednich: SEKRETY i NIEZNANE TOSKANIA I ROMANIA . Jeśli poświęcicie mi chwilkę, by skrobnąć coś na stronie księgarni, będzie mi niezmiennie miło i może doda choć trochę wiary w siebie. Nawet jeśli Hemingwayem nie jestem i pewnie nie będę, to jednak pisanie wychodzi mi o wiele lepiej, niż promowanie własnych działań.
Ufff...
Pierwszy wiosenny weekend na starcie - dla mnie zacznie się on dopiero jutro, ale mam nadzieję, że i dzisiejsze popołudnie zaowocuje nowymi kadrami i przedreptanymi kilometrami. W niedzielę kusi Florencja, ale ta pogoda pewnie uziemi mnie w domu - co też złym nie będzie, bo jeden ważny projekt czeka, żeby wprawić go wreszcie w ruch.
Dobrego dnia! Arrivederci marzo!
DUET to po włosku DUETTO (wym. duetto)