Kulinarne cuda i luty zawadiaka
piątek, lutego 24, 2023Kpina! Na te wszystkie cudne kwiatunie i kwiateczki (infantylne zwroty zamierzone) ma nam za dwa dni napadać grubo śniegu... Pozostaje tylko zęby zacisnąć i przeczekać. Dziś wizja armagedonu wydaje się nieprawdopodobieństwem, ale nie takie cuda już widzieliśmy.
Pamiętam jak w marcu 2010 roku przyjechaliśmy do Marradi i przywitał nas półmetrowy śnieg, a teraz w końcu nadal mamy luty, który w ostatnich dniach swojego trwania chce zapracować na epitet "maledetto".
Przed warzywniakiem stało kilka osób. Dołączyłam do grupki stojącej w rozsypanej kolejce i czekałam na swoją kolej.
- A chi tocca? - zapytał sprzedawca i zaraz odpowiedziała mu młoda kobieta, która jedną ręką bujała wózek dziecięcy. Swoją drogą zawsze uśmiecham się z rozczuleniem na taki widok. Nam matkom wchodzi to w krew i nawet jak wózek jest pusty to nim bujamy. Przyznajcie się - komu się zdarzyło?
- Daj mi dwanaście bananów na rosół - powiedziała kobieta, a wózek dalej posuwał się to do przodu to do tyłu - moi tylko to jedzą.
Zaintrygowana wyostrzyłam uszy i oczy, podobnie jak pozostali uczestnicy kolejki.
Andrea z kamienną miną sięgnął po okazałą kiść bananów.
- Ale co ty mi dajesz? Banany?
- Poprosiłaś o banany na rosół. Trochę wydało mi się to dziwne, ale nasz klient nasz pan.
- Serio? Poprosiłam o banany?
- Tak! Tak! - zaczęła przytakiwać kolejka i dopiero wtedy obecni odważyli się skomentować, że prośba młodej mamy wydała się dość dziwaczna. Kto usłyszał, ten łamał sobie głowę jaki to rosół wychodzi z bananów?
- Marchewki! Chciałam oczywiście 12 marchewek!
Ubaw mieliśmy przedni. Młoda mama śmiała się najgłośniej.
Kiedy przyszła moja kolej, poprosiłam:
- Cztery banany.
A Andrea zaraz podłapał:
- U ciebie też dziś rosół na obiad?
Takie to są małe smaczki codziennego życia na toskańskiej prowincji.
Przed nami ciepły piątek, jeszcze cieplejsza sobota, a potem na chwilę zima, kiedy to luty zacznie robić zadymę. Przypomniałam Mario, że trzeba przykryć przygotowany stos do rozpalenia, bo się wszystko zmoczy i nic nam z ognia nie wyjdzie. Lòm a merz to mój sylwester! To mój Nowy Rok. Niech się dzieje co chce, ale ogień dla marca trzeba rozpalić.
Poza entą akceptacją książki - tym razem zdjęć i ich układu - planów konkretnych brak. Mam tylko nadzieję, że uda się złapać chwilowy oddech.
Pięknego weekendu!
A CHI TOCCA (a ki tokka?) to znaczy CZYJA KOLEJ?
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze