Śnieg był okropny - wodnisty i ciężki, tak że koncertowo znokautował moje oleandry. Ich gałęzie zostały brutalnie przygniecione do ziemi, a ja w myślach błogosławiłam się za ostrożność i "nierozpakowanie" w zeszłym tygodniu mimozy. Przynajmniej jej zimowy prztyczek w nos został oszczędzony.
To nie jest tak, że ja nie mam większych problemów, więc narzekam na śnieg w lutym. Mieszkam tu już dziesięć lat i dobrze wiem, że śnieg w Apeninach nawet w marcu nie jest żadną anomalią. Ale w moim przypadku - czyli kogoś, kto nie jest zmotoryzowany, a do sklepu ma prawie dwa kilometry, śnieg najzwyczajniej nie jest niczym przyjemnym, więc muszę sobie pomarudzić.
Jak już dam sobie upust śniegowej niechęci, zaciskam zęby i wymyślam litanię błogosławieństw: może nie będzie dzięki temu suszy, może będą lepsze trufle, gęściej zakwitną dzikie orchidee, a może uda się zobaczyć znów Acquachetę w formie pełnej splendoru... I oczywiście - tak jak napisał jeden z Czytelników - przynajmniej mam czas na dokończenie pracy przy książce.
Za kilkanaście godzin luty weźmie walizki i pójdzie na stację. Kto do Domu z Kamienia zagląda nie od dziś, ten wie, że dziś w Romanii i w części Toskanii zapłoną światła dla marca. To moja ulubiona tradycja, która niesie ze sobą nadzieję, jest kwintesencją odrodzenia się, radością z wiosennego czasu. W Lòm a merz jest zdecydowanie coś magicznego! Kto nie pamięta czym jest ten zwyczaj, przypomnę mój dawny wpis.
Mam nadzieję, że uda mi się dziś do jakiejś zabawy przyłączyć.
***
- Dobrze, że założyłam górskie buciory - myślę sobie, kiedy zasapana "wspinam" się na ostatnią "podgórkę" przy Cardeto. Nie mogłam nawet wziąć wózka, bo byłby cały mokry, utytłany w tej śniegowej brei. Tacham więc te siaty i czuję jak śnieg coraz bardziej zamienia się w deszcz czy też coś deszczo-podobnego. Z nieba płyną drobinki wilgoci wielkości nasion maku. Każda jedna pojedynczo niemal niewyczuwalna, ale w grupie siła, więc moja kurtka robi się coraz bardziej mokra. Naciągam szczelniej kaptur. Kątem oka widzę jak gęsi maszerują w kierunku rzeki. Przedziwnie wyglądają na śniegu. Zastanawiam się czy im w łapki nie zimno. Może nie... Może gęsie łapki odporne na takie niewygody. Maszerują sobie te gęsi tak spokojnie, jakby ich ten śnieg wcale nie irytował, ale założę się o głowę, że wolą tak jak ja dreptać sobie po dywanach fiołków.
Śnieg już nie pada, ale bury kisiel szarych chmur rozlał się po górach. Jeszcze dziś i jutro ma być tak byle jak, ale od czwartku ponoć będzie szło ku dobremu, a od piątku to niby już całkiem wiosna. Ufff...
Pięknego dnia!
NASIONA MAKU to po włosku SEMI DI PAPAVERO (wym. semi di papawero)