Róż, burza i grudzień zapłakany

niedziela, grudnia 11, 2022

Dom z Kamienia codzienne życie w Toskanii

Na jedną krótką chwilę przestało padać i świat się nagle zaróżowił. Wszystko dookoła było w tej samej tonacji, co domek moich sąsiadów. Niemal surrealistyczne. Szarość stała się spopielałym różem. Spopielały róż to mój ukochany kolor zaraz po bieli, więc stałam przy tym oknie i stałam i nadziwić się nie mogłam różowością biforkowego świata. Taka mała rzecz, a cieszy. 

Pogoda natomiast nadal jest tak podła, że słów na nią brak, ale gniewać się też nie sposób, bo przecież mieliśmy i letni październik i ciepło jesienny listopad... Ten grudzień taki rozmazany jakby już płakał za kolejnym dobiegającym końca rokiem.  

Dom z Kamienia codzienne życie w Toskanii

Po czwartej rano w pokoju zrobiło się jasno, a chwilę potem rozległ się złowrogi pomruk. Burza przekotłowała się nad doliną. Dziwna rzecz taka burza w grudniu. Trochę surrealistyczna jak ten wczorajszy róż. 

Dziś w Marradi mercatini di natale przynajmniej teoretycznie. Cieszyłam się na ten dzień od listopada, odkąd zobaczyłam pierwszy plakat. Coś mi się jednak zdaje, że pogoda w nosie będzie miała nasze mercatini i zimowe kasztany... Nie ma oczywiście tego złego, bo tym razem mam w zapasie plan B, tylko najpierw trzeba uporać się z piernikami. Na dziś zaplanowaliśmy "pierniczenie" - to część naszej domowej tradycji i mam nadzieję, że ta przetrwa jeszcze wiele lat. Nawet jeśli za rok Tomek będzie w innym mieście, to może na wspólne pierniczenie do nas dołączy... Inaczej to już nie będzie to samo. 

Sobota był bardzo owocna w moim pisaniu - teraz będę przynudzać sporo o książce, bo to już finał prac i robi się coraz bardziej gorąco. Co ciekawe, wczoraj dopisując kolejny podrozdział, odkryłam niechcący jeszcze jedną ciekawostkę i tak to się ta treść rozrasta, że końca nie widać. 

Zabrałam się też za porządkowanie galerii i w końcu katalog ze zdjęciami do kolejnej książki nieco się zapełnił. Lubię ten moment pisarskiej intensywności i wiem, że choć jestem zmęczona i momentami mam dosyć, to już w styczniu będzie mi go brakowało. Zaczynam nieśmiało myśleć o tym, by podsunąć wydawnictwu kolejny pomysł, bo chciałabym, aby ten proces twórczy nigdy się nie kończył. Możliwość pisania i wędrowania są moim paliwem napędowym.

Oczywiście w styczniu czeka mnie przy książce dużo technicznej pracy i to, poza wybieraniem okładki, jest część najbardziej przeze mnie znielubiona, ale przeskoczyć się tego nie da. Taka kolej rzeczy, tak rodzi się książka. 

Pięknego dnia! 
Ps. Dziś bez filozofii, dziś tylko liścik o pierniczeniu. 

RÓŻOWY to po włosku ROSA (wym. roza)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze