Spacer o smaku ciambellino i słowa na miarę szyte
niedziela, października 30, 2022Słodki, jeszcze ciepły, lepiący się od cukru, puszysty... ciambellino degli Aplini posłodził mój popołudniowy, październikowy spacer. I nie! To nie jest żadna oponka, pączek z dziurką, nic co wcześniej jedliście. To ciam-bel-li-no! Takie ciambellini robią tylko Alipini w Marradi i koniec kropka!
Zatrzymałam się, żeby sfotografować całą brygadę przy pracy i taką słodkością zostałam obdarowana. Było to najsłodsze co mi się tego dnia przydarzyło.
Ogarnęła mnie nostalgia. Tak naprawdę sama nie wiem za czym. Za latem? Za minionym?
Siedzieliśmy przy stole, a po drugiej stronie rzeki ktoś oglądał "nasz" stary dom. Pewnie potencjalni kupcy. Przez otwarte na oścież okna widać było część tak dobrze znajomych pomieszczeń. To były bardzo trudne dla mnie lata tam za rzeką, ale jednocześnie jedne z najpiękniejszych w moim życiu. Dziwnie było obserwować tę scenę z tej perspektywy, ale bardzo bym chciała, by ktoś ten dom kupił i o niego zadbał - to przecież dom naszych wspomnień.
Potem przyszedł Mario i dokończył porządki w naszym ogródku. Zostało jeszcze kilka krzaków pomidorów, które nie poddają się jesieni, ale po tych porządkach też naszły mnie wspominki, że przecież dopiero co wszystko sądziłam, paliki wiązałam, podlewałam, dopiero co wykładałam się na moim leżaku na popołudniową drzemkę, a tu już... Rach ciach i październik puszcza napisy końcowe...
Może z tego wszystkiego razem zalęgła się nostalgia?
Zawiesiłam na szyi Nikona i poszłam przed siebie.
Takie ładne to nasze Marradi... Takie jeszcze zielone. Tylko tam gdzie lipy i tam gdzie bluszcz zrobiło się kolorowo "jesiennie", ale generalnie w krajobrazie nadal dominuje zieleń. Aż nieprawdopodobne...
Po południu po miasteczku snuło się wielu przyjezdnych, w tym wielu wędrowców z kijami, z plecakami i za tym też bym pewnie zatęskniła, ale akurat na niedzielę umówiona już byłam z T. na trekking, więc choć jeden powód mniej do nostalgii. Za górami tęsknić nie muszę...
Szłam via Francini nie spiesząc się nigdzie, cukier pachnący wanilią obklejał mi usta i palce. Zrobiło mi się tak słodko na duszy. Słodko od ciambellino, od niespieszenia się, od niepoddającej się zieleni, od słońca, od tego wyjątkowego października, który w tym roku zasłużył na cały worek medali.
Po moim samotnym, osłodzonym ciambellino spacerze dotarłam do domu, a na telefonie wyświetliła się wiadomość od T. Takie oto zdjęcie znalezione po drodze:
- Mogę wykorzystać na blogu? - zapytałam.
- Oczywiście! O tym też pomyślałam - odpisała T.
Potem jeszcze wpadł mi do głowy pewien pomysł. Taki mały drobiazg, ale słodki niemal jak ciambellino degli Alpini. Pochwalę się za jakiś czas...
Przed nami ostatnia już kasztanowa niedziela i niech to będzie niedziela na miarę całego października 2022.
Ciambellino był SOFFICE, a to znaczy PUSZYSTY (wym. sofficze)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Tak smakowicie opisałas Kasiu to cambellini , ze chciałoby się już , natychmiast je zjeść ! Marysia
OdpowiedzUsuń