Sekrety Florencji - śladami Pontormo zupełnie przypadkiem
niedziela, października 23, 2022Motywację trzeba znaleźć w sobie i nie ma zmiłuj. Nie, że ktoś coś. W te albo we w te... Czekać, że coś lub ktoś pchnie nas do działania czy też usprawiedliwiać pasywność tym, że ktoś lub coś nas zdemotywowało. Nie ma zmiłuj - motywację trzeba znaleźć w sobie. Trzeba samemu dla siebie być największym motywatorem...
Takie refleksje tłukły mi się po głowie, kiedy nacisnęłam stop na aplikacji, która po kilku godzinach mojego wędrowania pokazała prawie dwadzieścia kilometrów. Dwadzieścia florenckich kilometrów.
A zatem po co te moje dwadzieścia kilometrów?
Dla mnie! Dla mojej głowy, dla świadomości, że coraz więcej wiem. Dla oczu, które chłoną - światło i cień, zielone wzgórza i czerwone dachy, średniowieczne mury, pstrokate witraże, manierystyczne obrazy, czternastowieczne freski. Dla mnie, której głowa zagląda przez pręty ogrodzenia, której aparat dynda na szyi spragniony nowych kadrów. Mam w sobie dużo motywacji, dbam o to, by zawsze pulsowała życiem. Sama jestem swoją motywacją.
Rolkę oczywiście nową zmontowałam, choć jeszcze miesiąc temu nie miałam pojęcia z czym to się je. Teraz kiedy wypompowana siadam w pociągu, jeszcze raz przeglądam zdjęcia i filmiki, dobieram muzykę i moją wyprawę przeżywam na nowo. Taka miła pamiątka.
Październikowa, prawdziwie letnia sobota była fantastycznym dniem. Tak bardzo lubię włóczyć się sama... Było kilka motywów przewodnich mojej wyprawy, ale dziś zdradzę tylko jeden - Pontormo.
Czytam o Florencji nałogowo. Czytam i chłonę i czasem mi się już w głowie wszystko miesza...
Do kościoła Santa Felicita wcale się tym razem nie wybierałam, ale akurat przechodziłam obok i przypomniało mi się, że ostatnio coś czytałam i coś miałam sfotografować. Nijak nie mogłam sobie jednak przypomnieć co.
Dopiero jak weszłam do środka, nagle mnie olśniło. Pontormo!
W 1525 roku bankier Ludovico Capponi zlecił Jacopo Carucci - znanemu bardziej jako Pontormo udekorowanie rodzinnej kaplicy w kościele Santa Felicita. Pontormo - przydomek wziął się od miejsca urodzenia Jacopo - był uczniem samego Andrea del Sarto, inspirował się Leonardo oraz Michelangelo. Stał się jednym z najbardziej znanych przedstawicieli florenckiego manieryzmu. Mnie zaintrygował rok temu w Uffizi, po tym jak wyczerpujący wykład na jego temat wygłosił mi Tomek.
Pontormo był dziwakiem, obsesyjnie bał się śmierci i żył jak pustelnik - wspomina o tym nawet Vasari. Sam artysta w ostatnich latach swojego życia prowadził dziennik, który również ukazuje go jako osobę dosyć "wyjątkową".
Na udekorowanie kaplicy Capponich Pontormo poświęcił blisko dwa lata. Freski niestety przepadły - jak wiele innych fresków artysty - ale zachowało się "Zdjęcie z krzyża" - La Deposizione. Dzieło nieco zagadkowe, intrygujące, nieoczywiste.
Cała scena osadzona jest jakby w "niczym", brakuje krzyża, trudno w ogóle określić tło. Młodzieńcy podtrzymujący dosyć masywne ciało Chrystusa są w pozycji "na palcach", co fizycznie byłoby niewykonalne. Madonna otoczona kobietami sprawia wrażenie jakby miała zaraz zemdleć. Obok, nieco za nią namalowany jest tajemniczy mężczyzna. Enigmatyczna postać zdaje się oddalać patrząc przy tym na obserwatora całej sceny. Prawdopodobnie jest to autoportret samego artysty.
Kolorystyka obrazu nasuwa skojarzenie z Tondo Doni Michelangelo, ale cały malunek mimo żywych barw jest... niepokojący. Może to właśnie zasługa tej całej niestabilności, nieuchwytności?
Niestety kaplica jest okratowana, a do tego w kościele panował mrok. Manewrując pomiędzy prętami, udało mi się zrobić tylko dwa nędzne zdjęcia.
Nie było to tego dnia moje jedyne spotkanie z Pontormo. Drugie było jeszcze bardziej przypadkowe. Choć podobno nic nie zdarza się przypadkiem...
Pomiędzy Santa Maria del Fiore i Santissima Annunziata znajduje się maleńki kościółek San Michele. Obecna budowla pochodzi z XIV wieku, natomiast już wcześniej stała tu świątynia, nad którą patronat trzymała rodzina Visdomini. Pierwszy kościół wyburzony został na potrzeby zwolnienia terenu pod budowę katedry.
Dziś, nawet jeśli w przeciwieństwie do innych "nieznanych" świątyń, San Michele często ma otwarte drzwi, to i tak niewielu turystów tu zagląda. Kiedy więc następnym razem będziecie spacerować via dei Servi, zajrzyjcie do wnętrza Chiesa di San Michele.
To tutaj znajduje się Pala Pucci (Sacra Conversazione) tak nazywa się malowidło Pontormo, które Vasari uznał jako najlepsze dzieło tego artysty...
- Poczekaj zapalę ci światło - powiedział mężczyzna i zaraz oddalił się w kierunku ołtarza.
Po chwili Pontormo rozświetlił się, a ja mogłam fotografować do woli.
- Dziękuję - skinęłam głową, na co miły człowiek odpowiedział uśmiechem.
Uchwyciłam kilka kadrów, a potem zostawiłam w spokoju aparat i jeszcze dłuższą chwilę przyglądałam malowidle z uwagą śledząc najmniejsze detale.
Znów miałam uczucie niepokoju, znów podobny brak stabilności, nieoczywiste tło, postacie rozproszone, Madonna nie trzyma Dzieciątka, tylko zamiast niej święty Józef.
Pala Pucci jest jednym z nielicznych malowideł, które pozostało w oryginalnym miejscu. Tu widać wyraźnie jak osoby na obrazie patrzą w kierunku ołtarza - pala znajduje się na ścianie po prawej stronie.
Oprócz dzieła Pontormo w czasie prac renowacyjnych w kościele światło dzienne ujrzały czternastowieczne freski, a na zakrystii znajdują się meble z nieistniejącego już dziś San Pier Maggiore.
Choć cały październik rozpieszcza pogodą jak z obrazka, z niemal letnimi temperaturami, to oczywiście jak na złość w sobotę zapowiadano nad Florencją deszcze i burze. Tak czy inaczej ciemnym świtem wsiadłam do pociągu i postanowiłam z dnia wycisnąć tyle, ile mi pozwoli.
Czarne, złowrogie chmury rzeczywiście turlały się po wzgórzach Fiesole, więc z ostrożności plan A odłożyłam na potem i wcieliłam w życie plan B, który wrażeniami, przerósł moje najśmielsze oczekiwania, a deszcz ostatecznie pozostał tylko rysuneczkiem w kratkach portali pogodowych. Było pięknie i ciepło, a sine chmury stały się spektakularnym tłem dla nowych kadrów. Dziś dzielę się tylko małym wycinkiem tego dnia, bo już niedługo do Marradi wjedzie pociąg Dantego, a ja bardzo chciałabym być przy tym obecna.
Pięknej październikowej niedzieli.
Ps. Dziś w nocy termometr pokazał 17 stopni! To rozpusta w biały dzień!
NIESTABILNY to po włosku INSTABILE (wym. instabile)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Pani Kasiu (Kasiu?), chiesa S.Felicita należy do rodziny Capponich. Czy zna Pani książkę Tessy Capponi-Borawskiej "Dziennik Toskański"? P.Tessa wyszła za mąż za Polaka i od kilkudziesięciu lat mieszka w Polsce. Rodzina Capponich ma właśnie dom we Florencji i winnice wraz z pięknym domem pod Greve in Chianti (może i inne włości, ale o tych wiem i widziałam). Pozdrowienia z Gdańska! Annamaria
OdpowiedzUsuń