Sekret kosmetyczny i sekret w cieniu - Florencja nadal zaskakuje
sobota, października 29, 2022Kolejny całkiem ciepły poranek. Jeszcze zupełnie ciemny poranek. Poranek przed długim weekendem - przed, bo dla nas sobota jest zawsze i szkolna i pracująca. Ja mam się już prawie całkiem dobrze, więc żeby nie paplać do znudzenia o sobie samej, dokończę opowieść o kolejnych florenckich odkryciach, na które - choć paradoksalnie są na turystycznej trasie - to pewnie niewielu zwraca uwagę.
Zatrzymajmy się na początek przy Via Tornabuoni pod numerem 17. Mówiąc bardziej wprost - żeby dla wszystkich było jasne - to ta ulica ućkana luksusowymi sklepami, która prowadzi do Świętej Trójcy.
W tym miejscu, jak informuje dawny szyld, który zachowany został do dziś, Anglik Henry Roberts w 1843 roku założył aptekę. Było to miejsce wyjątkowe, bowiem poza lekami można było tu zaopatrzyć się w likiery i kosmetyki, jak na przykład pomady czy kremy upiększające.
To właśnie w tym miejscu w 1878 roku narodził się jeden z kosmetyków, który znamy do dziś - BOROTALCO. Wielbiciele włoskiej chemii na pewno znają ten produkt. "Borotalco" w obecnych czasach rozrósł się do całej linii kosmetyków. Roberts wpadł na genialny pomysł połączenia talku, znanego już wtedy jako antyperspirant, z kwasem borowym, który ma właściwości bakteriobójcze. W ten sposób powstał słynny biały proszek o delikatnym zapachu, który sprzedawany był w ikonicznej zielonej puszce.
W 1921 roku Roberts zawiązał spółkę z florentyńczykiem Lorenzo Manetti i w ten sposób powstała znana marka Manetti & Roberts. Dziś pamiątki z długiej historii działalności spółki można znaleźć przy Via de' Ginori 2, gdzie od 2015 roku mieści się siedziba jej "dziedzictwa", natomiast na Via Tornabuoni pod numerem 17 dziś znajduje się sklep Hogan, który na szczęście uszanował historyczną markę i pozostawił fragmenty i dekoracje dawnej witryny.
Żeby poznać drugi sekret - nie sekret, musimy powędrować na drugą stronę Arno, do miejsca oblepionego przez turystów.
Większość ruchu turystycznego zatrzymuje się na Piazzale Michelangelo, może połowa, a pewnie nawet mniej, fatyguje się aż do San Miniato al Monte. Jednak tylko nieliczni zatrzymują się przy stojącym pomiędzy nim kościele San Salvatore al Monte. A szkoda...
Budowa kościoła San Salvatore al Monte zaczęła się w 1498 roku i ukończona została w pierwszych latach szesnastego wieku. Autorem projektu był Simone del Pollaiolo zwany il Cronaca. Jednak już wcześniej istniało w tym miejscu oratorium poświęcone prawdopodobnie San Damiano. Co ciekawe, z pierwszej świątyni zachowało się do dziś kilka pamiątek.
Sam budynek z zewnątrz jest skromny, jego fasada wygląda jeszcze skromniej na tle sąsiedniego San Miniato i to pewnie dlatego niewielu zaszczyca go wizytą.
Świątynia choć na turystycznej trasie, to jednak pozostaje nieco w cieniu - w przenośni i w sensie dosłownym. W cieniu innych atrakcji i w cieniu starych cyprysów. Jej wnętrze mnie osobiście chwyciło za serce. Niby bardzo skromne, monochromatyczne, choć jednocześnie w renesansowym, eleganckim stylu.
Po powrocie do domu doczytałam, że miejsce to zachwyciło nie tylko mnie - było to podobno jedno z ulubionych miejsc Michała Anioła, który o San Salvatore zwykł mawiać z czułością: "la mia bella villanella".
Kościół bardzo ucierpiał w czasie najazdów jeszcze w XVI wieku. Do dziś jednak można podziwiać tu kilka dzieł sztuki, jak choćby witraż przypisywany Perugino.
Z San Salvatore wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. Kto czytał Sekrety Florencji, ten być może pamięta historię Savonaroli i słynnego dzwonu.
Pewnej kwietniowej nocy 1498 roku la Piagnona - tak nazywał się ów dzwon - rozdzwoniła się, by wezwać posiłki i uchronić Savonarolę, na którego został wydany wyrok. Na nic oczywiście dzwonienie się nie zdało. Savonarola i tak został pojmany, a dzwon "za karę" ściągnięty z dzwonnicy, załadowany na wóz i przez całe miasto przewieziony przy jednoczesnym biczowaniu aż do San Salvatore al Monte, gdzie pozostał przez dłuższy czas.
To już tyle do porannej, sobotniej kawy. Wkrótce mam zamiar znów do San Salvatore zawitać, bo przy całej uważności, którą mam w sobie, kilka detali mój obiektyw niestety pominął. Was natomiast zachęcam, by przy następnej okazji, kiedy będziecie z Piazzale podziwiać panoramę Florencji, zrobić te kilka kroków więcej i poświęcić chwilę uwagi temu niezwykłemu miejscu. Jeśli moje słowa nie są wystarczającą rekomendacją, niech przekona Was Michał Anioł - la mia bella villanella...
Pięknego dnia!
KWAS to po włosku ACIDO (wym. aczido)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Przepiękna świątynia, to wnętrze otula niezwykłym spokojem, nie przytłacza ani nadmiarem ozdób, ani przesadnym majestatem wielkości. Bardzo harmonijne, idealne, rzeczywiście cudowne.
OdpowiedzUsuń