trekking

Trekking z braku laku i spełnione marzenie

poniedziałek, października 31, 2022

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.

Jeszcze chwila i minąłby rok od naszego wspólnego trekkingu. To była druga połowa listopada i pomaszerowałyśmy wtedy na Trebbanę. Przed Trebbaną natomiast było Monte Rotondo. 

Monte Rotondo wtedy zupełnie inne - w innych kolorach, w innej formie, od innej strony, w innej pogodzie. Wszystko inne, może tylko zachwyt ten sam. Choć... bo ja wiem... może tym razem nawet zachwyt większy, bo mnie osobiście ta trasa zdecydowanie bardziej przypadła do gustu. Połączyła bowiem sielskość łąk ponad Biforco i "kostropatość" Monte Rotondo. Tak, zdecydowanie. To był dobry wybór, choć wybór z "braku laku..." 

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.

Ponieważ miniona niedziela była ostatnią niedzielą kasztanowej sagry, stwierdziłam, że nie ma sensu porywać się na nowe, dalsze szlaki, bo przemieszczanie się gdziekolwiek samochodem jest w tym dniu upiornym pomysłem. Zastanawiałam się zatem, gdzie tu pomaszerować, by móc się zdać na własne nogi i nikogo o podwózkę nie prosić. W ten sposób padło na Monte Rotondo. Z braku laku...

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Pogoda była bezwstydnie piękna. Ciepło w połączeniu z kolorami, które dopiero w niektórych miejscach zaczynają się przepoczwarzać jesiennie, sprawiało wrażenie, jakby październik zapomniał wymienić garderobę na nową porę roku. Nawet kiedy przysiadłyśmy spocone na grani i wyciągnęłyśmy z plecaków kanapki, nie musiałyśmy się niczym okrywać, bo ciepły podmuch był jak letni balsam. 

T. powiedziała, że wrócić na Monte Rotondo było jej marzeniem. Kto by pomyślał, że coś "z braku laku" może przyczynić się do tak wspaniałych rzeczy jak spełnianie marzeń!

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.

Nie mogłam też nacieszyć się myślą, że aby móc ruszyć tak piękną trasą, by móc oddychać górami, nigdzie nie muszę jechać. Wystarczy założyć buty i wyjść za próg domu i już jestem na szlaku... Błogosławieństwo dla kogoś, komu góry wypełniają serce.   

Tym razem podeszłyśmy na Monte Rotondo od strony Biforco, przez moje ulubione łąki. Tu nawet nie ma szlaku, tylko wiejska droga, a potem dzika ścieżka. Trzeba wiedzieć co i jak, ale ja wiem. To są przecież moje zaklęte apenińskie rewiry. Szlak złapałyśmy dopiero na górze. 

T. nie chciała też nikomu głowy zawracać z jej powrotem do domu, więc postanowiła do Popolano wrócić sama przez góry. I tak oto z Monte Rotondo zeszłyśmy do Badii, by zaraz wspiąć się na kolejną grań i jeszcze raz chwilę posapać. Rozstałyśmy się na Monte Gianni. Tam zawróciłam i zdecydowałam, że w drodze do domu przewędruję przez moją Świątynię Dumania. To znaczyło oczywiście przebijanie się potem z plecakiem i w buciorach przez zapchane Marradi, ale co tam! Doszłam do Świątyni w TYM momencie, to znaczy w momencie, kiedy za przejściem między cyprysami czeka słońce w swym popołudniowym blasku... Magia.   

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.

W ogóle magiczne było wszystko! Tak wiem, że "magiczne" to infantylne słowo, ale jak coś jest magiczne, to jest i nie ma co silić się na sztuczną erudycję. Magiczny każdy kamyk, każdy kwiatek, każdy ciepły powiew, każde szu szu szu zeschłych liści, magiczny ptaków świergot i motyle nad głową. Magiczna była zieleń łąk i wydłużone na niej nasze cienie. Nawet małe jak groszki kasztanki były magiczne i stary kamienny dom i rozłupane piorunem drzewo i masywny głaz i tak dalej i tak dalej...

Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Dom z Kamienia blog. Gdzie Dante mówi dobranoc.

Wróciłam do Biforco niemal świńskim truchtem, by rach ciach odsztafirować się z lekka i jeszcze złapać ostatnie chwile kasztanowej sagry. Dotarłam do Marradi w samą porę, kiedy moje ulubione stoisko - grupa teatralna "Per non perire d'inedia, "żegnała się" z publicznością i wydawała ostatnie kubeczki wina.


I tak oto październik 2022 żegna się z nami. Październik tak piękny, że na pewno przejdzie do historii. 

Dobrego poniedziałku!

INNY to po włosku DIVERSO (wym. diwerso)



codzienność

Spacer o smaku ciambellino i słowa na miarę szyte

niedziela, października 30, 2022

Dom z Kamienia blog Marradi

Słodki, jeszcze ciepły, lepiący się od cukru, puszysty... ciambellino degli Aplini posłodził mój popołudniowy, październikowy spacer. I nie! To nie jest żadna oponka, pączek z dziurką, nic co wcześniej jedliście. To ciam-bel-li-no! Takie ciambellini robią tylko Alipini w Marradi i koniec kropka! 

Zatrzymałam się, żeby sfotografować całą brygadę przy pracy i taką słodkością zostałam obdarowana. Było to najsłodsze co mi się tego dnia przydarzyło. 
 
Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, MarradiDom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi
Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi
Dom z Kamienia blog Marradi

Ogarnęła mnie nostalgia. Tak naprawdę sama nie wiem za czym. Za latem? Za minionym? 
Siedzieliśmy przy stole, a po drugiej stronie rzeki ktoś oglądał "nasz" stary dom. Pewnie potencjalni kupcy. Przez otwarte na oścież okna widać było część tak dobrze znajomych pomieszczeń. To były bardzo trudne dla mnie lata tam za rzeką, ale jednocześnie jedne z najpiękniejszych w moim życiu. Dziwnie było obserwować tę scenę z tej perspektywy, ale bardzo bym chciała, by ktoś ten dom kupił i o niego zadbał - to przecież dom naszych wspomnień.  

Dom z Kamienia blog Marradi

Potem przyszedł Mario i dokończył porządki w naszym ogródku. Zostało jeszcze kilka krzaków pomidorów, które nie poddają się jesieni, ale po tych porządkach też naszły mnie wspominki, że przecież dopiero co wszystko sądziłam, paliki wiązałam, podlewałam, dopiero co wykładałam się na moim leżaku na popołudniową drzemkę, a tu już... Rach ciach i październik puszcza napisy końcowe...

Może z tego wszystkiego razem zalęgła się nostalgia? 
Zawiesiłam na szyi Nikona i poszłam przed siebie. 

Dom z Kamienia blog Marradi

Takie ładne to nasze Marradi... Takie jeszcze zielone. Tylko tam gdzie lipy i tam gdzie bluszcz zrobiło się kolorowo "jesiennie", ale generalnie w krajobrazie nadal dominuje zieleń. Aż nieprawdopodobne... 
Po południu po miasteczku snuło się wielu przyjezdnych, w tym wielu wędrowców z kijami, z plecakami i za tym też bym pewnie zatęskniła, ale akurat na niedzielę umówiona już byłam z T. na trekking, więc choć jeden powód mniej do nostalgii. Za górami tęsknić nie muszę... 

Dom z Kamienia blog Marradi
Dom z Kamienia blog Marradi
Dom z Kamienia blog Marradi
Dom z Kamienia blog Marradi

Szłam via Francini nie spiesząc się nigdzie, cukier pachnący wanilią obklejał mi usta i palce. Zrobiło mi się tak słodko na duszy. Słodko od ciambellino, od niespieszenia się, od niepoddającej się zieleni, od słońca, od tego wyjątkowego października, który w tym roku zasłużył na cały worek medali.   

Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi
Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi
Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi

Po moim samotnym, osłodzonym ciambellino spacerze dotarłam do domu, a na telefonie wyświetliła się wiadomość od T. Takie oto zdjęcie znalezione po drodze:

Dom z Kamienia blog, jesień w Toskanii, Marradi

- Mogę wykorzystać na blogu? - zapytałam.
- Oczywiście! O tym też pomyślałam - odpisała T.   

Potem jeszcze wpadł mi do głowy pewien pomysł. Taki mały drobiazg, ale słodki niemal jak ciambellino degli Alpini. Pochwalę się za jakiś czas...

Przed nami ostatnia już kasztanowa niedziela i niech to będzie niedziela na miarę całego października 2022. 

Ciambellino był SOFFICE, a to znaczy PUSZYSTY (wym. sofficze)

Sekrety Florencji

Sekret kosmetyczny i sekret w cieniu - Florencja nadal zaskakuje

sobota, października 29, 2022

Sekrety Florencji Katarzyna Nowacka Dom z Kamienia

Kolejny całkiem ciepły poranek. Jeszcze zupełnie ciemny poranek. Poranek przed długim weekendem - przed, bo dla nas sobota jest zawsze i szkolna i pracująca. Ja mam się już prawie całkiem dobrze, więc żeby nie paplać do znudzenia o sobie samej, dokończę opowieść o kolejnych florenckich odkryciach, na które - choć paradoksalnie są na turystycznej trasie - to pewnie niewielu zwraca uwagę. 

Zatrzymajmy się na początek przy Via Tornabuoni pod numerem 17. Mówiąc bardziej wprost - żeby dla wszystkich było jasne - to ta ulica ućkana luksusowymi sklepami, która prowadzi do Świętej Trójcy. 

W tym miejscu, jak informuje dawny szyld, który zachowany został do dziś, Anglik Henry Roberts w 1843 roku założył aptekę. Było to miejsce wyjątkowe, bowiem poza lekami można było tu zaopatrzyć się w likiery i kosmetyki, jak na przykład pomady czy kremy upiększające. 

To właśnie w tym miejscu w 1878 roku narodził się jeden z kosmetyków, który znamy do dziś - BOROTALCO. Wielbiciele włoskiej chemii na pewno znają ten produkt. "Borotalco" w obecnych czasach rozrósł się do całej linii kosmetyków. Roberts wpadł na genialny pomysł połączenia talku, znanego już wtedy jako antyperspirant, z kwasem borowym, który ma właściwości bakteriobójcze. W ten sposób powstał słynny biały proszek o delikatnym zapachu, który sprzedawany był w ikonicznej zielonej puszce. 
W 1921 roku Roberts zawiązał spółkę z florentyńczykiem Lorenzo Manetti i w ten sposób powstała znana marka Manetti & Roberts. Dziś pamiątki z długiej historii działalności spółki można znaleźć przy Via de' Ginori 2, gdzie od 2015 roku mieści się siedziba jej "dziedzictwa", natomiast na Via Tornabuoni pod numerem 17 dziś znajduje się sklep Hogan, który na szczęście uszanował historyczną markę i pozostawił fragmenty i dekoracje dawnej witryny.  
 
Sekrety Florencji, borotalco, Katarzyna Nowacka Dom z Kamienia

Żeby poznać drugi sekret - nie sekret, musimy powędrować na drugą stronę Arno, do miejsca oblepionego przez turystów. 
Większość ruchu turystycznego zatrzymuje się na Piazzale Michelangelo, może połowa, a pewnie nawet mniej, fatyguje się aż do San Miniato al Monte. Jednak tylko nieliczni zatrzymują się przy stojącym pomiędzy nim kościele San Salvatore al Monte. A szkoda... 

Sekrety Florencji Katarzyna Nowacka Dom z Kamienia

Budowa kościoła San Salvatore al Monte zaczęła się w 1498 roku i ukończona została w pierwszych latach szesnastego wieku. Autorem projektu był Simone del Pollaiolo zwany il Cronaca. Jednak już wcześniej istniało w tym miejscu oratorium poświęcone prawdopodobnie San Damiano. Co ciekawe, z pierwszej świątyni zachowało się do dziś kilka pamiątek.

Sam budynek z zewnątrz jest skromny, jego fasada wygląda jeszcze skromniej na tle sąsiedniego San Miniato i to pewnie dlatego niewielu zaszczyca go wizytą. 

Świątynia choć na turystycznej trasie, to jednak pozostaje nieco w cieniu - w przenośni i w sensie dosłownym. W cieniu innych atrakcji i w cieniu starych cyprysów. Jej wnętrze mnie osobiście chwyciło za serce. Niby bardzo skromne, monochromatyczne, choć jednocześnie w renesansowym, eleganckim stylu.  

Po powrocie do domu doczytałam, że miejsce to zachwyciło nie tylko mnie - było to podobno jedno z ulubionych miejsc Michała Anioła, który o San Salvatore zwykł mawiać z czułością: "la mia bella villanella". 

Kościół bardzo ucierpiał w czasie najazdów jeszcze w XVI wieku. Do dziś jednak można podziwiać tu kilka dzieł sztuki, jak choćby witraż przypisywany Perugino. 

Z San Salvatore wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. Kto czytał Sekrety Florencji, ten być może pamięta historię Savonaroli i słynnego dzwonu. 
Pewnej kwietniowej nocy 1498 roku la Piagnona - tak nazywał się ów dzwon - rozdzwoniła się, by wezwać posiłki i uchronić Savonarolę, na którego został wydany wyrok. Na nic oczywiście dzwonienie się nie zdało. Savonarola i tak został pojmany, a dzwon "za karę" ściągnięty z dzwonnicy, załadowany na wóz i przez całe miasto przewieziony przy jednoczesnym biczowaniu aż do San Salvatore al Monte, gdzie pozostał przez dłuższy czas.  

Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte
Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte
Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte
Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte
Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte
Dom z Kamienia, Katarzyna Nowacka, Sekrety Florencji San Salvatore al Monte

To już tyle do porannej, sobotniej kawy. Wkrótce mam zamiar znów do San Salvatore zawitać, bo przy całej uważności, którą mam w sobie, kilka detali mój obiektyw niestety pominął. Was natomiast zachęcam, by przy następnej okazji, kiedy będziecie z Piazzale podziwiać panoramę Florencji, zrobić te kilka kroków więcej i poświęcić chwilę uwagi temu niezwykłemu miejscu. Jeśli moje słowa nie są wystarczającą rekomendacją, niech przekona Was Michał Anioł - la mia bella villanella...  

Pięknego dnia!

KWAS to po włosku ACIDO (wym. aczido)

zdrowie

O tym jak się "skała" czasem kruszy

piątek, października 28, 2022

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii

Nie odwołuję lekcji bez powodu, nie milczę w moim pisaniu bez powodu i w ogóle z natury jestem obowiązkowa i działająca zawsze i wszędzie. Kiedy zatem jest jakieś odstępstwo od tego "zawsze", kiedy jest jakiś powód mojej ciszy i niedziałania, to... przede wszystkim trafia mnie szlag i nie umiem sobie z tym poradzić. A jedynymi powodami odwołania lekcji czy ciszy na blogu mogą być albo brak internetu albo problemy ze zdrowiem i nie mam tu na myśli zwykłego przeziębienia. 

Pisanie jest mi tak potrzebne jak wypicie kawy rano czy umycie zębów. Zawsze muszę te myśli poukładać. Bałagan mam często w pokoju, ale w głowie muszę mieć porządek. Lekcje natomiast to przecież mój chleb, więc odwołuję je tylko wtedy, kiedy zaczynam umierać. Wczoraj zdarzyło się niestety tak - chyba po raz pierwszy w mojej karierze - że jedną lekcję musiałam przerwać w trakcie jej trwania. Miałam wrażenie, że zaraz umrę i rzeczywiście jakbym na chwilę "umarła", a potem - pod wieczór - zaczęłam znów odradzać się z popiołów. Nie mam zielonego pojęcia, co mnie trafiło. Może po prostu organizm zaciąga mi sam hamulec ręczny, bo mój rozsądek nie potrafi tego zrobić i lecę wciąż ze wszystkim na łeb na szyję. 

Zawsze też w takich momentach ogarnia mnie panika. Nawet jeśli chłopcy już duzi, to jednak ode mnie zależni. Co by było, gdyby... Aż mi słabo na samą myśl, więc lepiej nie myśleć. 

Dom z Kamienia blog o życiu w Toskanii

Na dziś miałam bardzo intensywny plan, ale nawet jeśli dziś mam się jakimś cudem prawie całkiem dobrze, to postanowiłam z tej intensywności na dziś zrezygnować. Chyba się muszę nieco zregenerować. Może potrzeba mi chwili odpoczynku, nawet jeśli wolę myśleć o sobie cyborg, czy jak mówi Mario - "roccia"? 
Muszę też zagłuszyć w głowie poczucie winy z powodu odwołanych wczorajszych lekcji. 

Moich uczniów raz jeszcze przepraszam za zmianę planu. 

Wszystkim pięknego październikowego finiszu!

ROCCIA to znaczy SKAŁA