Francuskie wakacje - akt VII - Ocean, Quiberon, kamienie i "napisy końcowe"
wtorek, września 13, 2022Z oceanem jest jak z tygrysem w klatce. Nawet jeśli zwierzę jest w klatce, to i tak przejmuje grozą. Człowiek sobie gdzieś tam z tylu głowy snuje wizje - a gdyby tak tej klatki nie było? Dokładnie to samo z oceanem. Stoisz na klifie, wysoko, tam gdzie cię fale nie dosięgają, ale czujesz drżenie skał pod stopami, czujesz siłę wody. Myślisz sobie tak jak przed tą klatką z tygrysem - a gdybym spadł? A gdyby fala jednak tu dotarła. Co wtedy???
Wtedy jest po tobie!
Kiedyś słyszałam opinię, że nie ma się czym ekscytować - ocean jest jak morze, tyle, że to ocean - tak powiedział ktoś mądry.
Bzdura! Być może zależy to od miejsca, z którego się ten ocean podziwia. Ja marzyłam o klifach, skałach, łysych wybrzeżach, o tym, by zobaczyć ocean i nie mieć nic więcej przed sobą, nie chodziło mi o kanały i zatoki. Następnym lądem miała być dopiero Ameryka. Przed półwyspem Quiberon jest wyspa, ale jest też otwarty ocean. Niezmierzony, nieokiełznany, jak ten tygrys - i to nie w klatce, a na luźnym wybiegu.
To, że trafiliśmy na Quiberon to tylko i wyłącznie zasługa zapłakanych prognoz pogody. Ponieważ we wrześniu zazwyczaj można wszystko rezerwować na ostatni moment, bo to już właściwie po sezonie, a pogoda na północy Francji bywa bardzo kapryśna, dlatego wstrzymywaliśmy się z zaklepaniem noclegu do ostatniej niemal chwili. Wiedzieliśmy, że chcemy zatrzymać się w Bretanii i że musi być ocean, reszta napisała się sama.
Pierwotnie planowaliśmy sam czubeczek regionu, ten najbardziej wysunięty na zachód, ale kiedy na dzień przed opuszczeniem Rouen, prognozy pokazywały właśnie na tym czubeczku ulewy i jeszcze raz ulewy, postanowiliśmy przesunąć się ciut bardziej na południe. To nadal była Bretania, nadal czekał na nas ocean, ale zamiast deszczu przez większość czasu miało towarzyszyć nam słońce.
Były momenty pochmurne, jakby przydymione, poszarzone, były też takie, w których lazur i ciepło wzbijały się na wyżyny. Dzięki tej różnorodności ten sam ocean nigdy nie był taki sam i dzięki temu też połowę zdjęć z całych wakacji zrobiłam właśnie tu - na niezwykłym półwyspie Quiberon.
Quiberon to południowy, przepiękny skrawek Bretanii. Czternastokilometrowy półwysep to czternaście kilometrów nieprawdopodobnego dzikiego krajobrazu od zachodu i przyjemnych, bardziej "udomowionych" plaż od części wschodniej. Wyczytałam, że latem to jedno z ulubionych miejsc Francuzów, ale po sezonie panuje tu przyjemny spokój, można do woli kontemplować spektakl, którego głównym bohaterem jest ocean.
Dotarliśmy na miejsce w sobotni wieczór. Po drobnych potyczkach przy zakwaterowaniu, zmęczeni, nim zaszło słońce - a o tej porze roku słońce zachodzi tu grubo po 21.00 - usiedliśmy przy stole naszego nowego lokum. Przez kolejne dwa dni chcieliśmy odpocząć i nacieszyć się naturą, w miarę możliwości nie tykać samochodu. Tak oto przez dwa dni zrobiliśmy prawie 30 kilometrów.
Pierwszego dnia doszliśmy aż na sam czubeczek półwyspu, skąd widać majaczącą w oddali malowniczą latarnię morską (niestety mój aparat i najlepszy nawet obiektyw nie podołali odległości), a następnego podjęliśmy przerwaną trasę w tym samym miejscu i ruszyliśmy skalistym, chropowatym wybrzeżem na stronę zachodnią.
Jeśli pierwszy spacer był piękny, to drugi nie wiem nawet jak opisać słowami...
Tyle nowego! Nowy krajobraz, nowe muszelki, nowe algi i glony nowe i nowe wszystko...
W życiu nie widziałam muszli, które przypominają trochę piramidki albo gałki oczne! I te algi jak wielkie wstęgi, taśmy, jak finezyjne stworzenia. Nawet mewy jakieś inne i te maleńkie ptaszki, które brawurowo spacerowały tam, gdzie fala obmywała plażę, jakby nic nie robiły sobie z potęgi oceanu.
Pierwszego dnia obiad zjedliśmy na skale. Wyciągnęliśmy z plecaka to, co mieliśmy w lodówce i ucztę mieliśmy przednią. Zdecydowanie z tej podróży jeśli chodzi o kulinaria - najmilej wspominam nasze improwizowane pikniki czy obiady domowe. Choć Francja ma wiele wspaniałych produktów - na przykład Bretania doskonałe sardynki i karmelowe cukierki z solonym masłem, Normandia wszelkie produkty mleczne, to jednak jedzenie w restauracjach niczym nas nie zachwyciło. Wprawdzie tylko kilka razy pokusiliśmy się o taką fanaberię, bo to też wydatek o wiele większy niż w ukochanej Italii! Szczerze mówiąc najlepsze co zjadłam w czasie tych wakacji "na mieście", to klasyczne naleśniki podawane na milion słodkich sposobów i bretońskie galette - naleśniki z mąki gryczanej podawane na słono. Obydwie wersje zasługują na szczególne wyróżnienie. Natomiast słynne małże w Bretanii były wielkim zawodem. Oczywiście zdaję też sobie sprawę, że trudno dogodzić komuś rozpieszczanemu na co dzień kuchnią włoską.
Samo miasteczko i port Quiberon są bardzo urokliwe. Latarnia morska, biel fasad małych domków, jednolita szarość ich dachów, gwar w lokalach wzdłuż ulicy "oceańskiej", przedziwna odmiana cyprysów i promy odchodzące na największą bretońską wyspę Belle île.
W poniedziałek - ostatniego dnia naszego pobytu ruszyliśmy na drugą wyprawę, startując z punktu, w którym zatrzymaliśmy się dzień wcześniej. Tym razem szlak prowadził wzdłuż zachodniego - określanego jako najbardziej dzikie - wybrzeża. Zarówno według mnie jak i według Tomka, to było pierwsze miejsce na podium naszych wakacji.
Kocham impresjonizm, kocham Moneta, ale natura jest artystą największym ze wszystkich i nic nie może się z nią równać. Na pokonanie kilkukilometrowej trasy potrzebowaliśmy kilku godzin i nie dlatego, że szlak był trudny, tylko dlatego, że widoki były tak zachwycające, że co kilka kroków przystawaliśmy, by chłonąć oczami otaczający świat, bezkresny horyzont, zdumiewający majestat, fotografować, kontemplować, zachwycać się pod niebiosa. Każda kolejna fala wydawała się inna od poprzedniej, każdy rozbryzg wody o skały był niepowtarzalny...
Ocean nie jest wcale jak morze. Ocean ma nieprawdopodobną wręcz siłę. Tygrys, który cię z jednej strony fascynuje, a z drugiej przeraża. Uderzenia fal hipnotyzują, każą się zatrzymać i tylko patrzeć. Huk wody zagłusza myśli. Ogrom sprawia, że człowiek czuje się maleńkim pyłkiem, niewiele większym od wyrzuconej na brzeg muszelki.
Tak oto spełniło się w tym przedziwnym i trudnym dla mnie roku jeszcze jedno marzenie - zobaczyć ocean. Kolejny raz napiszę, to co już pisałam wielokrotnie - wypełnia mnie wdzięczność. Wdzięczność za ten czas, za widoki, za nowe wrażenia,
Na koniec naszych wakacji ruszyliśmy samochód i postanowiliśmy zobaczyć jeszcze jedną jakże ciekawą atrakcję w pobliżu Quiberon - menhiry w Carnac. To ogromny teren, na którym znajduje się trzynaście rzędów głazów - co daje w sumie 555 menhirów. Reszta rozsiana jest również po okolicy. Menhiry ustawione są rosnąco w stronę miasteczka - od najniższych do najwyższych. Szacuje się, że liczą sobie około 4500 lat.
Jakie było ich znaczenie?
Dziś naukowcy snują różne teorie, ale tak naprawdę menhiry w Carnac wciąż pozostają zagadką.
To były wspaniałe wakacje, ale dlaczego takie wzruszenie ogarnęło mnie na widok Italii?
Bo kocham miejsce, w którym żyję i koniec wakacji wcale nie wpędza mnie w depresję. Poza tym brakowało mi piękna Italii "na każdym roku" - też między atrakcjami turystycznymi. Brakowało mi dobrej kuchni, prawdziwej kawy i najważniejszego - serdeczności, ciepła, życzliwości zwykłych ludzi.
Francuzi są inni. Francuzom nie zależy, żeby się z nimi porozumieć. Nie znasz francuskiego? A zatem masz problem. W całym Rouen nie widzieliśmy nawet menu po angielsku! Na szczęście okazało się, że Tomek radzi sobie po francusku bardzo dobrze i - czasem ku jego rozpaczy - był naszym tłumaczem.
Na pewno do Francji chcemy jeszcze wrócić, koniecznie powtórzyć Bretanię, bo jest w nas apetyt na więcej, ale też jeszcze bardziej doceniam kraj, w którym żyję. Te ponad dziewięć lat temu to był naprawdę dobry wybór.
Dzielę się moim OCEANEM i zmykam już, bo ten tydzień nie ma przewidzianych przystanków pośrednich. Pociąg zdarzeń mknie z maksymalną prędkością.
OCEAN to po włosku OCEANO (wym. oczeano)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Kasiu, przepiekne fotki, dziekuje. Dla mnie numero uno fotka 6. Troche zakluca idylle czerwony plecak:) ale dla mnie idealny obraz.
OdpowiedzUsuńNumero due kolory "potfora" fotka 13 i 40.
Numero tre fotka 14, braterska milosc:)
Serdecznosci
Molgosia Neuss