Neapol - moja pierwsza podróż w pojedynkę - Akt IV - zabytki trochę przypadkiem
czwartek, sierpnia 25, 2022Nie planowałam żadnego muzeum, a zatem tak, jak już wspomniałam, nie zarezerwowałam ani jednego biletu. Chciałam chłonąć Neapol spontanicznie, iść przed siebie z oczami szeroko otwartymi i łowić z otoczenia to, co sercu miłe. W ten oto sposób zupełnie bez planu trafiłam do wielu wspaniałych miejsc i jak na tak krótki czas, odkryłam wiele "sztandarowych" cudów Neapolu - można powiedzieć - trochę przypadkiem. Od Piazza del Plebiscito przez Galerię Umberto I, po chiostro di Santa Chiara. Od Castel dell'Ovo, przez Gesù Nuovo, po Duomo, San Lorenzo i na koniec muzeum Galerie d'Italia oddział Napoli.
W Neapolu znajduje się blisko 1000 kościołów. Ja widziałam oczywiście tylko kilka z nich i każdy jeden był na swój sposób zachwycający. Bogactwo niektórych wnętrz kontrastuje ze skromnymi ulicami miasta, może też dlatego ten przepych momentami przygniata.
Neapol to oczywiście też San Gennaro, nie mogłam więc przede wszystkim nie wstąpić do Duomo. Potem zajrzałam też też do San Lorenzo Maggiore i oczywiście do Gesù Nuovo - tu miałam nadzieję na sfotografowanie przedziwnej fasady, ale ta niestety obecnie jest w remoncie przykryta rusztowaniami.
Na tle wszystkich odwiedzonych przeze mnie kościołów najbardziej wyróżniał się San Francesco di Paola na Piazza del Plebiscito. To podobno jeden z ważniejszych przykładów architektury neoklasycystycznej w całej Italii. Chyba każdemu, kto przestąpi jego próg i spojrzy do góry nasuną się skojarzenia z rzymskim Panteonem.
Ze wszystkich sakralnych przystanków w czasie mojego zwiedzania, najmilszy był jednak ten na majolikowym dziedzińcu Santa Chiara. Zamiast bogactwa i patosu, zdecydowanie wolę rustykalny styl.
Nie będę opisywać szczegółowo każdego zabytku, bo do każdego można napisać elaborat i gdybym wszystkim odwiedzonym przeze mnie miejscom poświęciła tyle słów, na ile zasługują, skończyłabym opowieść pewnie w grudniu.
Szłam już w stronę stacji, kiedy na via Toledo zamachała do mnie jedna z tych reklam w kształcie flagi. Artemisia Gentileschi…
- Nie, proszę! Nie mam już czasu…
- A może masz? Najwyżej nie zjesz porządnego obiadu - przekonywał wewnętrzny głos. Przez chwilę byłam jak Gollumn prowadzący dialog z samym sobą.
- Nie, nie mam. Będę znowu biec. Artemisia też może poczekać na następny raz.
Powolutku z głową tęsknie patrzącą za obrazem z reklamy ruszyłam dalej. Wtedy wiatr zawiał jakoś inaczej i okazało się, że Artemisia znalazła oparcie w Caravaggio. Na drugiej stronie flagi było inne, jakże zacne dzieło sztuki.
- To nie fair! - na takie argumenty już nie miałam siły. - W nosie z obiadem. Złapię coś na wynos do pociągu.
Gallerie d’Italia - cztery miasta we Włoszech i cztery muzea. Jedno z nich właśnie w Napoli. Oczywiście weszłam tam przede wszystkim dla Artemisi i Caravaggio, ale kiedy już weszłam odpłynęłam.
To całkiem nowa przestrzeń oddana zwiedzającym kilkanaście lat temu. Na 10.000 metrów kwadratowych możemy podziwiać starożytną ceramikę, sztukę współczesną i przede wszystkim wspaniałe malarstwo Neapolu od XVII do XX wieku.
To tutaj znajduje się ostatni znany nam obraz Caravaggio - Męczeństwo świętej Urszuli, to też tutaj możemy podziwiać dzieło Artemisii Gentileschi - Samson i Dalila. Poza tym znalazłam tak wiele niezwykłych obrazów, poznałam tylu nowych artystów, że kiedy już uporam się z pracą nad książką, będę zgłębiać z największą rozkoszą i kiedy następnym razem zawitam do Neapolu, będę te wszystkie cuda podziwiać z większą świadomością.
Myślę, że te moje dwa dni w podróży solo były bardzo intensywnym "obwąchiwaniem" Neapolu. Choć tak mało czasu, to jednak patrząc dziś na zdjęcia, stwierdzam, że naprawdę dużo udało mi się zobaczyć.
Poza tym, o czym już pisałam: sfotografowałam też oczywiście imponującą Galerię Umberto, jedną z historycznych kawiarni Włoch - słynne Caffe' Gambrinus, w którym bywali między innymi: księżniczka Sissi, Hemingway, Oscar Wild czy Gabriele D'Annunzio, obejrzałam z zewnątrz kilka zamków i pałaców, choć weszłam tylko do jednego - Castel dell'Ovo i ten akurat nie był niczym szczególnym, najpiękniejszy był widok jaki rozciągał się z jego tarasów.
To wszystko razem sprawiło, że pokochałam Neapol całym sercem. Tak naprawdę pokochałam go już kilka minut po wyjściu ze stacji kolejowej, kiedy na krawężniku ruchliwej ulicy zastanawiałam się jak przejść na drugą stronę. Poobserwowałam chwilę jak robią to napoletani i potem ruszyłam przed siebie. Neapol to jak żywy organizm, cudownie było na chwilę stać się jego mikrocząsteczką.
Chciałam jeszcze napisać kilka słów o podróżowaniu solo, które zachwyciło mnie niemal w równym stopniu jak sam Neapol. Dziś jednak gonią już obowiązki, więc ta opowieść pozostanie na inny raz.
Pięknego dnia!
BOGACTWO to po włosku RICCHEZZA (wym. rikkecca)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze