Czerwcowe wakacje - akt II - Ascoli Piceno i kto z kim się pobił
wtorek, czerwca 21, 2022Nocleg w Marche rezerwowałam schodząc ze szlaku na Monte Sibilla. Takie rozwiązanie - rezerwacja w ostatniej chwili - sprawdziło się też w drodze powrotnej. Wystarczy wyszukać przez popularne portale odpowiednią kwaterę, potem znaleźć jej bezpośrednią stronę w wyszukiwarce i zadzwonić. Oczywiście domyślam się, że nie każdy z gospodarzy mówi po angielsku, więc znajomość włoskiego jest zdecydowanie pomocna, ale na pewno takie rozwiązanie jest bardzo korzystne, kiedy człowiek podróżuje spontanicznie i nie do końca wie, gdzie go noc zastanie.
W ten sposób na nasz pierwszy postój noclegowy znalazłam bardzo przyjemny i wygodny domek u przemiłych ludzi. Aż żal było, że to tylko jedna noc.
Jak się okazało domek znajdował się tylko 13 kilometrów od Ascoli Piceno, więc nawet jeśli tego miasta nie mieliśmy w planach, grzechem byłoby się nie zatrzymać choć na krótki, poranny spacer. Po leniwym śniadaniu przed kamiennym domkiem wśród ziół, lawendy i drzewek oliwnych ruszyliśmy w drogę.
Jeden dzień, by poznać Ascoli to zdecydowanie za mało, a co dopiero kilka godzin... Tak czy inaczej wierna jestem swojej zasadzie, że aby "poczuć" miasto, przy pierwszym spotkaniu najlepiej podarować sobie tylko niespieszny spacer. Jeśli miejsce chwyci mnie za serce - wracam, by zgłębiać je tak, jak na to zasługuje. Lubię wracać i powoli zanurzać się w atmosferę, delektować się nowym, uczyć historii, poznawać kulturę, smaki, sekrety... Lubię wracać tam, gdzie zostawiam kawałek serca.
Zawsze też powtarzam, że to czy dane miejsce nam się spodoba, zależy od momentu i wielu okoliczności, które na ten moment się składają. To potwierdziło się w czasie tych wakacji kilka razy. Do Ascoli zawitaliśmy w poniedziałkowy, gwarny poranek i jeszcze nim zaparkowaliśmy samochód, wiedziałam, że to będzie TO. To musiał być kolejny punkt na liście "trzeba wrócić".
Ascoli wyróżnia się zdecydowanie spośród miast, które widziałam do tej pory. Słynie przede wszystkim z tego, że całe centrum wybudowane zostało z eleganckiego białego kamienia - z trawertynu. Z litych bloków wybudowano nie tylko budynki, ale też całe place, zrobiono z niego ławki, fontanny i dekoracje.
Serce miasta - Piazza del Popolo - zwana często salonikiem Italii, na początku XVI wieku została wyposadzkowana trawertynem. To tutaj znajduje się najczęściej fotografowany Palazzo dei Capitani del Popolo, kościół świętego Franciszka i w końcu słynny Caffe' Meletti, który znajduje się na liście historycznych barów Italii. To tutaj bywali Sartre, Hemingway, Simone de Beauvoir czy Pietro Mascagni.
- Myślisz, że Hemingway się tu bił?
- Znając legendy jakie o nim krążyły, tak być może.
- To my też się tu pobijmy - powiedział Tomek i zaraz zainscenizowali przed barem szarpaninę, a potem triumfalnie zapozowali mi do zdjęcia. Te zdjęcia oczywiście pozostaną tylko w kronikach rodzinnych. Każdego z nas nęci coś innego, ale i ja i Tomek mamy słabość do literackich odnośników i do "tu bywał..."
Z Piazza del Popolo przeszliśmy na drugi ważny plac Ascoli - Piazza Arringo czy też dell'Arengo. To właśnie tutaj w średniowieczu odbywały się wszystkie ważne zgromadzenia. Przy tym też placu stoi Duomo - kościół pod wezwaniem świętego Emidiusza, który jest patronem miasta i jednocześnie protektorem od trzęsień ziemi. Sant'Emidio pochowany został w krypcie pod głównym ołtarzem.
Piękna fasada - oczywiście z trawertynu - została zaprojektowana w XVI wieku przez Cola dell'Amatrice, natomiast sama budowla powstała prawdopodobnie na pozostałościach po świątyni pogańskiej poświęconej Junonie.
Warto zajrzeć do środka, bowiem wnętrze Duomo jest jeszcze piękniejsze niż jego fasada.
Na koniec kilka ciekawostek. Dwie dotyczą topografii miasta. Wąskie uliczki, którymi można przejść tylko pieszo lub przejechać rowerem nazywają się w Ascoli "Rue". Najsłynniejsza i najczęściej fotografowana to Rua delle Stelle. Miasto - podobnie jak Wenecja i jeszcze kilka innych włoskich miast - podzielone jest na sestieri - czyli sześć dzielnic.
Przysmakami, których w Ascoli koniecznie trzeba spróbować są le olive ascolane - tutejsze oliwki wydrylowane, wypełnione mięsem i usmażone w panierce oraz ciaiuscolo, czyli "kiełbasa" z różnych części mięsa wieprzowego aromatyzowana białym winem, czosnkiem i pieprzem.
To tylko mały wycinek tego, co w Ascoli można zobaczyć - ot tyle, by wypełnić jeden piękny czerwcowy poranek. Wrócę na pewno, bo tyle jeszcze zostało do odkrycia: Ponte di Cecco, Rocca Malatestiana, teatr rzymski i wiele wiele więcej...
Odwróciliśmy się za siebie kilka razy, żeby mieć pewność, że do Ascoli wrócimy - tak, tak w tej kwestii jestem przesądna jak mało kto - i ruszyliśmy w stronę Gran Sasso. Szybko na horyzoncie zamajaczył wielki róg.
"Bądź mój, proszę!" - wyszeptałam sama do siebie...
Ciąg dalszy nastąpi...
BYWAĆ (na przykład w jakimś barze) to po włosku FREQUENTARE (wym. frekuentare)
sukienka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Posyłam serdeczności z Ascoli Piceno, które stało się moim domem i które jak mówię skradło moje serce.
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam tu wiele. Nawet trzęsienie ziemi, które pozbawiło nas z moim włoskim partnerem własnego mieszkania i na które wciąż czekamy żeby wrócić do niego po remoncie.