A kasztan nadal się śmieje
niedziela, maja 01, 2022Zestroiłam się pięknie w chabrową spódnice od Pani Basi, zapakowałam wszystko do nowej "nerki" i plecaka. Sprawdziłam czy niczego nie brakuje - telefon, długopis, notes, książka, portfel, błyszczyk, ładowarka do telefonu, maseczka, dodatkowy obiektyw. Wszystko na miejscu. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam na widok połączenia intensywnego chabru ze szmaragdową koszulką. Jeśli iść na TAKI trekking to tylko z klasą! I wtedy w mojej głowie zalęgła się wątpliwość - czy aby na pewno w soboty jest ten pociąg o 11.00???? Otworzyłam jeszcze raz komputer, szybki rzut oka na stronę "Trenitalia".
Szlag...
Pociągu nie było. Cały mój misterny plan... nie będę kończyć finezyjnego cytatu.
Choć w sumie jak mam być szczera to nawet się nie zdenerwowałam. Pomyślałam, że widocznie tak miało być i może to znak, że mam zostać w Marradi i "odpocząć". W końcu na łące Dyzia też mogłam zadawać szyku w chabrach i szmaragdach!
Poczekałam aż Mikołaj wróci ze szkoły, zjedliśmy razem obiad, który mu wcześniej zapobiegawczo przygotowałam, a potem zgarnęłam te wszystkie moje fanty i poszłam kilka kilometrów przed siebie asfaltową wstążeczką, żeby wyciągnąć się na dyniowej łące i wreszcie w spokoju bez patrzenia na zegarek korzystać z ciszy, ze słońca, z całego dobrodziejstwa natury, które otulało mnie błogo jak skrzydła kwoki otulają pisklaki.
Na tej łące było bosko. Bosko i kropka. Nic więcej dodawać nie trzeba. W między czasie zadzwonił Mario i zaproponował kolejny spacer, więc kiedy się już porządnie wygrzałam, wskoczyłam do terkoczącego radośnie Rangera i asfaltową wstążeczką pojechaliśmy jeszcze kawałek wyżej w stronę passo.
- Pamiętasz to drzewo, tego kasztana z maską?
- Pamiętam. To było chyba tam.
- Jakoś tak w bok się schodziło. Sprawdzimy?
- Dawaj!
Zostawiliśmy samochód na pierwszym ostrym zakręcie, od którego droga na przełęcz gnie się już do niemożliwości i dalej szutrową drogą poszliśmy w stronę domu "medyków". Gaj kasztanowy, w którym kiedyś znaleźliśmy "drzewo z maską" znajduje się prawie po drodze.
Kasztany to drzewa, które jesienią jako ostatnie tracą liście, ale za to wiosną są też chyba ostatnimi, które budzą się do życia. Dookoła już wszystko kipi od zieleni, a ich gałęzie dopiero zaczynają delikatnie stroić się w małe listeczki.
Drzewo z maską, drzewo chochlika czy fauna - jak zwał tak zwał - znaleźliśmy niemal od razu.
-Popatrz! Nic się nie zmienił.
- Uśmiecha się.
Wczorajszy plan nie wypalił, ale tak czy inaczej był to dobry dzień. Na dziś plan urodził się spontanicznie, ale co i jak to może już jutro. Tymczasem nastał nam maj i mam nadzieję, że będzie ciepło, kolorowo i pogodnie nam królował. W maju postarzeje się Mikołaj i Mario, a ja wystartuję z pierwszą w tym roku turą warsztatów.
Jeszcze, żeby podsumować kwiecień - a raczej pochwalić się kwietniem. Dużo było trosk, które musiałam wychodzić, więc chodziłam, chodziłam i wychodziłam 244 kilometry. Można też powiedzieć, że sumując wszystkie przewyższenia weszłam na Monte Adamello w Lombardii.
Pięknego dnia!
UŚMIECH to po włosku SORRISO (wym.. sorrizo)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
244 kilometry? O łał jestem pod wrażeniem. Takim sposobem ma Pani taką dawkę ruchu i to jeszcze w najpiękniejszych okolicznościach przyrody że żadne wymyślne siłownie czy treningi nie są już potrzebne. Zdecydowanie wolałabym takie trekingi ale jak się nie ma co się lubi...
OdpowiedzUsuńW Polsce maj przywitał nas piękna pogoda na szczęście i mama nadzieję że zimno już nie wróci. Pozdrawiam