Rzymski deszcz - turystyczna część opowieści
piątek, kwietnia 01, 2022Nie udało mi się obejrzeć ekstazy świętej Teresy Berniniego. Nie miałam pojęcia, że kościół zamknięty jest do odwołania przez uszkodzenie kopuły. Nie dotarłam też ostatecznie na Trastevere, bo te mokre buty ciążyły jak nie wiem co. Przeszłam szlakiem całkiem turystycznym, uciekając jak najczęściej w boczne uliczki w poszukiwaniu niecodziennych kadrów.
Choć to mało oryginalne i choć już tu byłam, to jednak ponownie przedreptałam przed Fontana di Trevi. W takich miejscach, kiedy już obiektyw nasyci się pięknem, ciekawym doświadczeniem może być cofnięcie się do "drugiej linii" i poobserwowanie ludzi, którzy w takich miejscach są szczególnie fascynującym żywym teatrem. Przy okazji obejrzałam sobie też parasolki innych zwiedzających i stwierdziłam, że moja jest zupełnie "nie moja" i powinnam pomyśleć o porządnej parasolce, która lepiej by się ze mną komponowała, tak jak na przykład ta w biało różowe paski przy Fontana di Trevi...
Oprócz parasolki pięknie na tle fontanny wyglądali dwaj mali bracia, których mama sama odziana w plastikowy płaszcz, ustawiła ich do zdjęcia w "spidermanowych" koszulkach. Chłopcy widząc, że wycelowałam w nich obiektyw, do mnie też posłali słodkie uśmiechy.
Główną nagrodę na moim prywatnym teatralnym festiwalu wygrał jednak pewien pan. Pan z Torbą na Głowie. Brawa dla tego pana za oryginalność. Mieć zdjęcie przed Fontaną di Trevi to nic oryginalnego, ale mieć takie zdjęcie - to już zupełnie inna bajka.
Od Fontanny di Trevi ruszyłam w stronę "książkowej fontanny". Fontana dei Libri podpowiedział mi Mario i bardzo mnie tym wzruszył, bo to był dla mnie taki miły dowód na to, jak bardzo mnie zna. Po pierwsze książki, po drugie wiadomo, że lubię fontanny, po trzecie takie miejsce to dla przeciętnego turysty być może drobiazg bez większej wagi, a ja właśnie takie miejsca lubię.
Lubię wędrowanie ulicami miasta w poszukiwaniu sekretów nieoczywistych.
Fontana dei Libri znajduje się przy obecnej Via degli Staderari, natomiast dawniej ulica ta nazywała się Via dell'Università od znajdującego się w okolicy Università della Sapienza.
W środku fontanny widnieje głowa jelenia, który jest symbolem rejonu świętego Eustachego. Głowa ulokowana została pomiędzy czterema księgami, które oczywiście symbolizują uniwersytet i wiedzę. Co ciekawe fontanna zawiera pewien błąd, ale myślę, że zauważy go tylko super uważny i poinformowany obserwator. Pomiędzy rogami jelenia widnieje nazwa dzielnicy, a pionowo tuż obok wyryty też jest jej numer. Problem tylko w tym, że S. Eustachio to rione VIII, a numer ponad rogami jelenia to IV.
Dotarłam do fontanny i zaraz oczywiście wysłałam Mario zdjęcie, a ten w odpowiedzi napisał: la tua fontana (...) sete di conoscenza... (tł. twoja fontanna, pragnienie poznania).
Zrobiło mi się bardzo miło i zrobiłam się też bardzo głodna. Było już późno, a ja od rana, od wczesnego śniadania, przez opóźniony pociąg, byłam z pustym brzuchem.
Zawiedziona przemknęłam tylko przez Campo dei Fiori - zawiedziona czym - tego już wypisywać nie będę i pognałam dalej za rozkapryszonym nosem. Gnałam tak przez kilka kilometrów, bo ja zanim usiądę "do strawy" - jak mawia Tomek, muszę to miejsce poczuć całym sercem. My się musimy od progu zwyczajnie polubić.
I bingo!
Przed moim nosem miła kelnerka postawiła talerz z pastą cacio e pepe, świeże, duszone szparagi i karafkę wina. Było mi tak dobrze, że przez chwilę zapomniałam o mokrzusieńkich butach. Ponieważ kelnerka na moją prośbę zabrała mój telefon za bar i podłączyła mi go do szybkiego ładowania, przez chwilę z braku laku gapiłam się w telewizor. Nie mam w domu telewizji, więc wszystko było dla mnie nowe. Obejrzałam kilka reklam, utwierdziłam się w przekonaniu, że mój brat rzeczywiście wygląda jak Ibrahimovic - nawiasem mówiąc, nie mam pojęcia co piłkarz reklamował, a po kolejnych kilku reklamach przyznałam sobie medal za brak telewizji w domu i znudzona telewizyjną sieczką, zaczęłam obserwować restauracyjne życie. Zazdrościłam trzem przyjaciółkom przy stoliku obok, bo były we trzy i podzieliły się porcją tiramisu'. Ja sama też miałam ochotę na słodkość, ale wiedziałam, że sama takiej porcji nie sprostam.
- Może limoncello? - zapytał właściciel lokalu mężczyzn siedzących za mną.
- Oj nie nie! Ja jeszcze mam lekcje! - odpowiedział jeden z nich, a z powagi głosu wywnioskowałam, że był to raczej profesor, niż student. Głupio mi się było odwracać, lubię do głosu domalować sobie w wyobraźni twarz. Pan, który podziękował za limoncello miał twarz profesora.
- A dla pani tiramisu'? Sami robimy! - właściciel lokalu przystanął przy moim stoliku.
- Nie, dziękuję, ja tylko kawę.
Mężczyzna popatrzył na moje niedopite jeszcze wino.
- Ale chyba za chwilkę, prawda?
- Tak, za parę minut. Tak jest dobrze...
Pięknego weekendu! Pięknego kwietnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze