Łąki i książki
wtorek, kwietnia 26, 2022Mam w tym roku na celowniku jeszcze jedną "łąkę Dyzia". Tę wybieram, kiedy mam więcej czasu, bo żeby do niej dotrzeć muszę przedreptać prawie cztery kilometry w jedną stronę, ale jednocześnie nie muszę sobie fundować wysiłku dużym przewyższeniem. Łąka jest piękna, o tej porze soczyście zielona i ukwiecona. Widać z niej badię i gaj kasztanowy należący do posiadłości "Pian della Quercia".
Na tej właśnie łące spędziłam sobotnie popołudnie. Obiad zjedliśmy tylko we dwoje z Mikołajem, bo w soboty Tomek pomaga w ośrodku dla imigrantów. Pracuje z małymi dziećmi. W tej chwili ma pod opieką dwoje maluchów z Erytrei i zawsze po powrocie opowiada różne historie. W sobotę na przykład wrócił z ręką wymazaną flamastrem, bo kiedy pracował ze starszą Marią, jej młodszy, niesforny brat wyżywał się "artystycznie" na dłoniach Tomka.
A zatem po obiedzie Mikołaj poszedł do swoich spraw - wśród których był wycisk rowerowy i nazbieranie kwiatów dla Matki, bo Toliboskim można być nadal, nawet w wieku szesnastu lat, a ja zwinęłam moje fanty do plecaka i tyle mnie widzieli.
Dla kogoś kto zaczyna weekend w piątek po południu i wraca do pracy w poniedziałek rano to żadne wielkie halo, ale dla mnie, która weekendów tradycyjnych w kalendarzu raczej nie ma, taka sytuacja, kiedy w perspektywie są DWA WOLNE DNI to istne szaleństwo, to euforia jakbym zaczynała wczasy nie wiem gdzie!
Swoją drogą te dwa dni odpoczynku były dla mnie naprawdę zbawienne i obiecałam sobie, że przynajmniej raz w miesiącu będę sobie taki wolny dwudniowy luksus fundować. Dziś jestem jak nowonarodzona!
Fascynująca opowieść o ludziach, o modzie, o relacjach, o biznesie, o rodzinnych perypetiach, napisana bez nadęcia, bez wybielania, z niemal dziecięcą lekkością.
Nie mogłam się oderwać! Przez to właśnie zabalowałam na łące Dyzia prawie do kolacji i kiedy już włożyłam przeczytaną książkę do plecaka, wiedziałam, że nie mam jednak zamiaru ani oglądać House of Gucci, ani fatygować się do Museo Gucci.
W poniedziałek znów wrzuciłam do plecaka książkę i notes i poszłam w to samo miejsce, ale tym razem wdrapałam się nieco wyżej. Książki nie przeczytałam nawet strony, ale za to pisałam, pisałam i nie mogłam przestać. Na maila przywędrowało kilka miłych wiadomości, w tym od mojego redaktora. Szłam potem do domu i uśmiechałam się sama do siebie. To zazwyczaj ja jestem tą, która cytuje innych, więc nagle dostać maila z moim własnym cytatem wypisanym wielkimi literami... To są dla mnie WIELKIE chwile.
Pięknego dnia!
MIEĆ ZAMIAR to po włosku AVERE INTENZIONE (wym. awere intencjone)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Wielka dodatkowa korzyść z czytania Twojego bloga, to nauka języka włoskiego :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń