Subiektywnie
piątek, marca 18, 2022W 2007 roku w czasie naszych pierwszych toskańskich wakacji - marradyjskich wakacji, jeden dzień przeznaczyliśmy na wojażowanie do serca Toskanii. Chciałam zobaczyć to słynne Chianti - bo przecież, jeśli Toskania, to Chianti być musi - tym bardziej, że trafiliśmy do wakacyjnego domu w górach, wśród kasztanów, zupełnie na uboczu, niby do Toskanii, ale jakoś mało "toskańskiej".
Chciałam zobaczyć filmowy, literacki krajobraz, klasykę, do której wzdycha jeśli nie pół to chociaż ćwierć świata. I oczywiście piękne były te wszystkie cyprysy, winnice i gaje oliwne, zachwycały kamienne posiadłości, świat miejscami piękny aż do przesady, jednak w sercu pozostał wtedy chłód... Tak, piszę to w pełni władz umysłowych.
Wróciliśmy wieczorem do Marradi i zrozumiałam dokładnie na czym polega różnica. Marradi może nie było takie widowiskowe, krajobraz dookoła nijak się miał do "pocztówek", ale było tu coś, co w moim mniemaniu jest na wagę złota i o czym już wiele razy pisałam - prawdziwość, autentyczne życie, ludzie, dialekt. Przez lata nie raz utwierdziłam się w tym przekonaniu i te refleksje powróciły teraz z tą samą siłą, kiedy w minioną niedzielę już po ostatnim przystanku wsiadaliśmy do samochodu.
Nim ruszyliśmy popatrzyłam jeszcze raz z podziwem na łagodne pagórki, na typowe kamienne wille i pomyślałam: jak pięknie i jednocześnie... odrobinkę smutno. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tutaj to życie chowa się za wysokimi murami bogatych posiadłości. Może zmęczyło się turystycznym gwarem, w końcu chyba żaden inny region Włoch nie został tak skutecznie wypromowany jak Toskania.
Dziś te wszystkie wille są albo odgrodzone od reszty świata albo przeznaczone na agroturystykę i otwarte tylko dla swoich gości. Ja natomiast wolę skromniejsze progi, wolę domy dzikich Apeninów, gdzie czasem szlak prowadzi przez środek czyjegoś podwórka, gdzie można przystanąć, chwilę porozmawiać z nieznajomym. W turystycznym sercu Chianti, czy w Orci mam wrażenie, że mieszkańcy albo są "w pracy" dla turystów albo po godzinach znikają do innego świata, a ja przecież tak bardzo lubię wchodzić w relacje z przypadkowo napotkanymi osobami. Tutaj zdecydowanie mi tego brakuje.
Najbardziej swojskimi przystaniami tej części regionu są właśnie te stare pievi, o których pisałam wczoraj.
Podsumowując...
Nieustannie zadziwia mnie, jak bardzo różnorodna jest Toskania, wystarczy zrobić dwa kroki w bok, na chwilę zostawić turystyczny szlak, by znaleźć prawdziwe życie, nawet jeśli opakowane trochę mniej widowiskowo.
Dotelepaliśmy się do nowego weekendu (ja prawie) i już rodzą się nowe plany. Pod skórą lęgnie się coraz większy niepokój, sen znów w nocy to jest, to go nie ma.
Dodatkowo, kiedy wczoraj zasypaliście mnie zdjęciami mojej drugiej książki, najpierw ogarnął mnie jeszcze większy stres, a potem ten stres złagodniał, gdy dostałam od Was pierwsze wiadomości pełne dobrych słów. Bardzo za te słowa dziękuję. Pewnie nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo są dla mnie ważne.
Pięknego dnia!
prawie Kasia:) |
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
3 komentarze
Myślę, że rozumiem, o co chodzi. Tak samo swoją dzikością i "chropowatością" zachwyciło mnie w tym roku południe Toskanii - Maremma. Etruskie drogi, maleńkie miasteczka, wsie, gdzie trzeba czekać, aż przejdą owce i gdzie ludzie patrzyli na nasz samochód, jakby to było ufo, bo rzadko kiedy ktoś tam trafia przez przypadek. Niepowtarzalny urok.
OdpowiedzUsuńOooo to to to!!! Tak❤
UsuńJa już od lat odwiedzam taką właśnie Toskanię! Położone na uboczu malutkie miasteczka, które znajduję na powiększanych do granic możliwości mapach Google, na zdjęciach w tle itp. Są cudne, i to właśnie w turystycznym "centrum" Toskanii, ciche, spokojne, z mieszkańcami spoglądającymi na nas z lekkim zdziwieniem, ale z ciepłym uśmiechem i buongiorno. A ciche pievi kilkusetletnie... Bajka.
OdpowiedzUsuń