Na dziedzińcu w Fiesole Albert i ja
środa, marca 16, 2022Kiedy zwiedzam nowe miejsce, zawsze fotografuję każdą tabliczkę. Nie każdą mam czas przeczytać od razu do końca, ale traktuję je jako podstawowe, wyjściowe źródło wiedzy i dopiero potem w domu przygotowując wpis powiększam obrazki i wgryzam się słowo po słowie we wszystkie podane informacje.
I tak, kiedy wczoraj przeglądałam zdjęcia do tej części opowieści, aż się wzruszyłam, bowiem okazało się, że moje wrażenia niedzielne z dziedzińca klasztoru franciszkanów wcale nie były takie oryginalne...
Na jednym ze zdjęć uchwyciłam oprawiony w ramki długi tekst, który wisiał w korytarzu, oto jego fragment:
"A Fiesole, nel chiostro di San Francesco, un cortiletto cinto da arcate e traboccante di fiori rossi, di sole, di api gialle e nere. In un angolo un annaffiatoio verde. Ovunque un ronzio di mosche. Arso dal caldo, il piccolo giardino fuma dolcemente. Siedo per terra, penso a quei francescani di cui poco fa ho visto le celle..." (15 września 1937 rok)
W Fiesole, w klasztorze świętego Franciszka, dziedziniec otoczony arkadami i kipiący czerwonymi kwiatami, słońcem, żółto czarnymi pszczołami. W rogu zielona konewka. Wszędzie bzyczenie much. Piekący gorącem, mały ogród delikatnie paruje. Siadam na ziemi, myślę o tych franciszkanach, których cele oglądałem chwilę wcześniej... - Tak we wrześniu 1937 roku pisał Albert Camus.
W niedzielę był dopiero zaczątek wiosny, nie było jeszcze palącego gorąca, a tylko nieśmiałe marcowe ciepło, nie było czerwonych kwiatów, tylko kępy żonkili, muchy jeszcze nie bzyczały, ale była konewka, w rogu wisiał ogrodowy wąż, a w oczku wodnym pływała gumowa kaczka... Dokładnie rozumiem o czym pisał Camus i co w tym momencie musiał czuć. Ja czułam to samo.
Mnie też klasztor świętego Franciszka oczarował i sama siebie ganiłam w myślach, za to, że tyle razy byłam w Fiesole i nigdy się tu nie pofatygowałam, choć to przecież tylko kilkaset metrów od głównego placu.
Klasztor wznosi się na samym szczycie wzgórza. Trudno wyobrazić sobie bardziej spektakularną pozycję - u stóp rozciąga się Florencja, najpiękniejszy renesansowy dywan.
Już wieki temu istniała w tym miejscu ważna osada etrusko - rzymska, która została zniszczona na początku XII wieku przez florentyńczyków. W 1114 roku wykuto tu w skale maleńkie oratorium, które z czasem rozrosło się i stało pustelnią. Kompleks przeszedł w ręce franciszkanów w 1399 roku. Dziś można zwiedzać nie tylko dziedzińce i kościół, ale też poszczególne sale i muzeum. Znajdują się tu dzieła takich artystów jak: Piero di Cosimo, Raffaellino del Garbo, Cosimo Rosselli i Neri di Bicci.
Oprócz Alberta Camusa zawitała tu w zeszłym wieku również inna sławna osobistość, ale tę ciekawostkę pozwólcie, że zachowam na inną okazję.
Klasztor franciszkanów znajduje się na tuż nad jednym z tarasów widokowych - albo raczej to taras widokowy rozciąga się u stóp klasztoru. To właśnie tu ciągną się etruskie mury, wzdłuż których biegnie szlak, który zaprowadzi Was na opisane wczoraj Monte Ceceri.
Jeśli do tej pory zachwycaliście się Fiesole, bo tak jak większość turystów zwiedziliście etruskie pozostałości, zatrzymaliście się na placu na kawę lub aperitivo, przeszliście uliczkami pomiędzy zacnymi willami oraz popatrzyliście z góry na Florencję, to zapewniam Was, niewiele jeszcze w Fiesole widzieliście. Kto był Na Monte Ceceri, kto przysiadł na dziedzińcu klasztoru San Francesco - ten na pewno się ze mną zgodzi.
Jutro postaram się pokazać Wam inną toskańską perełkę. Tymczasem powiem tylko, że w końcu zima zaczęła na serio zbierać się do drogi. Powietrze pachnie wiosną. Noc była bardzo ciepła. Mogę już moją mimozę przesadzić do ogródka.
Pięknego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Jest nas więcej, Kasiu! Ja też pokochałam najbardziej te małe perełki, fotografuję szczegóły i wdycham z lubością zapachy! U franciszkanów byłam już chyba dwa razy, a jak będę w Fiesole to i tak znowu ich odwiedzę. No i w Toskanii zakochałam się w tym, co romańskie - bo małe, przytulne, w sam raz na moją miarę (bo jestem niewysoka?). Annamaria.
OdpowiedzUsuń