O odwadze, o miejscu i o dachach - wspominkowo
środa, lutego 09, 2022- Pomyślałaś kiedyś, żeby wyprowadzić się z Marradi? - zapytał Mario, kiedy w niedzielę wracaliśmy z toskańskich wojaży.
Przez chwilę musiałam się zastanowić nad odpowiedzią...
- Nie wiem. Chyba nie. Tu jest mi dobrze. Kiedyś zażartowałam do chłopców, że jak oni się wyprowadzą i ruszą w daleki świat, to może ja przeniosę się na południe, ale Tomek zaraz zdecydowanie zaprotestował. Powiedział, że z Marradi jest emocjonalnie związany i że tu chce wracać do domu na wakacje. A zatem tak już pewnie zostanie...
Miałam wrażenie, że Mario ulżyło po takiej odpowiedzi.
- Ale wiesz, że ja chcę trochę powędrować. Mam tyle szlaków w planach, no i ten "największy", najbardziej spektakularny...
Rozmawialiśmy dużo o moim byciu tutaj, o przeszłości i przyszłości... Tyle mam jeszcze rzeczy do poukładania.
- Za rok wystąpię o obywatelstwo. Zobaczymy ile przyjdzie mi na nie czekać.
- Jedno jest pewne. Lata temu wykazałaś się lwią odwagą wywracając swoje życie do góry nogami.
- Jak dziś o tym myślę, to rzeczywiście tak. Nie wiem czy to bardziej odwaga, czy szaleństwo. Ale wiesz co? Nigdy, nawet w najbardziej krytycznym momencie, a tych jednak trochę było, nigdy, przenigdy nie pożałowałam tej decyzji.
W głowie zaczęłam liczyć ile to już czasu ta moja włoska fiksacja trwa. W sumie dużo i niedużo. Niedużo wobec całego życia, ale jak na trwanie fiksacji tudzież miłości to całkiem sporo. Piętnaście lat odkąd przyjechałam tu na wakacje i odkąd w głowie zalęgło się pragnienie, by tutaj właśnie zamieszkać. Tamto olśnienie dopadło mnie w Brisighelli i chyba zawsze już będę miała do niej sentyment
Sentyment do ławeczki, do kulistej fontanny, w basenie której w lutową niedzielę pięknie przeglądały się ulubione sosny i sentyment do tutejszych dachów. Ten ostatni to sentyment podwójny, bo po pierwsze te dachy były jednym z najlepszych kadrów, jakie przywiozłam z pierwszych włoskich wakacji, a po drugie niemal identyczny kadr dostałam do opisania na moim pierwszym certyfikacie z włoskiego. Uśmiecham się na samo wspomnienie i opowiadam zawsze tamto zdarzenie moim uczniom.
W czasie części ustnej celi 3 zamiast powiedzieć, że na zdjęciu widzimy dachy miasteczka - TETTI, powiedziałam, że widzimy TETTE - czyli cycki. Egzamin na szczęście zdałam, bo moją egzaminatorką była kobieta o wyjątkowym poczuciu humoru.
Poniższy kadr na zawsze będzie jednym z moich ulubionych, przez te lata powtórzyłam go nieskończoną ilość razy, ten jest najświeższy:
Nie wiem w sumie dlaczego tak mi się dziś napisało... Miałam przecież w planach podzielenie się nową florencką legendą. Poza tym chciałam też napisać kilka słów o ulubionych filmach - to pod wpływem wczorajszych oskarowych nominacji. Tak jakoś wyszło. Legenda i filmy zostaną na inny raz.
Dziś musiałam znów dać upust wewnętrznej wdzięczności za dawne szaleństwo, za przypływ odwagi w odpowiednim momencie życia. Pięknego środka tygodnia!
bluzka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze