Florenckie niewiniątka - sekretów miasta ciąg dalszy
piątek, lutego 04, 2022- Popatrz jakie imię! - Tomek pokazał na kolejną tabliczkę.
- Brunellesco... W życiu nie słyszałam, żeby ktoś tak miał na imię. Ciekawe czy jest gdzieś jakaś Caterina, albo ktoś kto urodził się tego samego dnia co ja.
- Attilia... Mikołajowi by się podobało.
- O! Jest! Ta dziewczyna urodziła się dokładnie 140 lat przede mną. Zobacz! Jakie dziwne imię: Radegonda Elisabetta.
Szukaliśmy daty Tomka, ale żadna z szufladek nie była oznaczona 07.07. Była natomiast dziewczynka Laudata, która urodziła się tak jak Mikołaj 17.05 tylko oczywiście ponad 140 lat wcześniej...
- Sybilla Emilia tak jak Mario 31 maja.
- Ciekawe czy Melania Fortunata była w życiu "fortunata"...
To było niesamowite. Salka wyglądała jak kiedyś w szafki z katalogami w bibliotece. Można było wysunąć każdą szufladkę i zobaczyć z jaką pamiątką dziecko zostało porzucone. Taki panował wtedy zwyczaj... Matka zostawiając tu dziecko zwykle kładła przy nim jakiś drobiazg - krzyżyk, medalik, wisiorek... Czasem przełamywała go na pół i drugą połówkę zostawiała sobie.
Ścisnęło mnie w tym miejscu za serce...
Kiedy spaceruje się po Piazza della Santissima Annunziata i podziwia renesansowe dzieło Brunelleschiego, oczywiście ma się świadomość pierwotnego przeznaczenia budynku, ale nie czuje się tego całego dramatyzmu. Dopiero zwiedzając sale, patrząc z bliska na pamiątki, na opasłe księgi rejestrów, na wypisane imiona, zaczyna do człowieka docierać, że to nie jest tylko Ospedale degli Innocenti, czyli kolejny zabytek do odwiedzenia. To losy Laudaty, Fortunaty, Sybilli, Cateriny, Giulia, Tobia i setek tysięcy innych dzieci. Kto wie jak potoczyło się ich życie?
Powody, dla których w środowe popołudnie zawitaliśmy do Muzeum Szpitala Niewiniątek były dwa. Pierwszy oczywiście taki, że chcieliśmy zobaczyć kolekcję i wnętrza muzeum, bo konsekwentnie realizuję swój plan zgłębienia nowych florenckich sekretów, a drugi powód to wystawa klocków lego.
Jeśli ktoś zostaje prawdziwym fanem lego, zostaje nim już na całe życie. Mam taki egzemplarz w domu. W jego pokoju zalegają jakieś dwie tony lego. Na moją propozycję zatem, aby odwiedzić wystawę, przystał z taką samą radością, jak na zakupy w anglojęzycznej księgarni.
Makiety przedstawiają starożytny Rzym i forum Augusta, średniowieczną osadę, stację kosmiczną, fragment morza z wyspami i statkami oraz scenę wyzwolenia. Ponadto są oczywiście akcenty związane ze sztuką oraz z samym miastem. Z lego zostały zrobione miniatury Campanile di Giotto oraz fasady Santa Croce.
Wchodziliśmy na piętro, by obejrzeć kolekcję sztuki, kiedy dobiegły nas głosy dzieci.
- Słyszałaś?
- Tak. Co to?
- Dzieci.
- Ale gdzie?
Mieszanka radosnych odgłosów bawiących się dzieci dochodziła jakby z odległego korytarza. Dopiero po kilku sekundach dotarło do nas, że przechodziliśmy obok głośnika, z którego sączyły się archwialne dźwięki.
Kolekcja dzieł sztuki ulokowana w muzeum nie jest bardzo liczna w porównaniu do Uffizi, Pitti, Bargello czy innych florenckich muzeów, ale za to możemy podziwiać tu same perełki. Pokłon trzech króli Ghirlandaia, Madonna z Dzieciątkiem i aniołem Botticellego i oczywiście przewspaniałe ceramiki Luca i Andrea della Robbia.
Madonna col Bambino to popisowe dzieło i prawdopodobnie jedno z pierwszych wykonane eksperymentalną, autorską techniką - terracotta invetriata - przez Luca della Robbia. Figura na początku znajdowała się prawdopodobnie na bocznym ołtarzu wewnętrznego kościoła. Przypuszcza się też, że była jednym z pierwszych przedmiotów, jakie ozdobił oddany do użytku w 1445 roku, zaprojektowany przez Brunelleschiego Ospedale.
W skład kolekcji muzeum wchodzi wiele pamiątek religijnych oraz gabloty pełne archiwalnych spisów... Olbrzymie księgi, w których zapisano tyle porzuconych istnień. Naprawdę chciałabym wiedzieć co się z nimi stało.
Museo dell'Ospedale degli Innocenti nie jest nigdy na liście top zwiedzających, ale mam nadzieję, że choć troszkę udało mi się Was do odwiedzenia tego miejsca zachęcić.
Dziś zrobiło się już późno, weekend jeszcze nie na starcie, ale już na przedostatniej prostej. Plany jakieś są, ale cicho sza. Będzie co ma być.
KLOCKI to po włosku MATTONCINI (wym. mattonczini)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze