piątek, lutego 25, 2022
Bez tytułów, bez zdjęć. Będę próbowała zbierać po troszeczku siły, by napisać choć dwa słowa.
Nawet nie wiem czy ktoś tu zajrzy. W obliczu całego dramatu, który dzieje się na Ukrainie, moje sprawy dla osób postronnych nie są i oczywiście nie powinny być tematem ważnym.
Serce płacze i śledzimy na bieżąco to, co się dzieje w Europie. Rozmawiamy o tym non stop.
Tak czy inaczej - ja teraz chcę przede wszystkim być zdrowa.
Od dwóch dni próbuję poskładać w jedną całość drobinki, na które się rozpadłam. Nie jest to łatwe. Staram się oswoić nową sytuację. Potrzeba mi czasu. Jeśli będziecie tu zaglądać, nawet jeśli nic nie napiszę, nawet jeśli nie będą to pewnie teraz optymistyczne wywody, będzie mi miło.
Czego mi potrzeba?
Rzetelnych rad! Merytorycznego wsparcia. Optymistycznych historii. Doświadczeń z własnego pola.
Czego mi nie potrzeba?
Powtarzania mi - będzie dobrze, nie martw się. Nie jestem idiotką. Jak będzie - tego nie wie nikt. Kiedy mam się martwić albo czym innym mam się martwić, jeśli nie tym????
Nie traktujcie mnie też jak zgniłego jaja.
Nie pogniewam się, jeśli ktoś ma odwagę zapytać się jak się czuję, nawet jeśli nie upubliczniam wyników badań. Może przyjdzie na to czas później. I nie będzie to ekshibicjonizm, ale raczej myśl, że takie opowieści pomagają innym w podobnej sytuacji. Ja sama teraz takich historii (z happy endem) jestem spragniona.
Czuję się dobrze. Idealnie. Fizycznie nic się nie zmieniło. Wyglądam jak okaz zdrowia. Przynajmniej tak wyglądam.
Moja pierwsza myśl po odebraniu wyników: jak dobrze, że to przydarzyło się mnie, a nie dzieciom albo komuś z rodziny.
Myśl druga: błagam o jeszcze kilka lat. Niech chłopcy wyfruną z domu.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
11 komentarze
Kasiu kochana, pomoże Ci tylko rzetelne leczenie, dobry specjalista, dobra diagnoza, ale też pozytywne konstruktywne myślenie i wsparcie najbliższych. Dobre słowa: będzie dobrze, nie martw się na zapas - tylko powiększają obawy. Ja też czekam na wynik biopsji. Kocham Cię i przytulam. Hanka
OdpowiedzUsuńKilkanascie lat temu poszlam na rutynowe badanie. Rutynowe badanie zmienilo sie w konsylium lekarskie i inne badania na zito z diagnoza, ktorej nigdy nie chcemy uslyszec, z szybkim polozeniem do szpitala, operacja. Tutaj, nad Stretto. Syn z uniwersytetu przychodzil do szpitala, ja wierzylam, ze moj koniec juz bliski, chociaz do dnia rutynowego badania tez czulam sie zdrowa. Placzac w ukryciu czekalam na wyniki z laboratorium, i prosilam o to samo co Ty, juz bylam prawie ze pogodzona z losem i kiedy zobaczylam lekarza z ostatecznymi wynikami histopatologicznymi... I zdarzyo sie to co sie zdarza,pierwsza biopsja nie dala Dobrego wyniku, to nie bylo takie straszne jak to od pocztku twierdzono.Nie wiem Kasiu co stwierdzono u Ciebie, na pewno cos wspolnego ze zmora co Cie odwiedzala. Ja wsrod znajomych mam dwie osoby, ktore wyszly zwyciesko z problemow neurologicznych, ktore wiazaly sie z silnymi bolami glowy. Jedna przeszla nagla operacje i wszystko ok, druga miala operacje zaplanowana, i rowniez wszystko ok. Pozdrawiam, trzymam kciuki, zycze Wam, zebyscie w tym tunelu znalezli punkt oparcia i jasny punkt, ktory bedzie powrotem do zdrowia i normalnego zycia, w zdrowiu. Bo do zdrowia tez sie wraca. I do realizowania marzen. I do szczesliwej codziennosci. Zycze Ci abys odnalazla w sobie sile.
OdpowiedzUsuńPrzez kilka ostatnich lat Twoj blog towarzyszyl mi kazdego dnia przy porannej kawie. Zagladalam tutaj by uszknac troche Twojego optymizmu, radosci zycia, a czasem by po prostu poczuc wiosne. Dlatego tez codziennie bede tu zagladac, nawet jsli nie bedzie wpisow. Bedziesz zawsze w moich myslach, bo musze splacic dlug wobec Ciebie. Do tej pory to ja czerpalam sile z Twojego bloga, teraz chcialam podarowac Ci cos od siebie. Nie jestem osoba religijna, ale wierze, ze dobre mysli moga pomoc. Bede z Toba i Twoja Rodzina myslami kazdego wieczora i poranka, kiedy prosze o opieke nad moimi bliskimi.
OdpowiedzUsuńPiekny jest ten wpis powyzej, ja tez trzymam juz mocno bardzo zacisniete kciuki, wysylam dobra, uzdrawiajaca energie. Bedzie dobrze, ufam w to.
OdpowiedzUsuńI oczywiscie, ze sytuacja na Ukrainie jest przerazajaca, ale dotyka nas najbardziej to, co nas bezposrednio dotyczy, przeciez to normalne.
Pozwole sobie bardzo bardzo mocno Cie przytulic i Twoich chlopakow.
Kasiu, trzeba być dobrej myśli. Masz koło siebie ludzi, których kochasz i którzy Ciebie kochają, to jest bardzo dużo i jest o co walczyć. Nie do końca orientuję się, jaką masz diagnozę, ale rzadko zdarzają się sytuacje bez żadnego wyjścia. Przytulam Was mocno!
OdpowiedzUsuńPani Kasiu, mam nadzieje ze to nie jest ostateczna diagnoza, i jeszcze beda badania robione.Nie wiem jak znajdzie lub znalazla Pani sile na to by powiedziec chlopcom. Teraz bardziej niz kiedykolwiek trzeba skupic sie na malych pozytywach. Jestescie kochani przez bardzo duzo ludzi. Nigdy wczesniej nie komentowalam,ale czytam ten blog od poczatku i bardzo podziwiam Pani sile i odwage,to jak wychowala Pani chlopcow.❤️
OdpowiedzUsuńPani Kasiu czy już jest Pani po wszystkich badaniach, czy widział to onkolog? Ja wiem jakie ma się myśli po otrzymaniu pierwszego wyniku. Nie pocieszam ja miałam to samo ze sobą a za dwa tygodnie patrzyłam na wynik córki i to już był cios okropny .Pozbierałyśmy się obie jesteśmy po operacjach i wyszłyśmy na prostą. Ciężko jest myśleć pozytywnie ale da Pani radę po prostu musi dla tych dwóch wspaniałych chłopców. Długa droga przed Panią ale proszę ufać ,że wszystko się musi poukładać .Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńNikt z nas nie wie, co przyniesie życie, ale nawet po poważnej diagnozie, operacjach i terapiach wracamy do zdrowia, pełni sił i normalności - my poważnie chorzy (wiem, bo dwa lata temu sama to przechodziłam). U ciebie Kasiu może nie jest tak poważnie, może jeszcze nic pewnego, poczekaj, nie przejmuj się na zapas. Najważniejsze to być dobrej myśli, zaufać lekarzom i czerpać pozytywną energię z otoczenia. Ja będę ją wysyłać każdego dnia, tak jak każdego dnia wchodząc na twój blog chłonęłam spokój, radość życia i piękno które pokazujesz. Monika
OdpowiedzUsuńDroga Kasiu, nie wiem jaka jest Twoja diagnoza. Ja usłyszałam, że mam czerniaka jak mój syn miał 10 miesięcy. Nie musze opisywać swojego przerażenia. Bałam się, że nie będzie pamiętał swojej mamy, że mój mąż będzie musiał sam go wychowywać, a moi rodzice w przyszłości będą zdani na siebie bo jestem jedynaczką. Od tamtego czasu minęło 19 lat, a ja mam jeszcze córkę. Oczywiście nie zagwarantuję Ci, że wszystko będzie dobrze, bo nikt tego nie wie. Jednak od 19 lat chodzę na kontrolę na onkologię i wiem, że te tłumy ludzi, których tam spotykam przychodzą tam, żeby wyzdrowieć. Tylko nieliczni przegrywają walkę z chorobą, reszta wraca do zdrowia i tego się trzymaj, bo to bardzo ważne. Trzymam kciuki. :-) Imienniczka Kasia.
OdpowiedzUsuńPani Kasiu kochana,życzę Pani wiary i siły do pokonania tej drogi. Jestem z Panią i mocno trzymam kciuki. Proszę pisać wszystko co Pani gra w sercu... o swoich obawach, smutkach... To wszystko jest ważne i nas czytelników Pani bloga bardzo obchodzi. Kochamy Panią i wszystko co Pani robi. Pani uśmiech jest jak toskańskie słońce.... Niech moc będzie z Panią
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia
Ściskam Cię mocno!!!Aneta.
OdpowiedzUsuń