Bastia - jeszcze jedna opuszczona osada
niedziela, stycznia 09, 2022Przeczytałam kiedyś o pewnej Rosjance, która, aby zachować jak najdłużej młodą skórę, myła się tylko w zimnej wodzie. Podobno w wieku sześćdziesięciu lat wyglądała na co najwyżej czterdzieści. Przypomniała mi się ta historia, kiedy wspinaliśmy się starą mulatierą ponad wodospadem Brusia...
Po bokach wyłożonego kamieniami szlaku śmiało wychylały się spod ziemi soczyście zielone i jędrne zawiązki prymulek. Niektóre, w miejscach, do których słońce nie dotarło, "przypudrowane" były szronem, ale roślinom zdawało się to wcale nie szkodzić. Wręcz przeciwnie! Jeszcze kwiatów nie wypuściły, ale były ewidentnym świadectwem na to, że ziemia przygotowuje się do nowego życia, a styczniowy chłód w niczym temu nowemu życiu nie przeszkadza.
Czasu w sobotę mieliśmy mało, bo Paw powoli szykował się do drogi, ale jednak gdzieś , choć na chwilę chcieliśmy się ruszyć i tak przyszło mi do głowy, że nigdy nie postawiłam stopy w pewnej opuszczonej osadzie, choć paradoksalnie kilka razy byłam dosłownie o krok.
Dzień był piękny, słoneczny i nawet nie bardzo zimny, bo temperatura tylko w nocy spada poniżej zera. Przejechaliśmy przez skrzące się krystalicznie białym śniegiem przełęcze Eremo i Peschiera i zjechaliśmy do doliny rzeki Montone.
W San Benedetto in Alpe skręciliśmy na Forli i po kilku kilometrach dotarliśmy do Bocconi. Już kiedyś o tym miejscu pisałam, bo nad wodospadem pod czternastowiecznym mostem byliśmy już kilka razy. Nigdy jednak - będąc w wiecznym pośpiechu - nie pokusiłam się, by wdrapać się kilometr wyżej i na własne oczy zobaczyć, co zostało z dawnej osady Bastia, o której tyle czytałam.
Do opuszczonej osady prowadzi szlak na Valburę - sentiero 423, który bierze początek tuż za mostem, obok dawnego młyna. Jest to dawna mulattiera, która pnie się dosyć raptownie w górę, ale już po około 20 minutach marszu dociera się do pierwszych zabudowań.
Warto po drodze przystanąć i obejrzeć się za siebie, aby nacieszyć oczy i sfotografować kamiennym most i wodospady, które z tej perspektywy widzimy niemal z lotu ptaka.
Dawno temu wznosiła się tu ważna warowania, z której można było monitorować długi odcinek doliny Montone, lub - jak niektórzy ją nazywają - doliny Acquachety. "Castrum Bucchoni" znajdował się przy trakcie, który łączył tę dolinę z doliną rzeki Rabbi i miasteczkiem Premilcuore. Dziś po zamku nie ma śladu, ale na jego miejscu ustawiono krzyż. Aby do niego dotrzeć trzeba minąć resztki kamiennych zabudowań i wspiąć się jeszcze odrobinę wyżej. Widok jaki się stąd rozciąga jest niezwykły...
Czekam z utęsknieniem na ochotników, którzy powędrują ze mną przez Valburę aż do sąsiedniej doliny. To już dla mnie zupełnie nowa trasa, a jej początek tuż ponad Bastią wygląda bardzo obiecująco i widowiskowo.
Za każdym razem, kiedy staję przed nową tabliczką, która wskazuje nieznaną mi drogę, czuję mrowienie w stopach. Ogarnia mnie nieznośna, trudna do opanowania chęć, by wyruszyć natychmiast. Zazwyczaj muszę zrobić choć kilka kroków, ot przynajmniej tyle, by zobaczyć, co jest za zakrętem, jak widok jest z góry...
A wczoraj do tego wszystkiego było jeszcze piękne światło i krystaliczne powietrze. Jaskrawy kontrast pomiędzy ostrością i chłodem zacienionych, oszronionych stoków i grani, a miedzianym ciepłem oblewającym nasłonecznione zbocza.
Pochodzące z XIII i XIV wieku pisma, przechowywane dawniej w pobliskim opactwie San Benedetto in Alpe, mówią o przynależności tych terenów najpierw do mnichów benedyktynów, następnie do rodu Guidich, aż w końcu do Florencji, pod panowaniem której pozostały do pierwszej połowy XV wieku.
Jeszcze w XIX wieku znajdował się tu kościół parafialny San Lorenzo di Planicorio (potem San Lorenzo alla Bastia) - w 1867 roku zniszczony przez osuwisko ziemi, wokół którego rozciągała się osada licząca wtedy 330 mieszkańców. Ostatni z nich opuścili domostwa w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia, kiedy to życie z gór zaczęło przenosić się w wygodniejsze miejsca.
Dziś z zabudowań pozostało już tylko kilka ruder, które z każdym rokiem coraz zachłanniej pożera wegetacja. Jedynie oratorium, przed którym jak strażnicy stoją wiekowe cyprysy, zostało w ostatnich czasach odnowione i nadal pełni swoją funkcję religijną
Patrzyłam jak majestatyczne drzewa rzucają cień na kamienne mury i ogarnęła mnie jakaś przedziwna czułość i tkliwość względem tego miejsca. Patrząc na małe oratorium przypomniała mi się słynna Vitaleta w dolinie Orci, tak tłumnie zawsze oblegana przez turystów i fotografów, a tymczasem tu...
Cisza i spokój, piękno i jednocześnie pokora. Poza szlakiem, na uboczu, ukryte, tajemnicze - bezdroża Apeninów nie przestają zadziwiać... Może lepiej zbyt głośno o nich nie mówić?
Pięknej niedzieli!
MONITOROWAĆ to po włosku MONITORARE (wym. monitorare)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Ale piękne widoki 😁. Moja codzienność to ostatnio dwugodzinne spacery niestety nie w tak malowniczej scenerii ale staram się dostrzegać piękno okolicy. I teraz dopiero rozumiem jak wiele dają głowie takie wędrówki przed siebie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKarolina
I super!!!! Niech sie dobrze spaceruje gdziekolwiek❤
Usuń