Z wdzięcznością za to co mija i Felice Anno Nuovo - tradycyjny zdjęciowy przegląd.

piątek, grudnia 31, 2021


Kiedy zaczynałam myśleć o podsumowaniu tego roku, nie wiedziałam kompletnie od czego zacząć. To był tak zdumiewający rok, że czasem wciąż trudno mi w niektóre zdarzenia uwierzyć i od stóp po czubki włosów wypełnia mnie wdzięczność. Rok 2021 na pewno zapisał się w historii szczególnie kolorowo... 

Przede wszystkim spełniłam swoje dziecięce marzenie i na księgarnianych półkach stanęła moja pierwsza prawdziwa książka, druga już jest składana, a trzecia ma napisany konspekt i dwa rozdziały. 

Po drugie, w końcu po tych wszystkich latach i biurokratycznych bojach zostałam oficjalnie rezydentem Włoch.

Po trzecie udało nam się z Renatą zorganizować nie jedne, ale aż cztery tury warsztatów i już pisze się intensywny warsztatowy grafik na kolejny rok. 

2021 to też wyczekane, pierwsze od ośmiu lat wakacje i zakochanie się w Abruzzo.

Kolejny powód do kochania tego roku, to wreszcie po długiej przerwie spotkania z Ukochanymi i chwile rodzinne w komplecie.

Ten rok też sesja ślubna, niezliczone florenckie spacery, nowe cuda od Pani Basi, spotkania z marradyjskimi Gośćmi, powroty stałych bywalców i kilka nowych znajomości w realu, to tysiące lekcji, rozpoczęcie przygody z jogą, powrót do lekcji angielskiego, prawie dwa tysiące kilometrów przedreptanych na trekkingu, to wiele wiele wzruszeń, to również radość z powrotu po pandemicznej przerwie kilku lokalnych fest.  

I w końcu ten rok to też wiele wojażowania po bliskiej i nieco dalszej okolicy. To babski wypad do Marche, rodzinny do Rzymu, do Rimini, nad morze, po Mugello i po Romanii. 

Było kilka zdrowotnych zawirowań, ale mam nadzieję, że te dadzą się już okiełznać albo przegonić na zawsze.

Wiele się nauczyłam, wzbogaciłam doświadczenia, wiele widziałam, poznałam i to jest dla mnie niezwykle cenne.

Przed nami rok trzech dwójek. Nie robię nigdy planów i jedyne, co w myślach powtarzam to BYŚMY BYLI ZDROWI. Plany pewnie jakieś są, ale te będą cicho spać pod poduszką, bo planami lepiej się nie chwalić. Postanowień nigdy nie robiłam, bo to co planuję robić z sobą samą czy swoim życiem, realizuję konsekwentnie każdego dnia, bez czekania i odkładania spraw na specjalne okazje. I takie są dziś moje życzenia dla Was na zaczynający się za kilkanaście godzin rok 2022:

ŻYCZĘ WAM I SOBIE SAMEJ TEŻ ZDROWIA, ZDROWIA, ZDROWIA ORAZ TEGO BYŚCIE NIE ODKŁADALI ŻYCIA NA SPECJALNE OKAZJE, TYLKO ŻYLI TU I TERAZ, ŻEBYŚCIE POTRAFILI CIESZYĆ SIĘ KAŻDYM, NAJMNIEJSZYM NAWET DROBIAZGIEM <3

I na koniec zapraszam Was oczywiście na tradycyjny sentymentalny spacer po roku 2021:
 
Nowy rok zaczęliśmy w czerwonej strefie, więc o wyjechaniu poza gminę nie było mowy. 
Na szczęście zima była dosyć łagodna i już na początku stycznia pojawiły się pierwsze fiołki.
Ranger
Ranger w tym roku nieco kaprysił, ale jednak zawiózł mnie w wiele nowych i starych miejsc.
Fiołki na chwilę przykrył śnieg ku wielkiej radości chłopców, którzy korzystali z niego jak dzieci,
a Mikołaj cieszył się ulepionym z Matką bałwanem.
Przygoda ze śniegiem trwała jednak krótko i zaraz Apeniny odsłoniły soczyście zielone łąki,
a ja coraz częściej stawiałam stopę na szlaku.
Do pierwszych fiołków dołączyły szybko moje ukochane fiori di san Giuseppe
oraz pierwsze prymulki. 
Rok 2021 był też rokiem dogłębnego odkrywania Mugello.
Jednym z najbardziej zachwycających miejsc było na pewno Buonsolazzo.
Jak tylko wpisali nas do żółtej strefy, pognałam do Florencji szczęśliwa podwójne, bo w towarzystwie Mikołaja.
Styczeń malował się takimi kolorami, jakby chciał się przebrać za wiosnę, a już na początku lutego...
sfotografowałam pierwsze kwiaty na drzewach owocowych.
Fotografowałam bardzo dużo, co wkrótce miało "zaowocować" poddaniem się Nikona, ale po latach tutaj otaczający świat zachwycał mnie z tą samą intensywnością.
W połowie swojego trwania luty przypomniał sobie, że jest zima i trzeba ją godnie reprezentować. 
Wyprawa z Mario w zimowej scenerii zakończyła się wzywaniem pogotowia, a ja długo jeszcze walczyłam z odnowioną traumą...
Na szczęście przygoda Mario zakończyła się szczęśliwie, a luty się opamiętał i znów nastała toskańska, lutowa wiosna
z żonkilami,
z moimi spacerami do Świątyni Dumania,
z przylaszczkami
i znów ze Świątynią Dumania i tak w kółko.
Na moje pytanie rzucone w eter: "kto ma ochotę ze mną powędrować?" odpowiedziała T. i tak wędrowałyśmy po Apeninach niemal co tydzień do połowy maja.
W końcu przyszedł czas na moja ukochaną tradycję i luty zamykając drzwi zapalił światło dla marca.
Marzec ze światła pięknie skorzystał i kwiatków już nie musiałam wypatrywać sokolim wzrokiem.
W marcu bardzo często wędrowałam też na moją łąkę Dyzia i marzyłam, że mail, który przyszedł z wydawnictwa to coś, co dzieje się naprawdę, a nie tylko sen. Nikomu nic nie mówiłam.
W końcu wiosna nastała też oficjalnie, więc w Domu z Kamienia trzeba było zmienić wystrój. 
Apenińskie łąki były już nie tylko zielone, ale też upstrzone dzikimi orchideami,
a ja miałam ochotę być jak Julie Andrews w Dźwiękach Muzyki. 
Z szafy nieśmiało zaczęłam wyciągać lżejsze sukienki,
a wiosna konsekwentnie obsypywała nas coraz hojniej kwiatami.
Z T. przewędrowałam w tym roku nowym szlakiem, to dzięki niej moje buty poznały fragment Sentiero Garibaldi.
Potem przyszedł kwiecień i jakby zaraz zdurniał pudrując sobie na biało nosek.
Na szczęście i tym razem zawirowania pogodowe nie trwały długo, ale upragnione ciepło długo nie chciało nabrać mocy.
Nadal walczyliśmy między jednym kolorem strefy a drugim i musieliśmy zadowolić się aperitivo poza barem.
Przeszłam w tym roku wszystkie najważniejsze szlaki Marradi, niektóre z nich nawet wiele razy.
Wraz z wiosną ruszyły pierwsze prace w nowym ogródku, a ziemia po tej stronie rzeki okazała się nadzwyczaj płodna.
Maj rozkwitł nam przepięknie. Fotografowałam irysy florenckie i przed szerszą publicznością ogłosiłam w końcu, że narodzi się prawdziwa książka. 
Maj dominował fioletem, maj miesiąc Mikołajka,
który w 2021 roku skończył 15 lat, a na urodziny dostał swoją pierwszą gitarę akustyczną.
Pani Basia znów obdarowała mnie w tym roku kilkoma kolekcjami, za co jestem z całego serca wdzięczna.
Pod koniec maja przyjechał Paw i rodzinnie odkrywaliśmy nieznaną nam jeszcze Toskanię - Loro Ciuffenna i
i znane z obrazów Leonarda Balze del Valdarno.
Bardzo mało pojawiło się w tym roku nowych przepisów, ale kilka z nich okazało się prawdziwym hitem.
Coraz częściej zamiast tylko maszerować chodziłam na moją łąkę Dyzia, by cieszyć się ukochanym, gorącym słońcem.
Zdaje się tak niedawno, kiedy Mario i Paw świętowali razem wiek, tymczasem wybiło im już wspólnie 120 lat! W ostatni dzień maja, Mario zaczął swoje lata siedemdziesiąte. 
Do świętej Barbary wraz z ciepłymi dniami powróciły nasze ulubione obiady. 
Odnalazłam też w sobie więcej odwagi i przebojowości, pytając o zgodę na zwiedzanie prywatnych ogrodów.
Wszystko po to, by tytuł książki Sekrety Florencji w pełni na siebie zasłużył.
To w maju zaczął się prawdziwy kołowrotek, który trwał do końca listopada, ale to był cudowny kołowrotek z nowymi znajomościami, 
z poszukiwaniem nowych miejsc - na zdjęciu Barbiana - i pisaniem o nich.
W pierwszej połowie czerwca rozpoczęły się upragnione wakacje, a my z tej okazji pojechaliśmy odkrywać Monte San Bartolo.
Zakwitły moje ukochane lipy i ginestre i to one stały się ozdobą letniej okładki.  
Wraz z końcem czerwca do Marradi przybyli pierwsi Goście, a potem następni i następni, a ja
tradycyjnie nastawiłam wodę świętego Jana.
Rok 2021 to były ponowne spotkania z dobrymi już znajomymi, z którymi cieszyłam się Florencją, 
górskim szlakiem 
i jeszcze raz Florencją i tak w kółko...
W lipcu tradycyjnie na pamiątkę pierwszych marradyjskich wakacji, sfotografowaliśmy się z Mikołajem w tej samej pozie.
W lipcu też Italia została mistrzem Europy w piłce nożnej, a ja po latach wreszcie doświadczyłam jak fantastycznie świętują Włosi.
Lipiec to też tradycyjna sesja zdjęciowa w słonecznikach,
powrót przyjaciół 
i rozbawione zdobywanie Florencji!
W lipcu Tomek świętował swoje ostatnie już dziecięce urodziny, a mnie gardło zaciskało się na supeł.
Lipiec 2021 to w końcu pierwsze zrealizowane warsztaty kulinarne oraz
zapowiedź bardzo pracowitej jesieni.
Najwięks
Największą wartością Domu z Kamienia są ludzie, znajomości, które w tych latach się narodziły, pięknie sobie trwają, 
 aperitivo razem piją,
i po górach wędrują.
W lipcu zobaczyłam po raz pierwszy projekt okładki mojej książki, po pierwszych nietrafionych próbach, w końcu to było to!
Wspaniały w 2021 roku był powrót A. - wspólne biesiady,
pogaduszki
i oczywiście wędrowanie po Apeninach.
Lat przybyło każdemu z nas, a moje cyferki w tym roku podobały mi się szczególnie. 
Rok 2021 wypełniony był lekcjami, a znajomości z "on line"...
nie raz przeszły do prawdziwego świata. Te spotkania były dla mnie źródłem wielu wzruszeń.
Źródłem natomiast ogromnego stresu, ale też satysfakcji był na pewno pierwszy poważny wywiad on line. Pamiętacie?:) 
Jednym z najpiękniejszych tegorocznych zdarzeń były na pewno trzy tygodnie spędzone z Mamą i Świtą!
Jaki to był wyjątkowy czas!
Grono na moment nam się nawet rozrosło pozarodzinnie. Razem ucztowaliśmy,
wędrowaliśmy, padając czasem z gorąca 
i tańczyliśmy do nocy!
W sierpniu doczekaliśmy się po roku pandemicznej pauzy ulubionej nocnej wyprawy, 
a słońce jakby wtórowało nam w naszej radości!
Ferragosto spędziliśmy najpiękniej jak można było! Rodzinnie, bawiąc się jak dzieci i zajadając smakołyki. 
Scenerią tamtego dnia była zwykła - niezwykła rzeka.
Oczywiście w ciepłym sezonie nie mogło zabraknąć stałych atrakcji - w tym oczywiście słynnej pizzy Mario.
Czas z Ukochanymi wykorzystałam maksymalnie. Były wyprawy, festy, śmiechy, biesiady...
i oczywiście Florencja.
To też we Florencji podpisałam moją pierwszą książkę. 
I z tej okazji jeszcze raz spotkałam się z pewną Dobrą Duszą. 
W kolejnych dniach zasypywaliście mnie zdjęciami "Sekretów"
w różnych okolicznościach przyrody, za co bardzo Wam dziękuję.
Radosny czas z Mamą i Świtą szybko dobiegł końca. 
Żegnaliśmy się ze łzami w oczach i z nadzieją, że na kolejne spotkanie nie będziemy musieli czekać blisko dwa lata.
Wrzesień był bardzo intensywny. Wojażowałam po Mugello w pewnym ważnym celu, ale też...
wojażowałam o wiele dalej i cieszyłam się zachodami słońca,
morzem i wolnym czasem na moich pierwszych od lat wakacjach.
Abruzzo stało się moją wielka miłością, a na Campo Imperatore doznałam prawdziwego Syndromu Stendhala.
Ten zachwyt podzielali też chłopcy, dla których to miejsce również pozostanie wyjątkowym wspomnieniem.
Wakacje niestety dobiegły końca i chłopcy znów ciemnym świtem ruszyli na stację, 
a ja do swoich zajęć - znów bajałam o sekretach Florencji,
i fotografowałam w tych pięknych okolicznościach przyrody przesympatyczną parę nowożeńców.
Do lokalnego kalendarium, tak jak Strastellata powróciły też feste dell'Ottocento i żywe obrazy.
Lato się wyprowadziło, a Dom z Kamienia po raz kolejny zmienił swoją szatę.
Po długich oczekiwaniach do Marradi zawitała O. i razem przewędrowałyśmy długie kilometry!
To w tym fantastycznym towarzystwie odbył się mój najdłuższy jak do tej pory trekking - prawie 30 km.
W końcu też zmierzyłyśmy się z Femmina Morta - z Martwą Babą, która okazała się górą wcale nieciekawą, ale my bawiłyśmy się setnie.
Na początku października ruszyłyśmy z Renatą do pracy przy warsztatach i to była prawdziwa jazda bez trzymanki!
Było biesiadowanie, 
była po drodze kasztanowa sagra,
były wyprawy po górach,
było oczywiście, gotowanie, degustowanie wina i przede wszystkim...
wspaniała zabawa w...
doskonałym towarzystwie!
Między jednym zadaniem a drugim padałam ze zmęczenia, dlatego na koniec warsztatów postanowiłyśmy same siebie nagrodzić i...
ruszyłyśmy do Marche odkrywać nowe miejsca i cieszyć się babskim czasem.
Widziałyśmy miejsca zachwycające, 
wręcz nieprawdopodobne - na zdjęciu Lamę Rosse w Marche. 
Po warsztatowym kołowrotku znów mogłam wrócić na szlak z T. Niestety tej jesieni udało nam się to tylko dwa razy, ale było niezmiennie pięknie.
Jesień w Marradi w ogóle bywała piękna, choć w tym roku wyjątkowo kaprysiła.
Poza tym kończyłam drugą książkę, a wytchnienia i spokoju jak zawsze szukałam w mojej Świątyni Dumania.
O mój jesienno - zimowy "look" znów zadbała Pani Basia, której kolekcja bluzek zachwyciła niejedną moją Czytelniczkę.
W listopadzie Renata ostatni już raz w tym roku zawitała do Marradi i tak poprowadziłyśmy fantastyczne, kobiece, jesienne warsztaty. To też był wyjątkowy czas i wyjątkowe nowe znajomości.
Było wino, kuchnia, śmiechy i oczywiście...
długie kilometry na szlaku.
Książka powędrowała w końcu do wydawnictwa, jesień kolorami przygasała, a Appennino znów przypudrowało nosek... 
To był nadal dobry czas - stare znajomości, nowe znajomości i Florencja...
do NIEznudzenia! Do zakochania!
Zmęczona całym rokiem ziemia, zaczęła odradzać się soczystą zielenią, a w Domu z Kamienia...
zawisł kalendarz adwentowy, znów zapachniało piernikami i...
oczywiście rozbłysła choinka!
W grudniu zaczęłam zwalniać, ale zmęczenie organizmu dało o sobie znać. Powaliła mnie na kilka dni migrena petarda, ale jednocześnie popchnęła do spotkania się w końcu z lekarzem i medycznego przeglądu. 
I tak znów nastały święta... Święta miłe, rodzinne, smakowite. 
Żal było nie móc zobaczyć się z Mamą i Świtą, ale pięknie wyszło tak czy inaczej.
W świątecznym prezencie podarowałam sobie nadprogramowe dwa wolne dni, które wykorzystałam bajecznie - na powrót do mojej nowej tegorocznej miłości - do Rimini oraz...
na cudowną, rodzinną wyprawę do Rzymu.
I tak oto rok 2021 - przefantastyczny rok - dobiega do mety. Tyle wspaniałych chwil, tyle radości i wzruszeń. Aż żal się z takim rokiem rozstawać. Wznoszę toast za to co było i za to co będzie. Niech będzie dobrze! 

Na koniec jeszcze kilka słów podziękowań...
Wielu z Was stało się częścią moich wspomnień. Być może w nowym roku dołączą nowe osoby i znajdą się w przeglądzie 2022? Będzie mi bardzo miło!
Tymczasem bardzo Wam dziękuję za to, że zaglądacie do Domu z Kamienia, że czytacie, dziękuję Patronom za wsparcie, Uczniom za zaufanie, przyjaciołom za wymianę myśli czasem nawet codzienną, Rodzinie za to, że porostu JEST. Niech rok 2022 pięknie nam się pisze! 

Jeszcze raz z wdzięcznością za to co mija - FELICE ANNO NUOVO!
Do zobaczenia w Nowym Roku.

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. Kasieńko, ode mnie, jak co roku, wszystkiego dobrego dla Ciebie, Pawła, chłopców, Mario, dla Twojej Rodziny i Przyjaciół. Oby nadchodzący rok okazał się dla Was łaskawy i obfity we wszystko czego sobie życzysz. Marzenia się spełniają, a Ty potrafisz to jak nikt inny! Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, piękne wspomnienia, fantastyczny rok, ale życzę Ci, żeby następny był tak samo udany, a może jeszcze bardziej:) Wszystkiego radosnego dla Ciebie i Twojej Rodziny, łącznie z Mario, niech Ci się spełniają pomysły, nawet te najbardziej zwariowane (a może przede wszystkim te:D) Pozdrawiam serdecznie Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekujemy❤🥂
      I rowniez zyczymy roku jak najmilszego🙏

      Usuń