Świątecznie, spokojnie, sentymentalnie
niedziela, grudnia 26, 2021Kiedy na zakończenie ostatniej w tym roku degustacji w czasie listopadowych warsztatów, kupiłam od naszego zaprzyjaźnionego właściciela winnicy karton zacnego trunku "na święta", wydawało mi się, że te święta to jeszcze za całe lata świetlne... Tymczasem czas znów zrobił: szach mat i karton z cennymi butelkami do połowy opustoszał...
Rok 2021 powoli zaczyna końcowe odliczanie. Wierzyć się nie chce.
Rankiem zamiast opisywać, jak piękny dzień mieliśmy wczoraj, ile smakołyków na stole, ile radości, zaczęłam dodawać ostatnie zdjęcia do tradycyjnego przeglądu, którym dzielę się zawsze w ostatni dzień roku, czyli : "czym żyłam przez ostatnie dwanaście miesięcy". Dałam się ponieść sentymentom i nie mogłam się od tego oderwać...
Ale to jeszcze za chwilę, na podsumowania przyjdzie, a raczej przybiegnie czas za sześć dni.
Tymczasem deszczowe Boże Narodzenie spędziliśmy między stołem i kanapą. Jak na złość wypogodziło się lekko w momencie, kiedy byliśmy w ferworze kulinarnych działań i jak łatwo zgadnąć skończyło się wraz z obiadem, nie pozostawiając cienia szansy na przyzwoity spacer.
Dziś ma być podobnie, ale dziś choćby nawet w deszczu, ruszyć się trzeba, żeby te wszystkie kaczki, wino, torrone i panettone nie poszły TAM, gdzie nie są mile widziane.
To już nasze siódme włoskie święta i drugie w Domu z Kamienia za Rzeką. Nie udało nam się spotkać w szerszym rodzinnym gronie z wiadomych względów i to jest jedyne czego żal. Poza tym, po latach życia tutaj włoski model świętowania jest mi coraz bardziej bliski. Być może dlatego, że z wiekiem coraz bardziej doceniam spokój, ten brak spinania się, pędzenia, szaleństwa z ilością potraw. To jest to, co do mnie przemawia - święta muszą być dla mnie przede wszystkim odpoczynkiem. I te rzeczywiście takie były/są. Czas na pisanie, czytanie, obejrzenie filmu, na spokojną, długą jogę - na to, czego tak mi zazwyczaj brakuje.
Oczywiście lubimy dobrze zjeść, ale niech tego jedzenia nie będzie w ilościach przemysłowych. Nie mam zapasu bigosu na miesiąc, ani dziesięciu ciast. Po dwóch dniach ucztowania po królewsku, dziś szczerze mówiąc marzą mi się tylko spaghetti aglio olio.
W te święta roztkliwiam się też sentymentalnie. Coraz bliższy jest moment wypłynięcia Tomka na szerokie wody dorosłości. Być może przyjdą lata, kiedy nie będzie nam dane spędzić świątecznego czasu razem, więc teraz chłonę każdą minutę. Tak jest dobrze razem.
Dobrego Santo Stefano!
SIÓDMY to po włosku SETTIMO (wym. settimo)
sukienka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Ależ kaczuszka !!! marysia
OdpowiedzUsuńA my po wielu latach mamy wreszcie biale Święta. :-) Pozdrawiam ciągle jeszcze świątecznie z białego i mroźnego południa Polski. Kasia
OdpowiedzUsuń