Miejskie popołudnie i jeden z miliona powodów
piątek, października 29, 2021Pisząc drugą książkę nauczyłam się bardzo wiele. Myślałam, że pewne rewiry nie mają już przede mną sekretów, tymczasem odkryłam tyle nowego. Wędruję znów przez "dobrze znane" mi miasteczka i chłonę... Kuchnia, szlaki, palazzi, legendy i historia. Medyceusze, Ubaldini, Conti Guidi. Nawet w najmniejszych osadach jak nie średniowieczna wieża, to ślady Etrusków, jak nie Maghinardo, to Sforza, jak nie Dante to przynajmniej Medyceusze i tak dalej.
Piszę i odkrywam.
- Sesja zdjęciowa? - usłyszałam jak ktoś zagadnął Mario. Nie widziałam osobnika, bo wciśnięta byłam w wąziutką jak pajęcza nitka uliczkę.
- Tak, tak - odpowiedział ze śmiechem Mario.
Zaciekawiona podeszłam bliżej.
- To bardzo mi miło, że wybraliście Tredozio. Mówię to jako wice burmistrz miasteczka - Mężczyzna okrasił swoje słowa najserdeczniejszym ze wszystkich uśmiechów.
Wymieniliśmy jeszcze kilka uwag i zaraz miły człowiek się oddalił.
W ogóle nie wyglądał na burmistrza, choć w sumie - jak wygląda burmistrz?
- My to mamy szczęście. Jak już kogoś spotkamy, to zawsze kogoś wyjątkowego!
Przypomnieliśmy sobie zaraz nasz przystanek kilka lat temu w Fermignano. Tam też mieliśmy zaskakujące spotkanie. Takich sytuacji było oczywiście więcej.
W Tredozio było sennie i słonecznie. Cisza poobiednia. Lipy przy drodze zaczęły już na potęgę gubić liście. Patrzyliśmy na pogodne niebo, na rzekę, na drzwi i kołatki, na kolorowe fasady domów, tak urocze, a przecież zupełnie niewymuskane.
Przystanęliśmy przy fontannie i wcisnęliśmy się w najciaśniejsze zaułki. To było spokojne popołudnie, jakiego nie miałam już od dawna. Zupełnie inne popołudnie. Odmiana od górskich szlaków. Powiedziałabym miejskie popołudnie, ale znów z tym miastem - w kontekście Tredozio - to bez przesady.
- To co teraz?
- Do Modigliany? Na aperitivo?
Była zatem Modigliana, było aperitivo. Ot tak w środku zwykłego dnia. Może powinnam już po tych latach zobojętnieć na takie chwile, ale jednak wciąż kipi we mnie ta sama radość, ten sam entuzjazm. Myślę sobie, że chwilki, które dla innych są tylko wakacyjną atrakcją - aperitivo we włoskim barze - dla mnie są codziennością. To tylko jeden z miliona powodów, dlaczego tak tę moją do znudzenia opiewaną tu codzienność kocham.
Kocham ją za fontanny na placach i za ciepło u schyłku października, za uśmiech ludzi mijających mnie na ulicy i za chłodne prosecco, w którym odbija się popołudniowe słońce. Kocham za poranny gwar przed barem, za targ w poniedziałek, za czaplę pod domem, za cyprysy na szlaku Dantego... Tak naprawdę codziennie mogłabym pisać nową litanię.
Październik dobiega do mety, słońce wypełnia jego ostatnie dni, a my z rozrzewnieniem wspominamy zeszłoroczną przeprowadzkę...
Pięknego dnia.
BURMISTRZ to po włosku SINDACO (wym. sindako)
bluzka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze