Obudziłam się przyjemnie wyspana, ale po ciszy za oknem zrozumiałam natychmiast, że było jeszcze bardzo wcześnie. Głowa jednak była zadziwiająco lekka i zrelaksowana. Zerknęłam na zegarek, a z wyświetlacza uśmiechnęły się do mnie cyferki ułożone w nieprawdopodobną wręcz konstelację: 4.30.
- Aaaaa no tak! - pomyślałam w duszy - przecież była zmiana czasu!
Ucieszyłam się z tego faktu jak wariat i nagle poczułam, jakbym wygrała majątek na loterii. Istotnie - co może być lepszego od wygrania odrobiny czasu?
Wyspana i wypoczęta - nim nastała piąta - byłam już w ferworze pisania. Poranna wena jest żywa i soczysta jak październikowa rosa, daje życie nowym myślom i słowom. Poranna wena to ta, która rodzi najpiękniejsze zdania.
To już końcówka. Naprawdę końcówka. Ostatnie poprawki stylistyczne, weryfikowanie danych, ostatnie dopiski, kompletowanie i opisywanie foto galerii. Ten ostatni etap okazał się jednak najtrudniejszy, momentami zdaje się być wręcz złośliwym przekleństwem... Dlaczego?
Och! Dlatego, że człowiek szpera na stronach gmin w poszukiwaniu na przykład informacji o festach, bo to przecież w czasach covidowych się tyle pozmieniało, tu zagląda i tam i nagle odkrywa, że obok miejsca, w którym węszył niedawno jest inne miejsce i to miejsce z nieprawdopodobną historią i znów myśli sobie: "wiem, że nic nie wiem!"
Ileż jeszcze do odkrycia na własnym podwórku, ile historii do opisania... Kto wie, czy życia mi wystarczy?
Z drugiej strony radość wielka. Jestem jak ten kret, kopie, zgłębia, węszy. Tyle już wiem, tyle znam niezwykłych opowieści. Oby tylko za jakiś czas przypadły do gustu czytelnikom.
Tymczasem ostatnia w tym roku październikowa niedziela obudziła się mglista, zasnuta, szarawa. Bez słońca, które rozpieszczało nas w minionych dniach jesienne kolory przygasły, ale ja bez względu na wszystko mam dziś zamiar podarować moim nogom kilka zacnych kilometrów i wrócić na stary szlak. Potrzeba mi kilku ważnych zdjęć, a poza tym z moją towarzyszką od apenińskich wypraw, z którą wędrowałam przez całą wiosnę, nie widziałam się na szlaku od kilku miesięcy. Nawet jeśli pochmurny - niech to będzie dobry dzień.
WIDZIEĆ SIĘ to o włosku VEDERSI (wym. wedersi)