Abruzja, czyli moje wielkie, wyczekane wakacje - akt II - Punta Aderci
wtorek, września 07, 2021Agriturismo, które znaleźliśmy w ostatniej chwili i które wybraliśmy przede wszystkim według kryterium "po taniości" okazało się strzałem w dziesiątkę i zaskoczyło na wszystkich poziomach - od doskonałego śniadania ze świeżymi ciastami i jeszcze ciepłymi rogalikami, przez bliskość morza - ledwie kilometr od Lido di Casalbordino, na wygodnych przestronnych pokojach kończąc. Agriturismo Santo Stefano położone w ciszy, w otulinie winnic było doskonałą bazą wypadową.
Dotarliśmy na miejsce w środę po południu i zaraz po rozładowaniu bagaży spacerem ruszyliśmy w kierunku Lido, aby rozeznać się w terenie. Przywitało nas wybrzeże zupełnie inne niż to, które znamy z Romanii i nie mam tu na myśli widoków, bo to przecież oczywiste. Chodzi raczej o atmosferę, która spowijała to miejsce - senna, leniwa, niemal poetycka.
Ciepłe, przedwieczorne, lekko pomarańczowe światło, szpalery palm, już tylko tu i tam pojedynczy plażowicze, złożone parasolki czekające na kolejny słoneczny dzień i starszy pan siedzący na murku promenady, którego poprosiliśmy o polecenie miejsca na kolację...
Tak oto odmalował mi się w głowie obraz pierwszego wieczoru wakacji w Casalbordino.
Zagadnięty mężczyzna polecił nam doskonałe miejsce, którego z racji braku jakiejkolwiek reklamy w życiu byśmy sami nie znaleźli. Podeszliśmy niepewni, bo lokal wyglądał jak dobra restauracja, a nie zwykła trattoria i dla spokojności poprosiliśmy o menu, aby nie zaskoczyć się cenami. I tu spotkała nas kolejna niespodzianka - coś co zadziwiało nas potem przez cały czas abruzyjskich wakacji. Ceny w restauracjach nadmorskich były o połowę niższe od tych na riwierze Romanii i nawet dużo niższe niż w Marradi. To może być bardzo mocny argument, jeśli ktoś planuje wybrać się na wakacje do Abruzzo.
Kolacja w Casalbordino była oczywiście doskonała.
Głównym punktem pierwszej połowy naszych wakacji było obejrzenie słynnych trabocchi, od których wybrzeże wzięło swoją nazwę oraz trekking do Punta Aderci.
Ruszyliśmy w czwartek z samego rana, by nie stracić z dnia nawet chwilki. Casalbordino okazało się doskonałym punktem startowym. Zostawiliśmy samochód na południowym krańcu Lido i dalej za drogowskazem ruszyliśmy pieszo.
Aby dotrzeć do punktu widokowego można wybrać jeden z dwóch szlaków. My ruszyliśmy od strony ujścia rzeki Sinello. Do wyboru są dwie wersje tej samej trasy - albo wygodniejsza droga w większości szutrowa, która idealna będzie dla rowerzystów lub rodzin z małymi dziećmi, albo szlak, który wije się pomiędzy sosnami, trzcinami, potem prowadzi plażą Mottagrossa - wyjątkową plażą, o której mówi się, że jest najbardziej dzikim odcinkiem wybrzeża adriatyckiego, potem znów wspina w górę, snuje wśród łąk, winnic, przeciska pomiędzy skromnymi domostwami i po około 5 kilometrach dociera na sam cypel, gdzie z zachwytu odbiera mowę.
Podobno symbolem rezerwatu Punta Aderci jest maleńki ptaszek o wdzięcznej nazwie fratino - po polsku jest to zdaje się sieweczka morska. Żywi się mięczakami, robakami i innymi bezkręgowcami, a jajka składa w piasku na plażach. Występuje w wielu miejscach Afryki i Europy. Oczywiście masowa, plażowa turystyka i mechaniczne czyszczenie wybrzeża zakłóca jego spokój, ale właśnie tu na Punta Aderci może sobie nadal wieść spokojny żywot.
Z Punta Aderci rozciąga się nieprawdopodobny widok. Podobno przy idealnej widoczności widać stąd nie tylko Gran Sasso, ale też Monti Sibillini, a nawet Conero! U stóp mamy lazur w najbardziej rajskim wydaniu. Tutaj też znajduje się jeden ze słynnych trabocchi.
Trabocchi to niezwykłe konstrukcje wznoszące się na drewnianych palach, służące do połowu ryb. Znajdziemy je pomiędzy Ortoną i Vasto. Nie wiadomo jak dawno temu powstały i kto je wymyślił. Jedna z teorii zakłada, że to dzieło Fenicjan, jednak na prawdziwość tej teorii, tak jak i pozostałych nie ma naukowych dowodów. Trabocchi pozostają dziś prawdziwą ozdobą wybrzeża i jedną z zagadek ludzkości.
Dawno temu zafascynowały samego Gabriele d'Annunzio. Pisarz tutaj właśnie kupił mały rybacki domek, który stał się potem jego miłosnym gniazdkiem. W jednym ze swoich dzieł opisał trabocchi jako gigantyczne pająki.
Po kilkukilometrowym marszu, kiedy już nacieszyliśmy oczy widokiem z cypla, zeszliśmy znów na plażę.
Mottagrossa wyściełana jest okrągłymi i jajowatymi kamykami. Nie ma tu barów, nie ma nic poza samą naturą. Nieliczni już o tej porze plażowicze wtapiają się doskonale w krajobraz. Większość z nich zamiast targać ze sobą parasole i namioty ustawia malownicze konstrukcje z pni i patyków, które wyrzuca morze. Wygląda to bajecznie.
Postanowiliśmy przez dłuższą chwile polenić się w tej wyjątkowej scenerii i skorzystać z imponujących fal, którymi targane było tamtego dnia morze. To była chwila wyjątkowa, chwila do zabutelkowania. Tak jak wyjątkowy był cały dzień, widoki, miejsca, wyjątkowa jest cała Punta Aderci...
Trasa, którą przeszliśmy miała dokładnie dziesięć kilometrów - od ujścia rzeki Sinello do Punta Aderci i z powrotem. Dziesięć niezwykłych kilometrów.
Nie były to oczywiście ostatnie przemaszerowane tego dnia kilometry, ale o tym, co wypełniło nam popołudnie opowiem już jutro.
Pięknego wtorku!
Ps. Dwie ważne rady przed trekkingiem:
1. Nie polecam wyprawy w klapkach. Nie muszą być porządne górskie buty, wystarczą zwykle sportowe.
2. Koniecznie trzeba mieć zapas wody i coś do przekąszenia. Po drodze nie ma żadnego punktu gastronomicznego.
UJŚCIE RZEKI - FOCE (wym. focze)
bluza: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Pięknie. Najwięcej takich drewnianych konstrukcji na plaży widziałam w tym roku na plaży Alberese w Maremmie.
OdpowiedzUsuńTrabocchi z tego co wiem sa tylko w Abruzzo, ale podobne konstrukcje sa w wielu rybackich miejscach.
UsuńAch te kamyki do mojej kaktusiarki! :) Poza tym otwieram chipsy i czekam na ten najazd: toples??? Przy dzieciach??? Tak trzymaj! Pozdrawiam Was. Hanka
OdpowiedzUsuńRozbawilas mnie :))))) juz sie chyba wszyscy przyzwyczaili. Kiedys to byly afery:)
Usuń