- No i o to chodziło!
- Nareszcie!
- To jest to!
Zgodnie piałyśmy peany, kiedy w końcu po forsownym marszu i wspinaczce wśród drzew odsłonił się przed nami widok na Lavane i Falteronę. Oczy spragnione były widoków, a ponieważ nastała też pora obiadu, w widokowym miejscu zatrzymałyśmy się na piknik. Schiacciata z finocchioną czy mortadellą i wino to zawsze dobre połączenie, ale w takich miejscach, jak to, w którym piknikowałyśmy wczoraj, smakują jak iście królewskie danie.
Celem naszej wyprawy była słynna już Femmina Morta, zwana przez nas Martwą Babą. Pomysł na tę wyprawę narodził się kilka lat temu, ale wiecznie coś stawało na przeszkodzie - a to moja skręcona kostka, a to zakichany covid. Powiedziałyśmy - do trzech razy sztuka i już nawet, by nie zapeszyć, przestałyśmy wymawiać na głos nazwę góry.
I tak oto wczoraj przemaszerowałyśmy szesnaście kilometrów ponad Crespino, zahaczając o Femmina Morta, która w tej całej naszej wyprawie okazała się punktem zupełnie zwyczajnym. Ot zalesiona góra. Wysoka jak na te rejony, bo ponad 1100 metrów, ale nic w niej widowiskowego nie było.
Trzeba jednak przyznać, że wdrapanie się na tę wysokość okupione było obfitym potem - chyba pierwszy raz w życiu skorzystałam z zapasowej koszulki. Cała trasa raczej wymagająca i bardzo zalesiona. Piękne są bukowe lasy, ale brakowało nam trochę otwartej przestrzeni, suchych, kostropatych grani. Żartowałyśmy, że w takiej sytuacji jeszcze bardziej doceniłyśmy te kilka nielicznych punktów widokowych, przez które wiódł szlak.
Z widokami czy bez bawiłyśmy się przednio i już mi żal, że wspólny czas dobiega końca. Tyle jeszcze nowych, wymagających szlaków czeka, tyle znajomych, które chciałabym O. pokazać, chciałabym iść razem na Lozzole przez Prati Piani, albo na Passo dell'Osteria Bruciata, zgłębić passo della Sambuca... Czasu zawsze będzie brakować. Czas to okropny sknera.
- Pogramy w coś? - zaproponowała druga O., kiedy droga przez bukowe gaje zaczęła nas nużyć.
I tak przez dobrą godzinę maszerowałyśmy wymyślając kolejne słowa zaczynające się na ostatnią literę mówionego wyrazu.
- Agrafka.
- Ameba.
- Anagram.
- Motyl.
- Lód.
- Dotyk.
- K...
Były wyrazy bardzo wyszukane, bo każda z nas starała wzbić się na wyżyny erudycji, ale też każda z tych wyżyn nie raz poszybowała w dół, ratując się słówkami powiedzmy nieco "mniej wyszukanymi".
Bawiłyśmy się setnie. Spomiędzy traw wyglądały kanie i inne grzyby, których nazwać nie umiałyśmy, poranna rosa obeschła, tu i tam uśmiechały się do nas efemeryczne zimowity i cyklameny. Wędrowałyśmy i lasem i w końcu kawałeczek łąkami, skąd rozciągnął się szeroki widok na całe Mugello. Było tak dobrze. Niby tylko szesnaście kilometrów, ale jednak ponad 800 metrów pod górę. Satysfakcja przyjemnie łechtała duszę. W doskonałym towarzystwie, ze słońcem na twarzy, bosko!
Dziękuję Dziewczynki za wspaniały, intensywny czas. Będę z utęsknieniem czekać na ciąg dalszy.
Tymczasem już za chwileczkę, już za momencik zawita do Domu z Kamienia Renia ze swoim Kalejdoskopem i będziemy razem czarować w kuchni i mamić wędrówkami po Apeninach. A kto ma ochotę skusić się na jesienną zmianę klimatu i włoskie ładowanie baterii przed zimą, przypominam, że na kolejny termin warsztatów od 6 do 13 listopada zostało jeszcze kilka miejsc.
FEMMINA MORTA (femmina morta) to znaczy MARTWA KOBIETA