Wybawiciel, podeszczowy trekking i zapasy z migreną
poniedziałek, sierpnia 02, 2021Nie wszyscy ludzie, których spotykamy na naszej drodze zmieniają nasze życie, ale prawie wszystkie te spotkania są jednak po coś. Niektórzy na przykład mogą "uratować" wyprawę w góry.
W niedzielę w nocy i o świcie miały przetoczyć się nad doliną Lamone burze i ulewy. I wszystko wskazywało na to, że prognozy sprawdzą się co do joty. Cała zawierucha miała potrwać do ósmej rano, a potem na świecie znów miał zapanować pokój. Ruszyliśmy z domu po dziesiątej, na spokojnie, kiedy już sytuacja pogodowa wydawała się stabilna.
Wybrałam dobrze mi znany szlak, który zaczyna się od drogi cementowej do kamieniołomu, a kończy na Gamberaldi. Chciałam pokazać A. nieznany jej jeszcze skrawek Marradi.
Mniej więcej po niecałym kilometrze zaczęło kropić. Duże, rzadkie krople, które na początku zignorowaliśmy zaczęły szybko się zagęszczać. Deszcz przybrał na sile, a przed nami był kilometr trasy bez żadnego schronienia.
Nagle zza zakrętu wyłonił się mężczyzna z psem i sam przycupnął pod mizernym daszkiem przenośnej kanciapy czy też schronu pracowników kamieniołomu. Zatrzymaliśmy się i my niezdecydowani co robić. Mężczyzna widząc wędrowców, machnął zapraszająco, odsunął drąg blokujący drzwi i zaraz wpuścił nas do środka.
Staliśmy tak dobre piętnaście, może dwadzieścia minut, patrząc co chwilę z nadzieją w niebo. Deszcz lunął z taką siłą, że nawet sufit naszego schronienia zaczął przeciekać. Zaniosło się na całego. Błogosławiłam decyzję o przeczekaniu, bo gdybyśmy poszli dalej, bylibyśmy przemoczeni do nie wiem czego i o dalszej wędrówce nie byłoby mowy.
- Gdzie idziecie?
- Na Gamberaldi.
- Oooo, niezła wyprawa - skomentował mężczyzna - to kawał drogi.
Popatrzyłam na A. czy zrozumiała, co mówi człowiek, bo przecież obiecałam, że będzie lekko i zaraz zapewniłam i po polsku i po włosku, że to przecież żadne wyzwanie, ot parę kilometrów.
- Może za piętnaście dni grzyby będą jak tak porządnie popada - powiedział znów mężczyzna.
- To grzybowy deszcz?
- Raczej tak. Tu może od razu nie, ale jeśli pada też nad Campigno...
Człowiek rozmawiał ze mną jak ze swojakiem i dziwiłam się, że nawet nie zapytał skąd jesteśmy.
- Teraz to pewnie i nad Biforco pada... - dodał zerkając kolejny raz w niebo.
- Ja jestem z Biforco - rozpromieniłam się.
- No przecież wiem.
- ???
- Ja też jestem z Biforco!
Wstyd mi się zrobiło jak nie wiem, że nie rozpoznałam "prawie" sąsiada. Ignorantka.
- Bo ja tak rzadko w barze bywam - próbowałam się mętnie tłumaczyć.
- Ja też - zaśmiał się nasz deszczowy wybawiciel.
W międzyczasie deszcz zelżał i mężczyzna z psem postanowił zawrócić do samochodu. Dostaliśmy przykazanie, żeby jeszcze chwilkę zaczekać, a potem zostawić zablokowane drzwi tak jak je zastaliśmy.
Deszcz jeszcze chwilę pokropił, a potem została po nim już tylko pamiątka w postaci błotnistych kaskad i gliniastego, śliskiego jak lodowisko podłoża. Z tym ostatnim w czasie wyprawy musieliśmy się mierzyć kilka razy.
Potem było już tylko piękniej... Ślimaki wielkości dłoni, czerwieniące się na drzewach corniole, łąki nadal ukwiecone i soczyście zielone po ożywczym, pierwszosierpniowym deszczu. I w końcu - co najważniejsze - A. zachwycała się widokami - a o to przecież tak naprawdę chodziło. Zaczęło się ulewą skończyło czystym lazurem.
Dobrze nam było wędrować razem, to w ciszy, to zaśmiewając się, to przy poważnych rozmowach. Dobrze nam było i niestety ten wspólny czas dobiega końca. Pozostaje znów tyle niezrealizowanych planów, bo chciałoby się jeszcze i tu i tam...
Ale z drugiej strony zawsze jest po co wracać. Ja mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele biesiad przy świętej Barbarze, wiele przegadanych godzin i wiele przedreptanych kilometrów.
Dlaczego dzisiejszy wpis ukazuje się tak późno? Niestety migrena czy też inne ustrojstwo pokonało mnie na amen. Przez cały dzień i całą minioną noc modlę się tylko o jedno - żeby już przestała ta głowa boleć. Całkiem opadłam z sił.
Oby jutro przyniosło wytchnienie.
Dobrej końcówki dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze