Problem z wyparciem zmęczenia...
czwartek, lipca 29, 2021Dopadła mnie niemoc. Nawet rozpędzona kula śniegowa musi kiedyś wyhamować. Marzę o tym, by przez chociaż jeden dzień poleżeć w słońcu na plaży i nic nie musieć. Poleżeć i nic nie robić. Poleżeć i poczytać. Poleżeć i pogapić się na ludzi, na fale, na piasek i muszelki. Tak bardzo marzę o dniu nad morzem, że aż mnie boli.
Moja głowa zaczyna coraz silniej odczuwać to, że ostatnie dwa miesiące to była naprawdę polka galopka bez opamiętania. Oczywiście cieszę się i serce z dumy puchnie, że tak się wszystko udaje, że pięknie się kręci, ale zapanowanie nad zmęczeniem, a raczej wypieranie go przychodzi mi coraz trudniej.
Cały czas się łudzę, że pod koniec lata w końcu po raz pierwszy od nie wiem kiedy uda nam się urwać choć na trzy dni wakacji. Łudzę się i dążę.
W tym całym pędzie literackim, florenckim, turystycznym, blogowym, warsztatowym i trekkingowym ostatnich tygodni, a nawet już miesięcy radują po cichu drobne domowo rodzinne sprawy.
Tomek, który zamilkł na jakiś czas znów mówi i mówi, a ja mogłabym go tak słuchać i słuchać... Nie tylko mówi, ale nawet o rady pyta, inspiracji u mnie szuka, a to już taka radość, że niewiele może się z tym równać. Mikołaj wracając z Florencji kolejny raz wpada do księgarni na stacji - podkreśla, że zawsze musi się w Feltrinelli zatrzymać, bo inaczej być nie może - i tak samo kolejny raz naciąga mnie na książkę. Takie naciąganie to dla mnie też czysta radość! I tylko z dumy puchnę, bo potem czyta i zaraz dzieli się nową wiedzą podekscytowany i przejęty.
- Niech i Mama sobie coś kupi! Ja w domu oddam Mamie pieniądze! - namawia, ale mimo wielkich chęci odmawiam, bo tak mnie cudownie Turyści, Goście, Przyjaciele obdarowali, że mam czytania na trochę.
Jeszcze jeden drobiazg, który zwrócił moją uwagę, to fakt, że Mikołaj coraz częściej mówi do mnie Mama. Ki diabeł? Chyba nawet Mikołaj się starzeje.
W ogródku już dziury w większości zalepione i nowa studzienka jak malowana. Raczej już żadne powodzie w cantinie nie powinny mieć miejsca. Przymykam oczy na zmasakrowaną szałwię, rozmaryn i część pomidorów.
A co do pomidorów to w tym dzikim pędzie jakimś cudem przetarłam dwadzieścia słoików pomidorów! I kolejne czekają w kolejce, więc może dziś...
Widzę też, że dojrzewają jeżyny i aż się prosi kilka słoików dżemu przygotować na zimę. Może Mama pomoże... Tak, tak... Jeszcze boję się tym cieszyć, ale już po cichu wzruszenie się zakrada. Wszystko wygląda na to, że już za kilka dni zawita do Marradi Mama ze Świtą. Czy to nie piękne?
Dobrego dnia pełnego zachwytów!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze