Siły i odwagi... jak we włoskim przysłowiu
czwartek, kwietnia 08, 2021Około obiadu w powietrzu znów zaczęły fruwać białe farfocle. Już nie było regularnej zadymki jak dzień wcześniej. Białe farfocle fruwały trochę bez ładu i składu, każdy sobie, trochę jak wolne elektrony.
Postanowiłam jednak - choćby nie wiem co - być Kwiatem Lotosu przez duże K i duże L. Obiecałam sobie, że żaden durny śnieg nawet w kwietniu nie będzie mi szarpał nerwów i muszę iść się porządnie wychodzić za całe dwa dni.
Po jakimś czasie farfocle zniknęły i znów wyszło słońce. Granie i szczyty były mniej pobielone niż rano, uśnieżone zostały tylko wyższe partie Apeninów. Uwinęłam się z obiadem raz dwa, żeby nie tracić czasu, zarzuciłam na plecy cieplejszą bluzę i "kufajkę" bez rękawów, tęsknym wzrokiem zerkając przy tym na stos nowych letnich spódnic i sukienek i zaraz wyszłam znów w stronę Campigno.
Trasa była ta sama co dwa i trzy dni temu, bo taką wybrał Mikołaj, który postanowił mi towarzyszyć tym razem na rowerze, a z nim poszłabym gdziekolwiek. W towarzystwie chłopców sama trasa schodzi na drugi plan.
Wydeptałam dziesięć kilometrów z groszem, ale zmarzłam przy tym jak nie wiem co. Najpierw w słońcu było całkiem przyjemnie, ale potem znów niebo schowało się za ołowiem, a do doliny Campigno wtargnął lodowaty wiatr.
Wiatr był naprawdę okropny. Szczerze mówiąc zrujnował mi ostatnie kilometry spaceru, bo było mi tak zimno, że aż myśli na niczym nie umiałam skupić, a i o relaksie nie było mowy. Pozostała tylko satysfakcja z zadowalającego dystansu.
Na szczęście nocny przymrozek chyba nie zaszkodził kwiatom - przynajmniej w Biforco. Poziomki nadal miały ładne kwiaty, bez też zdawał się niewzruszony, a irysy przy drodze to w ogóle jakby nie obeszło. Nawet pierwsze kiście glicine, które pnie się po balkonie starego domu były jędrne i "żywe".
Dziś za nami druga bardzo zimna noc i mam tylko nadzieję, że i ta nie wyrządziła roślinom krzywdy. Choć jak patrzę za oknem, to mam wrażenie, że dziś temperatura była o wiele mniej łaskawa.
Idzie słońce, potem deszcz i po rozkosznym marcowo - kwietniowym mamieniu latem na stabilną wiosnę chyba musimy jeszcze trochę poczekać. Taki to czas...
W środę Mikołaj śladami brata również zapisał się na wprowadzany od trzeciej klasy Esabac.
Esabac to program skierowany do szkół średnich, który jest owocem współpracy ministerstwa edukacji Włoch i Francji. Liceum chłopców, jako że jest liceum językowym, również jest tym programem objęte. Esabac nie jest obowiązkowy, jest na pewno bardziej wymagający, ale dzięki temu wychodzi się z liceum z "podwójnym" dyplomem włoskim i francuskim.
Teraz tylko pozostaje dotrwać do matury...
Oby dzieciaki jak najszybciej wróciły do szkolnych ławek. Siedzenie w domu niestety przekłada się na demotywację i spadek formy.
Wprawdzie mam wrażenie, że znów u chłopców jest tendencja zwyżkowa, ale to wszystko nie jest tak jak być powinno.
Dzisiaj jak znalazł do tych wywodów pasuje włoskie przysłowie: forza e coraggio, che dopo aprile viene sempre maggio! Co tłumacząc dosłownie znaczy: siły i odwagi, po kwietniu zawsze przychodzi maj.
Dobrego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze