Laur kwitnie! Kwitnie w kwietniu. Może nie jakoś spektakularnie jak glicynia czy milin, ale kwitnie. Nie wiem jak to możliwe, że wcześniej ten fakt umknął mojej uwadze. Ja, biegająca wiecznie z aparatem z nosem przy ziemi, bo pierwszy fiołek, bo pierwsza prymulka czy fiore san Giuseppe - wszystko muszę zawsze udokumentować, a tu takie niedopatrzenie.
Szczerze mówiąc to w ogóle nie podejrzewałam lauru o kwiaty. Tutaj wszędzie go pełno i nikt mu się nie przygląda, więc tak sobie kwitnie wiosną po cichu bez ochów i achów publiki.
Tegoroczne kwiaty maggiociondolo przed Domem z Kamienia za Rzeką trafił szlag. Niestety późna mroźna noc w tym roku rozprawiła się z nimi na cacy. Tak jak brutalnie rozprawiła się z glicine przed dawnym domem. Aż żal patrzeć. Nie wiem czy wisteria, to całkiem nie poległa, bo jakoś życia w niej nie ma, ani krztyny zieleni nie widać i tak smutno teraz wygląda przed tym pustym domem. Zupełnie jakby uschła z tęsknoty za nami.
Taka to moja nadinterpretacja.
Po prawie czterech dniach deszczu w końcu dziś dzień obudził się pogodny. Obudził się malinowym świtem, obudził się ciepły i rozświergotany.
Niebo lazurem jeszcze nie zachwyca, ale sam fakt, że nie pada, że jest ciepło, na ten moment w zupełności wystarczy.
Mikołaj ostatecznie podjął decyzję, by nie przechodzić na profil esabac, tylko iść klasycznym rytmem. Radziłam, sugerowałam, ale decyzje odnośnie SWOJEGO życia musi podjąć on sam, a ja mogę je tylko uszanować.
A poza tym może Mikołaj ma rację? Może pięć lat przeżytych w liceum z grupą fajnych ludzi liczy się bardziej niż wszystkie wyszukane dyplomy świata? A co gdyby moje rady popchnęły go na złą ścieżkę? Poza tym piętnaście lat to według mnie dobry czas, by zacząć podejmować własne decyzje i poczuć ich ciężar. Nie chcę wypuścić z domu dziewiętnastolatka, który nawet o kolorze swoich spodni nie będzie umiał zdecydować. Sama ponad wszystko cenię sobie wolność, więc niekonsekwencją z mojej strony byłoby pozbawiać jej chłopców.
Tomek zapytał mnie czy w czwartej klasie będzie mógł jechać do Tanzanii jako wolontariusz. Pozwoliłam. Oczywiście mówimy o sytuacji bez pandemii. Pozwoliłam, bo jak zabronić? Czemu miałoby to służyć? Czy będę się martwić? Pewnie! Będę codziennie od nowa umierać ze zmartwienia, ale to przecież jego życie. Nie mam prawa rzucać mu kłód pod nogi.
Poza tym w kwestii zmartwienia, jeśli Mikołaj zrealizuje swoje marzenia o przyszłości to będę z tego zmartwienia umierać podwójnie. Taki Matki los.
Ale Matka ma dużo pomysłów na siebie, więc postara się skupić na życiu, zamiast na tym umieraniu.
Nic jeszcze nie zdecydowałam odnośnie weekendu. Nie wiem co ze sobą zrobić. Poza tym ten tydzień wykończył mnie i odarł z sił. Nosem się podpieram! A zatem teraz mówię Wam spóźnione dzień dobry i uciekam przedreptać kilometry. Dobrego weekendu!
LAUR to po włosku ALLORO