Takie to życie, białe fiołki, wypisany długopis i w co trudno uwierzyć
sobota, lutego 27, 2021Na szlaku Dantego zakwitły białe fiołki. Co ciekawe nie zauważyłam ich, kiedy wchodziłam pod górę, tylko dopiero w drodze powrotnej. Sprawdza się stara filozofia, że aby zobaczyć niektóre rzeczy, trzeba zmienić punkt widzenia. Sama prawda. Życiowa prawda.
Dzień znów zachwycał urodą tak jak poprzednie. Maszerować w lutym w zestrojona w sukienkę, z gołymi łydkami, jakby to kwiecień był to niemal nieprzyzwoitość, choć tutaj żadna nienormalność. Nie raz już bywało i z drugiej strony żadna to jeszcze gwarancja, że zostanie tak już na stałe. Może jeszcze i śniegiem przyprószyć gdyby chciało, ale miejmy nadzieję, że nie będzie chciało.
Dotarłam do mojego cyprysa spragniona zatrzymania się i pisania. Usiadłam na kamieniu, odetchnęłam kilka razy głęboko i zaraz sięgnęłam po Koronkowy Notes. Niestety po dwóch zdaniach zakichany długopis odmówił współpracy. Szkoda, bo akurat tyle myśli kłębiło się po głowie...
To był trudny tydzień. Trudny z wielu powodów. Jakby mało było nerwów ze zdrowiem Mario, to jeszcze dotarła do nas przesmutna wiadomość o śmierci naszego dobrego znajomego...
Są takie osoby, które zdają nam się wieczne - zawsze były i zawsze będą i Bruno zdecydowanie był dla mnie jedną z nich. Kolorowy ptak, szalony kucharz, obieżyświat. O jego życiu można byłoby napisać niejedną książkę. Nie mogę uwierzyć, że nic już dla nas w kuchni na Cavallarze nie wyczaruje, że już nie poopowiada o miejscach w jakich bywał, że już nigdy nie ubawi nas do łez, że nie porozmawia z chłopcami o ich planach na przyszłość.
To właśnie on, kiedy byli mali snuł opowieści mrożące czasem krew w żyłach i być może równie często nieprawdziwe, ale chłopcy tak czy inaczej słuchali z otwartymi buziami. To on serwował nam dania, których składniki często były i już zawsze pozostaną zagadką. To on imał się takich zajęć, że Indiana Jones czy jakiś Bond to mogliby mu buty czyścić. Opowiadał o miejscach jakie odwiedził, których położenie musiałam nie raz sprawdzać na google map.
Są ludzie, którzy żyją pełnią życia. Nie oglądają się na nic. Nie boją. Ryzykują. Ludzie, którzy z życiem biorą się za bary. A potem nagle głupi wypadek i człowieka nie ma.
Ze zdjęcia na fejsbuku wciąż uśmiecha się Bruno z zawadiackim uśmiechem, Bruno jak tur, jak okaz siły, prężący muskuły jak Papaj z kreskówki. Takim go zapamiętamy, kiedy już uwierzymy, że naprawdę go nie ma.
Bruno zginął w wypadku dwa dni temu.
Kilka wspomnień z minionych lat:
Ciao Bruno! Fai buon viaggio!
To był dziwny i trudny tydzień. Na weekend, który zaczynam w tej chwili mam już kilka planów, ale cicho sza, bo ostatnio moje mówienie o planach to jak gra w bierki, lepiej ich słowem nie tykać tylko po cichu realizować.
Dobrego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Ojej smutno się zrobiło w Waszym -naszym Marradi. Mario ma kłopoty ze zdrowiem, ten Pan Bruno,jeszcze jeden znajomy o którym Kasiu mówiłaś. Nie znałam tych panów ale nostalgia mnie też dopadła. Myśl,że tak się staramy za czymś gonimy tyle robimy biegamy a tu nigdy nie wiadomo co będzie za godzinę. Naprawdę nie powinniśmy realizacji marzeń przynajmniej niektórych zostawiać na kiedyś. Taki miły ten Pan uśmiechnięty na każdym zdjęciu. No ale koniec. Mario - mam nadzieję,że lekarze pomogą i będzie wszystko dobrze. Trzymaj się Mario wracaj do zdrowia bo kto nas zawiezie w te piękne miejsca, kto nas odbierze z Faenzy gdzie jak sieroty będziemy stać i czekać. I Ty Kasiu trzymaj się bo trudny masz teraz czas.Ale Ty jesteś silna babka- zresztą niestety nie masz wyjścia. Musisz i już nieść to wszystko na swoich barkach. No dobrze koniec tych smutków.Wszystkiego najlepszego i dużo słoneczka Wam życzę. Całuję Jola
OdpowiedzUsuń