Alternatywa dla relaksu
środa, lutego 24, 2021We wtorek, by móc dalej dźwigać trudy i by wykrzesać z siebie dodatkową siłę, znów po obiedzie zarzuciłam plecak na ramiona i pomaszerowałam byle dalej. Nie cudowałam z nowym szlakiem. Pomyślałam, że wrócę tam, gdzie w niedzielę było tak miło, że znów chwilę posiedzę sobie na szlaku Dantego pod wiekowym cyprysem.
Przeszłam via Francini wisząc na telefonie z A., która dzielnie ustawiała mi myśli do pionu i zaraz na skrzyżowaniu w centrum skręciłam w stronę San Benedetto. Rozmowa była bezcenna. Na ramionach zrobiło się ciut lżej i nawet uśmiech nikły powrócił. Szłam asfaltem dziarskim krokiem z silnym postanowieniem - dwie godziny marszo - relaksu tylko dla mnie!
Kiedy znalazłam się jakieś półtora kilometra za miasteczkiem zadryndał telefon...
Po drugiej stronie odezwał się Mario zgaszonym głosem - "to znowu się stało" - powiedział. Zaraz też wytłumaczył gdzie jest i że pogotowie już jedzie. Niewiele myśląc odwróciłam krok i ruszyłam sprintem w stronę miasteczka.
To co wydarzyło się w górach dziesięć dni temu, tym razem dopadło go, kiedy dojeżdżał do siebie do domu. Kto wie jak usytuowana jest Santa Barbara, ten zdaje sobie sprawę jak wielkim cudem jest to, że zatrzymał się w jednym kawałku. Tym razem wszystko przebiegło odrobinkę łagodniej, bo przynajmniej Mario nim opadł z sił zdążył zadzwonić po przyjaciela i po mnie.
Dobiegłam do świętej Barbary w rekordowym czasie, a serce waliło mi jak młotem. Huczało tak, że nie słyszałam własnych myśli.
Znów pogotowie, znów wywiad, znów ta sama bajka, może tylko bez dramatyzmu bycia samemu w górach.
Wszystko potem powtórzyło się tak jak poprzednio. Mario wyszedł ze szpitala jeszcze tego samego wieczora, ale przynajmniej dziś rano ma stawić się na pierwsze badania.
Kiedy karetka odjechała było już po 16.00. Do rozpoczęcia lekcji brakowało niecałej godziny. Zahaczyłam więc o sklep i co niemal groteskowe w tym momencie pierwszą osobą na jaką się natknęłam był człowiek, który pomógł nam w górach dziesięć dni wcześniej. Na jego zapytanie jak się ma Mario, odpowiedziałam, że właśnie kilka minut temu znów zgarnęło go pogotowie. Mina człowieka bezcenna.
Z ciężkimi ramionami wróciłam do domu. Nie tak wyobrażałam sobie popołudniowy relaks...
Już nawet nie planuję, że dziś sobie odpocznę, bo to strach nawet coś pomyśleć. Będzie co będzie. Pogodę na szczęście mamy przepiękną. Na szczęście też życzliwa dusza pomoże z transportem - ostatnich już - mam nadzieję - w tym sezonie worków peletu. A co dalej? Zobaczymy! Siły sobie sama, życzę bo w wielu kwestiach mam "po kokardy".
Dobrego dnia!
TO SAMO - LO STESSO (wym. lo stesso)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Och, kurczę, Kasiu ... Dobrze, że będą badania, może coś wyjaśnią, ale to podstawa. Niedobrze, że Mario wciąż jeździ samochodem, myślę, że dla bezpieczeństwa własnego, ale też i innych powinien do czasu kiedy będzie wiedział co mu jest zaprzestać. Teraz już wiecie, że to co się stało, niestety ma szansę się powtarzać. Nie wiem na ile Mario słucha rad innych osób, ale mam nadzieję, że Twoim prośbom się podda - niech dba o siebie. Powiedz mu proszę, że my tu w Polsce martwimy się o Niego, martwimy się też Kasiu o Ciebie. Dużo sił i dużo zdrowia Wam wszystkim życzę Aneta
OdpowiedzUsuńTrzymamy wszycy kciuki za Mario
OdpowiedzUsuńPiotrek
Niech juz wszystko będzie dobrze ! I zdrowie Maria i Twoje Kasiu spprawy niech sie poukladają . Niech już zagości spokój . Z serca zyczę Marysia
OdpowiedzUsuńTak sobie podczytuje panią już jakiś czas, super ze opisuje pani ten region Włoch. Smutne, że pani przyjaciel choruje, ale trzeba być dobrej myśli, życzę dużo zdrówka. Pozdrawiam z Uk
OdpowiedzUsuń