- I co? Była ta assemblea? - zapytałam, kiedy Mikołaj usiadł do obiadu.
- Była! I wie Matka jaki był temat?
- Jaki?
- Włączyłem się na to zebranie, bo myślałem, że będą mówić o jakiś szkolnych kwestiach organizacyjnych, a tam wielki napis: ORGASMO.
- Orgazm jako temat zebrania?
- Tak!
- I co ciekawego mówili?
- Cały czas gadali o seksie. Na przykład o seksie w wodzie, że coś tam. Jak w ogóle seks w wodzie? Po co?
- No wiesz... Dlaczego nie? W falach oceanu o zachodzie słońca albo w wannie po kolacji przy świecach?
- Ja jak jestem w wannie to nie chcę, żeby mi nikt głowę zawracał!
- Bardzo słuszne rozumowanie w twoim wieku, ale kiedyś się pewnie zmieni. Co jeszcze ciekawego mówili?
- Jak na przykład Włosi nazywają intymne części ciała. Było trapano, bastone! - zaśmiewał się szczerze.
- Włosi w tej kwestii są cudowni, nikt ich nie pobije w fantazji co do doboru słownictwa.
- O właśnie o fantazjach też było!
- Że co?
- Że mężczyźni mają więcej fantazji!
- No chyba żart?! - poczułam się niemal urażona.
- Chyba nie - wtrącił się Tomek. - A pamiętasz Phoebe z Friendsów? - odnośnik do naszego ulubionego serialu podważył wygłoszoną na zebraniu tezę.
- Ja nie wiem po co nam takie zebrania robić... - skwitował na koniec.
- Wiesz co, a ja uważam, że to bardzo fajne, to że my w domu gadamy o wszystkim, to nie znaczy, że tak jest w innych domach. Trzeba mieć świadomość, że to są naturalne sprawy i o nich się rozmawia jak o wszystkim innym. Kiedy ja miałam 14 lat to mogłam się dowiedzieć czegokolwiek jedynie z "Bravo".
- Co to "Bravo"?
- "Bravo" to była taka kolorowa gazeta dla nastolatków i tam był też dział, gdzie publikowali listy do redakcji. Na przykład: mam piętnaście lat, całowałam się z chłopakiem, czy mogę być w ciąży?
- Matka żartuje?
- Niestety nie. Brak dostępu do informacji, niewiedza i tworzenie tabu wokół najbardziej ludzkich spraw może mieć czasem opłakane skutki. Cieszę się, że ty masz TAKIE pogadanki we "włoskim duchu"!
Sobotnie popołudnie spędziłam u Mario. Dzień nie był już tak gorący jak poprzednie, ale w powietrzu wciąż pachniało wiosną. Porobiliśmy zdjęcia, nagadaliśmy się za wszystkie czasy i pozachwycaliśmy nowym zdobycznym stołem, który Mario właśnie skończył odrestaurowywać. Planujemy mimo wszystko wspaniałe nasiadówki z pysznym jedzeniem, rozmowami i śmiechami do nocy...
Przy takiej aurze jak wczoraj moglibyśmy ucztowanie przy świętej Barbarze zainicjować nawet zaraz.
Miło było widzieć, że Mario czuł się dobrze i tryskał humorem. Ostatnie wydarzenia i z jego zdrowiem i z Bruno i jeszcze jednym znajomym skłaniały do wielu refleksji.
Powtarzaliśmy sami sobie, że trzeba żyć tu i teraz, trzeba żyć póki jest czas.
Tak jak powiedziała kiedyś Agnieszka Osiecka: "Nie można niczego odkładać na później, bo może nie być żadnego później. Bo nagle nie wiadomo kiedy, nie wiadomo kto i nie wiadomo dlaczego wyłączy ci prąd w ciągu dnia i pstryk wszystko zgaśnie".
Przed nami ostatnia w tym roku lutowa niedziela i w ogóle ostatni lutowy dzień. Mam na dziś piękny plan, ale tak jak pisałam wczoraj - o planach i o tym czy pięknie się zrealizowały będę opowiadać po fakcie.
Ostatni dzień lutego to mój prywatny Sylwester. To przecież dziś wieczorem zapłoną światła dla marca! Czy o zmierzchu przy jakimś ogniu uda nam się postać, to się dopiero okaże. Tak czy inaczej niech marzec rozświetloną ma drogę!
Jeśli nie pamiętacie czym jest LOM a MERZ, możecie przeczytać tutaj. Tymczasem DOBREJ NIEDZIELI!
TRAPANO to WIERTARKA
BASTONE to KIJEK
ASSEMBLEA to ZEBRANIE
spódnica i bluzka: madame.com.pl