Łaskawość pogody i splendor Apeninów jeszcze raz
poniedziałek, grudnia 28, 2020Niezwykłe niebo, powietrze jak kryształ, ani jednej chmurki, Apeniny upudrowane świątecznym śniegiem, jak pandoro cukrem pudrem, nieco złagodniały... Czy można na to wszystko popatrzeć obojętnie? Dalej za Marradi już żadnych miast, tylko maleńkie osady lub pojedyncze kamienne domy, bez większych ingerencji współczesnej cywilizacji... To jeszcze jedno z tych miejsc, gdzie natura wciąż gra pierwsze skrzypce. Dzikość.
Po tym jak ogłosili nas czerwoną strefą na całe święta, na Sylwestry i Befany, pomyślałam, że to nic, że w takim razie będę czy też będziemy sobie po górach wędrować w okolicach domu. Plany planami, a życie sobie... Ten rok jak żaden inny zagrał nam na nosie w tej kwestii.
Nie przypuszczałam, że święta pogodowo będą aż tak kapryśne. I choć oczywiście wychodziłam do gaju prawie codziennie, to jednak żadnej z długich tras, które zaplanowałam na ten moment nie udało się jeszcze przejść.
Udało się natomiast wczoraj choć ten jeden raz zjeść kanapki na szlaku... Przynamniej tyle, czy też aż tyle...
Ruszyliśmy jedną z podstawowych tras w Biforco, która wspina się z drugiej strony wzgórza Pianorosso, w stronę zaśnieżonych jeszcze łąk, by wygłodniałe zimowych uciech "dzieci" mogły się wyszaleć.
W dolinie, w miasteczku po śniegu już prawie nie ma śladu, trzeba wejść przynajmniej na 800 metrów i wyżej, by oczy cieszyć zimową scenerią. A jak się już wejdzie, to cuda najprawdziwsze...
Nie można było nie skorzystać, kiedy na ten jeden jedyny dzień, świat znów nabrał bardziej intensywnych kolorów. Grzechem byłoby siedzieć w domu. Kiedy wdrapaliśmy się na górę, zjedliśmy kanapki z resztkami świątecznymi w tym samym miejscu, w którym siedziałam z chłopcami w czasie naszej marcowej wyprawy...
Słońce znów miło grzało, tylko zamiast traw budzących się do życia biel śniegowej skorupki", która tak bardzo uradowała chłopców.
Tomek tylko leżał i wygrażał, że taki śnieg to nie śnieg, że kto to widział taką śniegową nędzę, a w Mikołaju nawet ta nędza wyzwoliła radość nieokiełznaną. Dalej się tarzać i turlać i z górki na pazurki i tak do bólu brzucha niemal, bo przecież chwilę wcześniej trzy kanapki pochłonął.
Wyprawa była krótka, było mi mało, chciałabym znów dalej i więcej, poczuć zmęczenie w nogach i lekkość w głowie, ale jak się nie da więcej to musi wystarczyć i to co jest.
Dziś dla odmiany leje tak, że nawet machnę ręką na zakupy. Dalej będziemy dojadać resztki. Mam tylko nadzieję, że prognozy co do 31 grudnia się sprawdzą i nim rok dobiegnie do mety jeszcze raz razem powędrujemy.
Ostatni już niepełny tydzień tego roku staje na starcie. Niech to będzie dobry czas!
TURLAĆ SIĘ to po włosku ROTOLARE (wym. rotolare)
Jest nadzieja... |
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Śnieżka i dobre z nią wspomnienia to miód na moje uszy! Wszystkiego dobrego dla Was Kasiu. Czy ja dobrze widzę, że Paw zawitał do Was na święta? Cieszę się, bo tak długa rozłąka na pewno nie jest niczym dobrym. Niestety, znam to, a epidemia jeszcze to pogłębia :( Uściski i dobre myśli przesyłam. Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuń