Listopadowe kwiaty
poniedziałek, listopada 02, 2020- Jeszcze dwa pudła i stop.
Przewraca oczami i wcale mu się nie dziwię. Zapał już wszystkim dawno minął. Tak czy inaczej karnie noszą dalej: legendarnego fikusa, część mojej garderoby, łuk, tarczę, koce, ręczniki, ozdoby świąteczne... Pudła z pamiątkami, świadectwami, zdjęciami. Ileż to człowiek chomikuje przez całe życie. Tak, tak... wiem, o tym już było.
Czułam się trochę winna po mojej sobotniej dezercji, więc w niedzielę postanowiłam podwójnie nadrobić ilość przeniesionych paczek. Na dziś natomiast zaplanowane mamy sprzątanie i pierwsze ustawianie mebli. Może jutro pokażę Wam jakiś skraweczek nowego domu.
Cała przeprowadzka idzie nam teraz jak krew z nosa, bo naprawdę jesteśmy już wypaleni. To za długo trwa. Czwarty miesiąc... Uwierzycie? Gdybym już miała za rzeką internet, to poszłoby nam sprawniej, bo wiedziałabym, że możemy definitywnie się przenieść. A tak? Może ten internet będzie jutro, może za tydzień, któż raczy wiedzieć... I przez to właśnie słabo u nas z motywacją.
Niedziela nie była aż tak pięknym dniem jak sobota. Listopad wkroczył do doliny z lekko naburmuszoną miną. Słońce wystawiło nos tylko na chwilę, ale na szczęście wciąż było całkiem ciepło - ciepło oczywiście jak na tę porę roku.
Nie wyszłam w góry tak jak planowałam. Mam na myśli wyprawę na serio w buciorach z kanapkami w plecaku. Zabrakło weny, chęci, trochę czasu i sama nie wiem czego. Przeszłam zaledwie kilka kilometrów szutrową drogą, żeby złapać oddech i przewietrzyć głowę przed kolejnym tygodniem.
Zadziwiła mnie ilość kwiatów. Oczywiście nie żeby łąki były ukwiecone jak w maju, ale też daleko im jeszcze do listopadowej szarości. Widok kwiatków i zieleni o tej porze roku dobrze robi na głowę.
Co przyniesie kolejny tydzień? Bardzo chciałabym to wiedzieć!
Czy uda nam się ostatecznie przenieść za rzekę? Czy zamkną regiony? Czy o zgrozo zamkną nas na amen? Czy zdążę wyskoczyć do Florencji? Czy dzieciaki dalej będą miały możliwość raz czy dwa razy w tygodniu być fizycznie w szkole? Za dużo pytań bez odpowiedzi...
- No i nie działa mi!
- Zaktualizowałaś Pusia?
- Tak i dalej mi się nie otwiera! - piszczałam jak dziecko.
Kiedy jestem wściekła zmienia mi się głos i zaczynam "piszczeć" tak, że sama nie mogę się słuchać.
Już kilka dni temu zbiesił mi się program do obróbki zdjęć. Profesjonalny program, za który co miesiąc płacę. Lightroom zablokowany był na amen, za nic nie chciał współpracować. A to że aktualizacja, potem że nie ta wersja programu operacyjnego, potem że za mało wolnej pamięci. Wyszłam z siebie i stanęłam obok.
- Pokaż Pusia. Daj mi ten komputer! - Zaspany Tomek nałożył na nos okulary i zaczął coś klikać.
Po godzinie wszystko znów wróciło do normy. Mój bohater!
Ckliwie mi się na duszy zrobiło, bo to przecież zdaje się tak niedawno, kiedy mały Tomuś przychodził do mnie, żebym pomogła złożyć jakiś bardziej skomplikowany zestaw lego, a tu rach ciach i role się odwróciły.
Pierwszy listopadowy tydzień przed nami. Oby przyniósł coś dobrego!
PISZCZEĆ, "WCHODZIĆ NA WYSOKIE TONY" to po włosku STRILLARE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
czytam od zawsze , pierwszy raz komentuję - UDA SIĘ WSZYSTKO ,napewno stworzysz piękny i ciepły dom .Pozdrawiam serdecznie Ewa K
OdpowiedzUsuń