O względności
sobota, października 03, 2020Kiedy latem w czasie lekcji włoskiego sąsiad J. upiornie przewiercał wiertarką wszystkie ściany jakie miał w domu myślałyśmy, że nas szlag trafi. Szlag trafiał mnie też dwa tygodnie temu, kiedy sąsiedzi po drugiej stronie ulicy zmieniali elewację. Własnych myśli nie było słychać.
W przedziwny sposób szlag nie trafiał mnie wczoraj, kiedy zza rzeki dochodziły dźwięki wiercenia, warkotu, borowania i zgrzytania. Nie chciałabym przesadzać i popadać w górnolotne tony, ale to było dla mnie jak najmilsza muzyka! Ogarnęła mnie niemal euforia. Jakie to wszystko potrafi być względne...
Przez cały dzień zerkałam na nowy dom i miałam wrażenie, że murarz nie poszedł nawet na obiad. Nie wybrałam się tym razem na zwiady, by zobaczyć postępy prac, bo po odgłosach i chmurze pyłu jaka unosiła się od drugiej strony budynku, mogłam sobie wyobrazić, że NIC ciekawego do oglądania nie ma i mogłabym się jedynie przestraszyć.
Z pomarańczowego domu wyjechały natomiast kolejne kartony i torby - tym razem niepotrzebnych rzeczy. Wyjechało ich całkiem sporo i w końcu jako taki efekt przetrzebienia było widać. Dziś kolejne pudła z książkami - niekończąca się opowieść - powędrują za rzekę.
W nocy do doliny wtargnął wiatr. Ciepły wiatr, ale dziwny jakiś... gwałtowny i niestabilny. Niby cisza, a potem łup z zaskoczenia, aż się człowiek zrywał na równe nogi. Termometr o 6.00 rano pokazał 18 stopni, a zatem Tomek nie wyciągał dziś z kieszeni rękawiczek, a Mikołaj zrezygnował nawet z kurtki.
Mam nadzieję, że maltempo, które króluje w sercu Toskanii nasze Appennino szczęśliwie ominie, choć patrząc teraz na niebo, które zestroiło się na sino granatowo - strach się bać!
Na grzyby pewnie nie ma już co liczyć w tym roku, ale deszcz jest bardzo potrzebny, bo nasze Lamone zamieniło się w strumyk. Jeden krok i jesteś na drugim brzegu! Czegoś takiego przynajmniej przez ostatnie lata chyba nikt nie widział.
Weekend zacznie się dla nas dopiero za parę ładnych godzin. Planów niby żadnych konkretnych i szczerze mówiąc uważam, że czasem nie mieć planów to prawdziwy luksus. Luksus też jest względny. Mam kilka kulinarnych pomysłów w głowie i chciałabym nimi dziś chłopców porozpieszczać.
Uaktualnienie z godziny 9.00 - leje jak z cebra.
Dobrej soboty!
ZŁA POGODA to po włosku MALTEMPO (wym. maltempo)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Z tymi książkami to tak właśnie jest jak napisałaś Kasiu, po co komu tyle książek ? Ja mam w pewnym sensie podobny "problem" ponieważ oprócz mieszkania , które odziedziczyłam po moich zmarłych Rodzicach, odziedziczyłam naprawdę pokaźną ilość książek, myślę, że pewnie dobrze ponad tysiąc. Książki, które kupowali od lat 60 -tych, kupowali przez całe swoje wspólne życie, każda wystana, wyczekana, wyciągnięta spod lady. Poukładane wg sporządzonego przez Mamę katalogu, stoją w oszklonych witrynach i ja mimo, że wynajęłam ich mieszkanie, to zapowiedziałam, że pokój z książkami jest tylko do ew. relaksu, książki można czytać, ale odstawiać na ich miejsce...Ale co dalej ? Do siebie zabrać nie mogę, bo mam własną biblioteczkę, którą w tym roku zaczęłam już odchudzać - pojawiły się bowiem w moim mieście punkty book-sharing. Nie wiem co mam zrobić z książkami Rodziców, dla mnie to cały czas pamiątka po nich, ich pasja... I tak tkwię w niezdecydowaniu.
OdpowiedzUsuńUdręka i ekstaza, którą przytachałyśmy w walizkach to też z ich biblioteczki. Ja sama przestałam już kupować książki, należę do Książnicy, której podlega 7 bibliotek i wypożyczam.
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale może coś podpowiesz ? Może ktoś coś podpowie ?
Pozdrawiam serdecznie Aneta (mama)
Sama się podłączę pod pytanie. Część z tych książek oddałabym w dobre ręce, bo wiem, że do nich nie wrócę. Poza tym z wiekiem mam potrzebę "niesienia lżejszego bagażu".
Usuń"Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" Być może teraz przysłowiowy szlag trafia sąsiadów. Kiedyś, dawno temu, było tak, że się uprzedzało sąsiadów o planowanych remontach, przepraszało za uciążliwość. Teraz remonty spowszechniały, podobnie jak hałas. Mało kto zwraca jeszcze uwagę na sąsiadów, przeprasza za hałas itp.
OdpowiedzUsuńSąsiedzi bezpośredni są tylko jedni i tych w ciągu dnia nie ma, poza tym nawet gdyby byli wiedzą, że trwają prace. Sami prosili, żeby sprawdzić rury, bo wcześniej ich zalewało. Co do reszty to myślę, że byłoby absurdem pukać do każdego domu na ulicy i przepraszać za hałas. Ja napisałam, że mnie irytowało, bo tu gdzie jesteśmy króluje względna cisza i do hałasów nie jesteśmy już przyzwyczajeni.
UsuńA że w Pl w bloku ktoś boruje w ścianach i ma w nosie życie innych... Cóż! Tak to niestety jest. Sama pamiętam jak mieszkaliśmy na warszawskim Grochowie i sąsiadka zabierała się za prace remontowe grubo po 21, kiedy ja ukołysanego cudem Tomka odkładałam do łóżeczka. Pewnego razu nie wytrzymałam i poszłam z prośbą o wybranie sobie innej pory na takie prace. Odpowiedzi sąsiadki z szacunku do Czytelników nie przytoczę. Co ciekawe to wcale nie była patologiczna kamienica na starej Pradze.