Piątek wcale nie był dobrym dniem... A może ja po prostu coraz silniej odczuwam zmęczenie materiału i przy głupich nawet sprawach zaczynam się rozsypywać na milion drobiazgów. Choćby ten zakichany internet...
- Minęło 9 dni, a technik wcale się ze mną nie skontaktował w sprawie instalacji linii. Czy możemy to przyspieszyć.
- Nie dziewięć tylko ledwie dwa.
- Jak dwa??? - Poczułam jak ciśnienie mi rośnie.
- Zgłoszenie mam z 28 października.
- 28???? - ciśnienie na 250.
- Tak 28 października było zgłoszenie.
- 28 to ja po raz pierwszy zadzwoniłam, żeby ponaglić, a prośba o przyłączenie była wysłana tydzień wcześniej, mam maile, dowody, potwierdzenia, sms-y! - Rozpiekliłam się na całego.
- Ja tu mam zgłoszenie 28 - upierał się operator. - Pewnie dziewczyna przyjmująca zgłoszenie nie wysłała do realizacji i dopiero operator w środę przy ponagleniu się zorientował i puścił dalej.
W tym momencie szlag trafił cały mój kwiat lotosu i resztę buddyjskiej filozofii. W mgnieniu oka przeistoczyłam się w demona, w diablę rozjuszone, takie z kopytami, rogami i ogonem, które za każdym razem jak otwiera pysk zieje ogniem.
- Czyli operatorka w środę i operator w czwartek bezczelnie mnie okłamali?
- Proszę się na mnie nie złościć, to nie moja wina.
- A czyja? Jestem wściekła na TIM, a pan zdaje się jest jego przedstawicielem, więc proszę mi nie mówić na kogo mam być zła, a na kogo nie!
- Ja nic nie mogę zrobić.
- Wiecie jaka jest sytuacja, w większości regionów szkoła zdalna, a z podłączeniem internetu urządzacie sobie cyrk. Tak, jestem wściekła!
Odechciało mi się obiadu i wszystkiego.
Po południu przyjechał Mario i tak jak obiecał pojechaliśmy po kuchenkę. O cyrkach przy zakupie to już mi się nawet nie chce pisać - o niedziałającej karcie, o ganianiu do miasta za bankomatem, o stresie kolejnym, o tachaniu tej kuchni na górę... Po tym wszystkim nie umiałam się z tej kuchenki nawet cieszyć.
Może dziś kiedy popatrzę na nią przy świetle dziennym zrobi mi się lepiej.
Na wtorek poproszę o wsparcie mentalne i fizyczne Ellen i Lexa, którzy zaoferowali się z pomocą. Chciałabym, żeby ktoś mi pomógł ze skręcaniem mebli, z przymocowaniem karniszy, lamp. Żeby ktoś pomógł wywieźć niepotrzebne rzeczy i przewieźć za rzekę te potrzebne. Żeby ktoś poklepał po ramieniu i powiedział - "poukłada się!". Żeby ktoś napił się ze mną wina.
Martwi i smuci przemoc na ulicach. Przemoc i agresja skierowana w stronę kobiet, które walczą o wolność wyboru, o godność. Martwi przemoc i "mołotowy" fruwające wczoraj we Florencji, będące dziełem wandali próbujących się podszyć pod pokojową manifestację restauratorów. Martwi zło, które drzemie w ludziach, agresja, perfidia w podjudzaczach, martwi świat cały...
Ale z dobrych spraw dla równowagi:
Na wtorek umówiłam się z fryzjerką - lepiej załatwić sprawę odrostów na wypadek gdyby nas zamknęli na amen, przynajmniej będę mogła bez niechęci patrzeć w lustro. Dwa - znów lokalny portal zachwycił się moimi zdjęciami i poprosił o zgodę na ich publikację. Trzy - pogoda jest piękna. Cztery - z kolejnej szuflady wyskoczyło takie piękne zdjęcie... Kiedy to było, kiedy miałam jeszcze siłę dźwignąć ich na raz...?
A teraz niech mnie ktoś mocno kopnie, żebym miała siłę zmierzyć się z kolejnym pracowitym dniem.
KOPNĄĆ KOGOŚ to DARE UN CALCIO (wym. dare un kalczio)