Mity, pomysły i pory roku po mojemu
sobota, września 19, 2020 - I jak? - wołam od progu, bo przecież każdego dnia z wytęsknieniem wyczekuję pociągu i nowych wrażeń Mikołaja, tym bardziej, że w piątek miał się zmierzyć z prove d'ingresso z matematyki.
- Zaraz - zatrzymuje mój potok słów i powoli z namaszczeniem wiesza bluzę. - Najpierw się rozbierze - Mikołaj używa praktycznie tylko trzeciej osoby liczby pojedynczej, w jakichkolwiek zwrotach. To pamiątka po fascynacji średniowieczem. - Niech matka ma cierpliwość.
Mam cierpliwość, ale klnę w duchu ile te conversy trzeba rozsznurowywać.
- No jestem! - Mikołaj melduje się w kuchni, kiedy ja mieszam w garnkach.
- No i?
- No i nic.
- Kpisz sobie?
Śmieje się szubrawiec jeden.
- Niech coś matce opowie - sama się sobie dziwię za ten język, ale wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one.
- Mieliśmy francuski. Łatwizna, prawie wszystko rozumiałem, włoski pomaga, ale i tak wolę niemiecki.
- Serio?
- I epikę mieliśmy. To bardzo fajna rzecz jest.
- Opowiedz.
- Kojarzysz Orfeo e Euridice?
- Kojarzę imiona i tyle, wstyd się przyznać. Ja niestety nigdy nie polubiłam mitów ani starożytności, więc raczej kiepska jestem w tej materii.
- To ciekawe jest. Posłuchaj... Był taki typek i zakochał się w kobitce - Mikołaj zaczyna opowiadać po swojemu, że nagle wydaje się fascynującym, to co dawniej zdawało mi się nudne. Opowiada tak, jak na niego przystało - z mieszanką nonszalancji, trywialnie, ale... niebanalnie. Tak jak tylko Mikołaj potrafi. Myślę sobie, że on młodszym kolegom powinien jakiś korepetycji udzielać, bo w jego ustach wszystko brzmi tak prosto i zrozumiale.
- I potem... Hades... Matka wie kto to Hades?
- Wiem, jasne, że wiem.
- Aaaa... - jest szczerze zaskoczony - to jednak coś matka wie...
- Bez przesady, aż tak niedouczona to nie jestem. To co z tym Hadesem?
Nim skończyliśmy jeść spaghetti z papryką, kaparami i świeżymi pomidorami znałam już dokładnie historię Orfeusza i Eurydyki... Hadesa i Persefony i w ogóle dowiedziałam się tego i owego z epiki i łaciny... A potem obiad dobiegł końca i na schodach dały się słyszeć kroki Ellen...
Moja kochana Ellen, moja dusza bratnia!
- Ja wychodzę z Ellen, odgrzejesz Tomkowi obiad, dobrze?
Nie miałyśmy dużo czasu, nie przeszłyśmy nie wiem ile kilometrów, nie było też żadnego piknikowania, ale wystarczyło, żeby się sobą nacieszyć, nacieszyć wrześniowym latem na drodze, która prowadzi w góry, spritzem przed barem, wymianą myśli, kwiatkiem, drzewem, inspirowaniem się nawzajem, które owocuje zawsze nowymi pomysłami...
Żebym tylko miała czas i wolniejszą głowę, by choć połowę tych pomysłów wcielić w czyn... Pomysłów generalnie mi nie brakuje, a już jak wyjdę na spacer, to w ogóle głowa zaczyna produkować je taśmowo, produkcja masowa! Wcześniej czy później przynajmniej nad częścią z nich się pochylę.
Powinnam już mieć przygotowane zdjęcie do jesiennej okładki bloga, ale tak jak wspomniałam między wierszami postanowiłam przynajmniej z jesiennym zdjęciem nie trzymać się sztywno kalendarzowych ram. Zdjęcia od tej pory będę zmieniać wraz z faktyczną zmianą pór roku. Choć wróżą jeszcze TYLKO tydzień lata, a potem wyraźną zmianę aury, to ja zaczekam aż faktycznie jesień zapanuje w dolinie. W końcu to mój blog i kto mi zabroni mieć lato tak długo jak mi się podoba? Myślę, że większość się ze mną zgodzi.
Przede mną bardzo pracowita sobota i niedziela, która dziś jest jeszcze jedną wielką niewiadomą.
Oby ta niedzielna niewiadoma przełożyła się na mile wspomnienia.
Dobrego dnia!
OTO JESTEM, kolokwialnie NO JESTEM - to po włosku ECCOMI (wym. ekkomi)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze