Livorno - "Podróż za jeden słoik" - akt I - refleksyjnie

środa, września 09, 2020


- Pusia, a będziemy jechać Freccią?
- Aha! Akurat Freccią... Bez przesady! Treno regionale veloce
- Oooo to będzie na pewno ten schifoso (obrzydliwy)! - Tomek przewrócił wymownie oczami.
- Czyli jaki? - dopytywał się Mikołaj.
- No ten, co do Bolonii czasem nim jeździmy. 
- A może będzie piętrowy...

Kiedy miałam jakieś osiem, może dziewięć lat Tata rozkładał czasem naszą peerelowską ławę,  montował na niej tory, ustawiał domki, podłączał zasilacz i zaraz na tych torach ustawiał też cały skład pociągu. To miała być zabawa moich braci, ale kończyło się tak, że bawił się Tata, a my jak zaczarowani patrzyliśmy z brodą przyklejoną do stołu i tylko co jakiś czas z namaszczeniem podawaliśmy jakiś wagonik, ale delikatnie, żeby nie zniszczyć. Wagoników była cała masa... Elektrowozy, parowozy, składy drewna, węgla, pociąg podmiejski, cysterna i... piękny wagon piętrowy! 
Podróż piętrowym pociągiem wydawała mi się wtedy czymś - powiedzieć nadzwyczajnym i nieprawdopodobnym - to za mało... 


Piętrowy pociąg stał na czwartym peronie właśnie tam, gdzie na wyświetlaczu widniała stacja docelowa: Livorno Centrale

- Pusia, a czy to nie dziwne, że niektórzy w pociągu piętrowym siadają na dole?
- Dla mnie to jedna z zagadek ludzkości. Jak można nie mieć radochy z jechania na górze???
- No właśnie...


Dojechanie z Biforco do Livorno zajęło nam dokładnie trzy godziny, a powrót drugie tyle. 

Nadmorskie miasto przywitało nas niemal kompletnie opustoszałą stacją. Opustoszałą i jak zgodnie stwierdziliśmy najpiękniejszą ze wszystkich jakie do tej pory widzieliśmy. 
Co jak co, ale to uważane przez większość turystów za obskurne, portowe miasto ma dworzec kolejowy jak z dziewiętnastowiecznej stylowej pocztówki!


Decyzja o tym, by w końcu gdzieś chociaż na jeden dzień pojechać zapadła definitywnie w weekend. Ja wiem, że dla wielu taka podróż to śmiechu warta, ale dla nas to było naprawdę coś. 
Kiedy w ostatni dzień 2019 roku tradycyjnie otworzyliśmy nasz słoik z miłymi chwilami, na jednej z karteczek Mikołaj odczytał: "mama obiecała, że w tym roku pojedziemy na wakacje". Poczułam się wtedy tak, jakby mi ktoś wbił nóż w serce. Co ze mnie za matka... 
Chodziłam jak struta przez kilka dni, aż w końcu z jednego z zimowych spacerów wróciłam z pomysłem na słoik - bank. Mieliśmy do niego wrzucać wszystkie pięćdziesięciocentówki. Do wakacji słoik pięknie się wypełnił. Niektórzy bywalcy Domu z Kamienia też postanowili nam go trochę zasilić i nawet Mario ostatnio - mimo naszych protestów dołożył coś od siebie. 
Obiecałam chłopcom, że w tym roku gdzieś pojedziemy, że choćbyśmy mieli spać na lotnisku gdzieś się wybierzemy. 

Wyszło jak wyszło, na scenę wtarabaniła się pandemia i nie tylko ten plan, ale i inne wzięły w łeb. 

Postanowiłam jednak, że dam chłopcom choć namiastkę podróży, że choćby blisko, ale jednak w miejsce mniej znane, nawet jeśli bez nocowania, to choć z dobrym jedzeniem. I tak Tomek zaproponował Livorno. Propozycja bardzo nam się spodobała. Byliśmy w Livorno tylko raz przez chwilę i bardzo chcieliśmy tam wrócić. 


To był przepiękny dzień, a ja mam dwóch wspaniałych kompanów podróży...

- Ja to bym chciała ten! Z tym niebieskim dachem.
- A ja ten brązowy, taki stylowy. 
- Ale mało miejsca do leżenia.
- A ja tamten szary - Mikołaj pokazał swój typ.
- Tamten to przecież Guardia di Finanza.
- Pusia, a po co ludziom w ogóle takie jachty?
- TAKIE jachty to szczerze mówiąc nie wiem po co...

Siedzieliśmy w porcie, a potem jeszcze staliśmy na jednym z pomostów i "wybieraliśmy" sobie łodzie. Oczywiście mieć jacht to jest zupełnie inna rzeczywistość, która RACZEJ nigdy nie stanie się naszym udziałem, ale kto nam zabroni siedzieć na murku w porcie i wybierać sobie odpowiedni model na "w razie czego"... To było zupełnie tak, jak w latach osiemdziesiątych, kiedy z Bratem przeglądałam opasły katalog OTTO i "zamawialiśmy" każdy coś dla siebie!


Patrzyliśmy też tęsknie na statki, które odpływały na Sardynię, na Korsykę i Bóg wie jeszcze gdzie, a ja zaczęłam snuć w głowie plan, że to jednak po "eurasku" trzeba by odkładać, a nie po 50 centów, nawet jeśli 1 euro to już trochę bardziej boli... Ale gdyby tak - 1 euro każdego dnia... Właśnie na podróż, choćby tylko na bilet. 
Marzy nam się jakaś wyspa. Tak sobie w tym porcie zamarzyliśmy... 


Jestem zdecydowanie górskim duchem, ale nie raz już pisałam, że morze niezaprzeczalnie ma to COŚ. Góry niosą ukojenie, a morze przekornie przynajmniej we mnie burzy spokój, sieje niepokój, przywołuje ten dreszczyk, którego czasem wszyscy potrzebujemy. 

Miejscem, które niezmiennie mnie fascynuje jest port. W porcie coś się zaczyna i coś się kończy. Port to bezpieczeństwo, ale jak gdzieś kiedyś przeczytałam - statki nie po to się buduje, żeby stały w porcie. W wypływaniu z portu jest dla mnie coś niemal metaforycznego - to jak wychodzenie z własnej strefy komfortu, jak kłanianie się przygodzie. 


Jaki to był piękny i jaki gorący dzień. Dziś tak tylko refleksyjnie, bo każda podróż wywołuje we mnie burzę myśli, wspomnień, pociąga za sobą kolejne marzenia... 
I nieważne czy ta podróż trwa kilka dni, tygodni, czy tak jak nasza kilka godzin. Samo bycie w podróży będzie dla mnie zawsze czymś niezwykłym. 
Parafrazując znany tytuł - naszą podróż nazwałam "podróżą za jeden słoik". W następnych dniach pokażę Wam i opowiem, za co pokochaliśmy Livorno. A sama mam nadzieję, że nasza "podróż za jeden słoik - Livorno" - będzie pierwszym odcinkiem długiej serii...

DOBREGO DNIA

ODCINEK to po włosku EPISODIO (wym. epizodio)


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Przepraszam bardzo, a gdzie jest ten z niebieskim dachem i ten stylowy? Czuję jakiś niedosyt :) :) Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha:))))Na trzecim zdjęciu od dołu widać tylko niebieski dach. Tomka stylowego nie mam chyba na żadnym:) A Mikołaja szary - na tym samym co niebieski dach:) Uściski!!!

      Usuń
  2. Wspaniała wycieczka za jeden słoik :) Cieszę się, że udało się zrealizować ten mikroplan, takie wypady
    świetnie ładują akumulatory, oby udawało się ich jak najwięcej !!! Fajne zdjęcia - oddają klimat wyprawy. Pozdrawiam Aneta(mama)

    OdpowiedzUsuń