U schyłku sierpnia - i refleksyjnie i konkretnie
poniedziałek, sierpnia 24, 2020
W południe M. i A. wsiedli do samochodu i pojechali dalej na południe. To dzięki nim prawie rok temu zadziały się zmiany na blogu. Opadła z sił po całym sezonie 2019 i jednocześnie wciąż "drepcząca w miejscu" potrzebowałam, czegoś co mnie popchnie, wiatru w żagle, trampoliny. Pamiętam do tej pory jak zamiast lekcji na skype, to oni przez godzinę wykładali mi jak profesjonaliści na temat "co jeszcze mogę zrobić z blogiem i z całą moją działalnością!"
I tym razem również nim się pożegnaliśmy A. poświęcił prawie cały poranek, by zrobić mi jeszcze jedno niezwykle użyteczne szkolenie. Niby działam "w internetach", a gamoń jestem w materii taki, że zwyczajnie mi wstyd! Ale dobrze... Człowiek uczy się całe życie.
Po obiedzie zadzwoniła nowa właścicielka i potwierdziła to, co już wcześniej zapowiadała. Rusza z pracami i na pewno się w czasie wszystko przeciągnie, ale zapewniła, że przed zimą zdążymy.
Prace są na tyle poważne, że do instalacji elektrycznej trzeba zrobić projekt. To znaczy potraktować nowe lokum, jakby tam tej instalacji w ogóle nie było. Do takiego zlecenia musi być ktoś z uprawnieniami, bo potem musi wystawić certyfikat. To samo dotyczy gazu. Nie można podpisać umowy najmu, jeśli instalacje nie są skontrolowane i opatrzone gwarancją bezpieczeństwa. W sumie to na dobre wyszło, bo przynajmniej nie tylko dach będę mieć nowy nad głową, ale też i kable w ścianach. Nie będę się już musiała martwić czy mogę włączyć jednocześnie pralkę i piekarnik. Swoją drogą, nie wiem jak było możliwe podpisanie umowy w obecnym domu. Teraz możliwym by już na pewno nie było, nie tylko przez instalacje.
W niedzielę po tym jak już A. i M wyruszyli, po tym jak Milli zapewniła, że szybko prace ruszą, padłam na poobiednią drzemkę. Padłam tak, jakby mi dosłownie ktoś wtyczkę wyciągnął. Jeśli czuję potrzebę zamknięcia oczu po południu, to w moim wypadku znaczy, że wciąż trwa lato! Jesienią ta potrzeba zanika, zimą pojawia się raz na ruski miesiąc. A zatem lato trwa w najlepsze, a miniony weekend był podobno jednym z najbardziej gorących. Nawet dziś o świcie u nas w górach termometr pokazał 22 stopnie!
Po południu ma przyjść burza i z jednej strony to dobrze, bo może będą grzyby i ogródek będzie podlany, a z drugiej... Mam nadzieję, że poczeka z burzeniem do późnego popołudnia, bo na dziś trekking zaplanowany i wędrówka graniami przy akompaniamencie piorunów nijak mi się nie widzi. Obiecałam M., która stacjonuje od kilku tygodni w Apartamencie Lawendowym zwanym Casą wyprawę na Gamognę i chciałabym słowa dotrzymać.
Przy okazji krótka informacja - Dom z Kamienia już Gości przyjmował nie będzie, ale są inne zaprzyjaźnione miejsca mniej lub bardziej po sąsiedzku, gdzie można spędzić piękne marradyjskie wakacje "nie za miliony", Lawendowy Apartament jest jednym z nich. Wkrótce uaktualnię zakładkę o noclegach.
Kiedy stanęłam na nogi po popołudniowej drzemce, zadzwonił Mario.
Mario w weekend dwoił się i troił bym miała trochę rozrywki i relaksu. I tak pospacerowaliśmy nad Lago di Ponte, potem po Tredozio, a na koniec zatrzymaliśmy się na aperitivo w Brisighelli.
Łapię chwilki, kiedy nic nie muszę. Dalej mam zamiar się uśmiechać, nawet jeśli ciężko. Dalej dzieje się w moim życiu więcej dobrego niż złego. Czasem muszę walczyć ze złym słowem, ale tylko czasem, wciąż jednak dobra, które się tu zebrało jest nieporównywalnie więcej i za to Wam z serca dziękuję.
Mam wrażenie, że to dobro przychodzi z różnych stron, że jest jak parasol, że jeszcze jest nadzieja w tym dziwnym, zwariowanym świecie.
Ostatnie dni uświadomiły mi, że udało mi się nauczyć chłopców czegoś dla mnie bardzo ważnego - optymizmu i hartu ducha. Kiedy teraz ja załamywałam ręce przekonana, że jednak nic z zaplanowanego wynajmu nie wyjdzie, chłopcy obydwaj byli spokojni i pewni, że wszystko się poukłada, że przecież zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie. Kiedyś ten spokój dawałam im ja, teraz wrócił do mnie jak bumerang od nich.
Na starcie staje ostatni sierpniowy tydzień. Zaczynam od lekcji, potem będą góry i Florencja z moim bajaniem i może pizza, a może morze... Jakoś musimy ten miesiąc ładnie podsumować.
Jesień nawet mnie dziś bardzo nie przeraża. To będzie inna jesień, bez kasztanowych sagr, bez festowania w Brisighelli, ale ja już mam plan! Już się boję, że czasu na realizację wszystkich pomysłów mi zabraknie.
DOBREGO PONIEDZIAŁKU!
DOBRO to po włosku IL BENE (wym. il bene)
sukienka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Cieszę się że wszystko się układa.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za przeprowadzkę i życzę wszystkiego dobrego :)
Ola N.
Ps. Ślicznie Ci w tej sukience :)
Dziękuję!
Usuń