To jest jakaś kpina! Nie, nie! Nie żeby mi osobiście z tą liczbą było źle - wręcz przeciwnie - kocham ten czas i kocham mój wiek i chętnie wystosowałabym petycję, by właśnie teraz czas lekko zwolnił, ale... Pomyślcie jak się czuje moja Mama ze świadomością, że ma córkę czterdziestotrzyletnią. No jak? To jest kpina. Czas - Kpiarz śmieje nam się w twarz. Biedna moja Mama, pewnie myśli - "to było jakby wczoraj, kiedy rozklekotaną nyską mnie do szpitala na Bielanach wieźli..."
"Wczoraj" = 43 lata temu.
Każdego roku obiecuję sobie, że przygotuję wcześniej na okoliczność moich urodzin jakiś porządny wpis - na przykład w tym mogłyby być roku 43 rzeczy, których o mnie nie wiecie albo 43 rzeczy, które kocham albo 43 dziwactwa. Coś w tym stylu... Ale potem - jak widać - tak jak zawsze kończy się na improwizacji, na pisaniu pod wpływem chwili. Nie umiem pisać na zamówienie, na zapas, nie planuję konkretnych artykułów. Każde jedno słowo, każda jedna myśl, to refleksje z bieżącej chwili.
I tak oto mamy znów koniec lipca. Czas Kpiarz.
Naprawdę lubię swój wiek. Uwielbiam ten czas tu i teraz, mimo wszystkich problemów, od których czasem ciężko na ramionach. Najpiękniejsze w tym wieku jest poczucie, że coraz mniej muszę i coraz więcej mogę. Ostatnio Tomek zapytał się o jakiegoś artystę z lat osiemdziesiątych:
- On był znany, kiedy byłaś młoda?
- Przecież ja cały czas jestem młoda! - odpowiedziałam oburzona.
Ja przecież jestem młoda - i jestem i tak się czuję. Poza tym rację miała Maria Czubaszek - kobieta w pewnym wieku powinna ustalić ile ma lat i już tego się trzymać.
Mam też poczucie, że jest jeszcze wiele do zrobienia...
Skrzydła wyrosły mi całkiem niedawno, ale myślę, że na realizację planów i ambicji nigdy nie jest za późno. Żyję tu gdzie żyć chciałam, dzieci mam wspaniałe, Dom z Kamienia czyta coraz więcej ludzi, udało mi się puścić w świat pierwszy e-book... To po czterdziestce znalazłam nowych Przyjaciół. Mam nadzieję, że kolejne lata przyniosą następne radości i następne spełnienia.
Te dni są wariackie do kwadratu. Ledwo odeszłam od pieca, gdzie pomagałam serwować pizze, a tu zaraz lekcje, przekazanie zdjęć, zaraz zakupy, kolejny ślub do sfotografowania, Florencja z Gośćmi i pewnie Bolonia, zaraz trzeba z domem sprawy sfinalizować. Na głowie tysiąc spraw... Jednak w tym wszystkim Mario zadbał, by dziś wieczór był dla mnie. Tym razem nic nie będę serwować. Tym razem w gronie Przyjaciół i znajomych zasiądziemy przy wspólnym stole, zjemy mariową pizzę i tort, który wczoraj wspólnymi siłami przygotowało dla mnie czterech nastolatków. Będziemy wspólnie te moje 43 lata świętować i cieszyć się ostatnim w tym roku lipcowym wieczorem.
Nastolatki zamiast bawić się nad rzeką... |
szykują tort dla matki swojej i nie-swojej. |
- I co z tego? Dziś masz 42, jutro 43. Co w tym takiego wielkiego? - Mikołaj zawsze wie co powiedzieć.
Dziś na koniec sama sobie znów, jak co roku życzę przede wszystkim ZDROWIA. Zdrowia końskiego, żeby to wszystko udźwignąć, żeby jeszcze wiele móc zrobić, żeby dzieci w świat szczęśliwie wypchnąć, a potem w takiej formie jak teraz ruszyć z plecakiem szlakiem "Italia".
Zdrowie jest najważniejsze, do reszty planów i marzeń potrzebne są: chęci, motywacja, fantazja, upór, cierpliwość, wytrwałość, odwaga i odrobina pokory - a tego mi raczej nie brakuje.
Dobrego dnia i ciao luglio!
LIPIEC to po włosku LUGLIO (wym. lulio)