Żółw na szlaku Apeninów i inne cuda natury
poniedziałek, czerwca 01, 2020
- Powinniśmy byli zabrać tego żółwia - Mario kolejny raz wyraził swoje zdanie.
- To dzikie zwierzę.
- Żółw na wysokości 1000 metrów?
- No tutaj rzeczywiście trochę to dziwne. Prędzej spodziewałabym się niedźwiedzia.
- Ktoś go tu musiał przywieźć i pewnie mu uciekł.
- Błagam! Że żółw uciekł?? Poza tym, kto by żółwia zabierał w góry?
- Ty jeździłaś z kaczką nad rzekę.
- Bo płakała i nie chciała być sama.
- A widziałaś ślady konia?
- A co ma koń do żółwia? Żółw chyba na koniu nie przyjechał.
- Nie, ale już ktoś na koniu z żółwiem to całkiem możliwe.
- To zalatuje Disneyem - wtrącił się Tomek.
- Co za smutek - wymamrotał kolejny raz Mikołaj.
Kiedy wracaliśmy żółwia już nie było. Wcześniej, gdy napotkaliśmy go na ścieżce, to o mało na niego nie wlazłam.
- Prawie zdeptałaś żółwia! - wykrzyknął drepczący za mną Mario, a zrobił to tak naturalnie, jakby chodziło o węża czy jaszczurkę. Jakby żółw na szlaku był czymś normalnym.
- O matko, to żółw! Kto by się go tu spodziewał, miałam wyczuloną czujność na żmije, tego żółwia, gdybym była sama, nawet bym nie zauważyła.
Byliśmy podzieleni: Mikołaj i Mario chcieli koniecznie zabrać go do domu, natomiast ja i Tomek byliśmy absolutnie przekonani, że żółw powinien zostać w górach. Gadaliśmy o tym żółwiu już do wieczora i szczerze mówiąc, argumenty Mikołaja i Mario były na tyle silne, że w końcu i ja po cichu pożałowałam, że go zostawiliśmy. To znaczy ostatecznie pozwoliłam go zabrać, jeśli dalej byłby w tym samym miejscu, kiedy będziemy wracać, ale jakieś pół godziny później żółwia oczywiście już nie było.
- Co za smutek - powtarzał rozpaczliwie Mikołaj niczym sycylijska płaczka.
- Wiesz jak on miałby u mnie dobrze? Tyle miejsca do spacerowania, wikt i opierunek...
- Nawet najskromniejsza wolność jest lepsza niż najbardziej luksusowa niewola - upierałam się.
Żółw zdominował temat niedzielnej wyprawy, a wyprawa tak w ogóle to udała nam się nadzwyczaj. Trasę tym razem wymyśliłam ja. Zaproponowałam, żebyśmy wyruszyli z przełęczy Colla, tam gdzie wypływa Lamone i dalej powędrowali graniami, z których jak oszacowałam powinno być widać Mugello.
Tę wyprawę zaczęliśmy trochę na opak - piknikiem. Zatrzymaliśmy się już po piętnastu minutach, bo miejsce na trasie samo się o piknik prosiło. Już kiedyś tu biesiadowaliśmy, jakieś cztery albo pięć lat temu, kiedy Tomek przyprowadził nas do źródła Lamone. Wtedy też musiał to być maj, pamiętam tę świeżą zieleń i kukanie kukułki i nawet aura była podobna.
Początkowo urodzinowa wyprawa Mario stała trochę pod znakiem zapytania, bo niebo zasnute było popielatym woalem. Nie zapowiadało się wprawdzie na oberwanie chmury, ale liczyliśmy się z deszczem po drodze. Ostatecznie jednak z nieba nie spadła nawet jedna kropla, wyszło zza woali słońce, a temperatura zrobiła się w sam raz do wędrowania.
Przy drewnianym stole w widokiem na dolinę Mugello, przy graniu świerszczy zjedliśmy urodzinowy obiad, to znaczy chleb, schiacciatę, prosciutto i pecorino. Na deser wyciągnęłam z plecaka ulubiony Mario miniaturowy torcik ryżowy i żeby tradycji stało się za dość wcisnęłam świeczkę, z której płomieniem zaraz rozprawił się lekki majowy wietrzyk.
Trasa, którą tylko częściowo przeszliśmy prowadzi aż do Muraglione, to 7 godzin wędrówki i już mnie stopy swędzą, na samą myśl o przewędrowaniu całej trasy, ale na to muszę chwilę zaczekać, może ktoś z przybywających w tym roku do Marradi skusi się, by ze mną ten zacny dystans przemaszerować. O. na bank będzie chętna. To o tyle ciekawa trasa, że kiedy już wyjdzie się z majestatycznych bukowych lasów, przed oczami rozciąga się zupełnie nowa panorama. Z grani widać w dole Borgo San Lorenzo. Widać Monte Senario po drugiej stronie, w oddali nawet Pratomagno i Falteronę i Vicchio... Z jednej strony zamieszkała dolina, z drugiej dzikie wzgórza. Tak dzikie, że w obecnych czasach aż trudne do uwierzenia.
Gdybym miała czas powędrowałabym znów już dziś...
Mugello |
"Hasta la vista baby!" |
"Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę ziemię!" |
Pocałunek drzew... |
Wilk, to już żadne halo! Szukajcie na szlaku żółwia. |
Ale dziś poniedziałek i nowy pracowity tydzień. Gór dziś raczej nie będzie, ale i tak jest pięknie, bo dziś jest dziś i wiecie kto przyszedł?
CZERWIEC!
Buongiorno giugno!
Ps. Mario dziękuje Wam serdecznie za życzenia.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Wszystkiego Najlepszego !
OdpowiedzUsuńZdjęcia tak piękne, że aż mnie serce boli i w piersiach ściska - mam nadzieję, że to nie Corovavirus ani zawał tylko TĘSKNOTA za przestrzenią i wolnością :-)