Barani skarb i legenda na Ponte alla Carraia
czwartek, czerwca 04, 2020
Nad Arno w centrum miasta rozciąga się kilka mostów. Zazwyczaj cała uwaga turystów skupia się wokół znanego na całym świecie Ponte Vecchio, który to można powiedzieć stał się jednym z symboli miasta. Przebiegający tuż obok Ponte Santa Trinita, o którym nie raz pisałam, jest nieco mniej znany, ale jednak też przez turystów uczęszczany choćby po to, by sfotografować z najlepszej perspektywy Ponte Vecchio.
Niewielu natomiast zwraca uwagę na dalsze mosty i - głowę dam uciąć - tylko nieliczni wiedzą cokolwiek o rozciągającym się za Trinita - Ponte alla Carraia.
Pierwszy most powstał w tym miejscu już na początku XIII wieku - był on drugim florenckim mostem po Ponte Vecchio i dla odmiany nazwano go Ponte Nuovo. Jego rolą miało być ułatwienie transportu towarów do Pizy. Przetrwał niestety zaledwie pięćdziesiąt lat, bo już pod koniec tego samego wieku, został porwany przez "wysoką wodę" Arno. Most został odbudowany, ale niestety szybko stał się bohaterem nowej tragedii. W czasie jednej z fest nad Arno, zbyt obciążony tłumem ludzi, zawalił się pociągając za sobą wiele ofiar.
Legenda mówi, że autorem kolejnego projektu był sam Giotto i ten most przetrwał blisko dwa stulecia, aby następnie znów tak jak jego sąsiad "Trinita" dać się porwać dewastującym wodom Arno.
Most, który dziś możemy podziwiać powstał według projektu Bartolomeo Ammannati w XVI wieku. Zlecenie na odbudowę mostu Carraia (oraz Trinita) wydał Cosimo I. Most miał być stabilny i trwały, by wozy, czyli carri (stąd wzięła się jego obecna nazwa) mogły się bezpiecznie przeprawiać z towarami na drugą stronę rzeki.
Oczywiście w czasie drugiej wojny światowej most został tak jak i pozostałe (poza Ponte Vecchio) wysadzony w powietrze. Odbudowano go jednak dokładnie takim jakim był wcześniej, według tego samego projektu Ammannati.
Z Ponte alla Carraia związana jest jedna z najciekawszych florenckich legend.
Otóż w dawnych czasach przy budowie mostu bardzo często składało się ofiarę z barana i jego zwłoki chowało u podstawy wznoszonej budowli. Miało to być dla niej dobrą wróżbą. Nie inaczej było podobno przy budowie Ponte alla Carraia.
Legenda mówi, że blisko mostu mieszkał niejaki Marrocchio, mało przyjemny jegomość znany ze swojego skąpstwa i skłonności do sypania bluźnierstwami.
Marrocchio bluźnił na okrągło wygrażając przy tym jaką klepie biedę, co oczywiście było nieprawdą. Udało mu się bowiem zgromadzić spory majątek. Mało tego - tak bardzo martwił się o swój "skarb", że pod osłoną nocy postanowił ukryć go w bezpiecznym miejscu. I tak na moście Carraia znalazł ruchomy kamień, podniósł go i wcisnął pod niego uskładane monety. Pomyślał, że przejeżdżające za dnia wozy kamień docisną tak, by nikt nigdy poza nim samym skarbu nie odnalazł.
Marrocchio umarł, a że do ostatnich swoich chwil był zaciekłym bluźniercą, przyszedł po jego duszę sam diabeł. Czart zawarł ze sknerą pewien pakt. Wybawieniem od piekielnych katuszy mogło być tylko odnalezienie skarbu przez kogoś innego...
Jakiś czas po śmierci Marrocchio na moście najpierw w nocy zaczął pojawiać się baran - tudzież jego duch. Nie był to typowy baran, jaki stoi zwykle na czele stada, baran na moście wyglądał ponoć nieco demonicznie. Za każdym razem, kiedy ktoś próbował go schwytać, baran zamieniał się w żywy ogień - taki sam ogień jaki trawił potępioną duszę Marrocchio.
Próbowali się ze zjawą rozprawić nawet renaioli (mężczyźni na łodziach wybierający z rzeki piasek i muł), ale złośliwy duch nie tylko ich przestraszył, ale też zniszczył ich sieci, połamał wiosła i powywracał łodzie.
Z czasem baran zaczął pojawiać się również za dnia, ale ludzie przyzwyczajeni już do jego widoku, przestali zwracać na niego uwagę. Z wyjątkiem pewnego młodzieńca...
Śmiałek postanowił śledzić uważniej pojawianie się barana i tak szybko zauważył, że baran pojawia się zawsze w tym samym miejscu o tej samej porze.
Pewnej nocy walcząc ze swoim strachem zdecydował porozumieć się z baranem i zapytać go czy ten wie przypadkiem, gdzie znajduje się skarb Marrocchia. Historia ukrytych pieniędzy obrosła przez lata legendą i znana była już wszystkim mieszkańcom.
Baran w odpowiedzi na pytanie miał podobno zastukać w jeden z kamieni mostu dwa razy swoim kopytkiem, a kiedy młodzieniec uniósł ów kamień, oczom jego ukazał się słynny skarb.
Od tamtej pory sam żył w bogactwie długo i szczęśliwie, dusza Marrocchia odnalazła wieczny spokój, a barana na moście już nikt więcej nie widział.
Mam w zanadrzu wiele florenckich historii, a jak wiele z nich sama jeszcze muszę odkryć... Choć już dziś myślę o kolejnym powrocie do Florencji, to jednak wciąż jeszcze nie podzieliłam się z Wami wszystkimi ciekawostkami z wtorkowej wyprawy. Na nowe opowieści zapraszam Was jutro, a tymczasem sama pracuję intensywnie nad drugą częścią Sekretów i przy okazji pozwólcie, że znów zaproszę Was do lektury części pierwszej.
Chodzenie z Mario po Florencji, kiedy moje opowieści o baranach, Medyceuszach, artystach i sztuce przeplatały się z Mario wspomnieniami sprzed kilkudziesięciu lat miało niepowtarzalny urok. Niezwykłym doświadczeniem jest móc podziwiać i poznawać to miasto z tak różnych perspektyw.
Tak, jestem szczęściarą...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze