Różnica pomiędzy pierwszym i drugim zdjęciem to dokładnie 10 lat. Dokładnie, bo obydwa poza różnicą lat zostały zrobione w maju. Pamiętam bardzo dobrze tamten maj 2010, przylecieliśmy do Marradi na tydzień, by posmakować nowej pory roku. To był nasz pierwszy majowy wypad do Toskanii i choć wyjazd był jak zawsze niezapomniany, to jednak pogoda dała nam popalić. Zdjęcia poniżej zostały zrobione tuż przed odlotem. Mimo tego, że mżyło, poszliśmy na krótki spacer - tak poznałam Monte Colombo i kiedy ja spacerowałam z kocem rozciągniętym nad głową, chłopcy bawili się w najlepsze. Im deszcz nie przeszkadzał. Wtedy to Mario wdrapał się razem z nimi na ten ciemny stok i dalej "z górki na pazurki"! Myślałam tylko o jednym - jak ja ich takich utytłanych do samolotu zapakuję...
Powtórzyliśmy to samo ujęcie latem, pod koniec wakacji 2012 roku. Pogoda była bajeczna, a my już jedną nogą osiadaliśmy tutaj. Obiecaliśmy sobie, że będziemy co kilka lat robić to samo zdjęcie, by zobaczyć jak zmieniają się proporcje...
I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, na obietnicach się skończyło. Chyba już nigdy podobnych zdjęć nie zrobiliśmy, albo mnie pamięć zawodzi, ale zupełnie sobie nie przypominam. Oczywiście na Monte Colombo wracaliśmy przez te lata dziesiątki razy, tylko jakoś ze zdjęciami się nie złożyło. Aż do 17 maja 2020. Dokładnie 10 lat po pierwszym zdjęciu.
Wrażenie jest niesamowite. To samo miejsce, te same osoby, ale jakby inna epoka...
Człowiek każdego ranka patrzy w lustro i myśli sobie - nie jest źle, ja to się jakoś bardzo chyba nie starzeję... A potem patrzy na dzieci - czy swoje własne, czy kuzyna, czy sąsiada i myśli sobie: szlag! czas zwariował! To co w lustrze to tylko iluzja. Czas gna jak głupi. Dzieci są żywym, bezlitosnym dowodem jego przemijania...
Czas gna dla wszystkich bez wyjątku i dziś ostatni rok z "6" z przodu konczy Mario. Pamiętam, że kiedy się poznaliśmy i Mario przyznał się ile ma lat, wszyscy komisyjnie zażądaliśmy okazania przez niego dowodu osobistego, bo przekonani byliśmy, że ma przynajmniej dziesięć lat mniej niż podaje.
Mario miał rzeczywiście tyyyyle lat.
Przez te lata broda zrobiła się biała, zmarszczek przybyło, wady niektóre zrobiły się bardziej jaskrawe. Potrafimy się tak pokłócić, że wióry lecą - spór o gotowanie jajek na twardo przeszedł już do legendy. Wiemy, że przy stole, kiedy jest Mario, nie rozmawia się o sushi czy kebabach, bo Mario to Mario i pewnych kwestii lepiej nie poruszać, ale...
To do mnie jako do pierwszej osoby dzwonił Mario po zawale ze szpitala. Ja dzwoniłam do Mario, kiedy grypa zwaliła mnie z nóg, i wtedy, kiedy trzeba było o 23.00 zgarnąć Tomka z balu w Faenzie i to Mario został trzy dni z Mikołajem kiedy ja w Polsce promowałam ziemie Dantego. Tak jak Mario przez lata stał się dla nas członkiem rodziny i tak i myślę my dla niego najprawdziwszą rodziną, za którą stanie się murem.
Ostatnie zdjęcia to migawki z wczoraj. Mario wsród wielu swoich zalet ma też doskonałe oko i fotograficzną intuicję. W sobotnie popołudnie pojechaliśmy znów na zdjęcia i wyszły tak doskonale, że być może jedno z nich stanie się letnią wizytówką bloga. Jest tak pięknie i lato mamy od dawna, że nie wiem czy wytrzymam bez zmiany do 22 czerwca.
Mario ma jeszcze jedną cechę, którą u ludzi uwielbiam - dystans do siebie i szczyptę szaleństwa. Kwiatki i kapelusik do zdjęcia? Czemu nie!
Mieliśmy dziś miłym trekkingiem świętować jego urodziny, ale nie wiem jeszcze co na to pogoda. Mam nadzieję, że w ten ostatni majowy dzień aura się nie zbiesi aż tak, byśmy musieli zostać w domu.
Tymczasem na mnie już pora, bo pogoda pogodą, ale na czymś tę przynajmniej jedną symboliczną świeczkę trzeba postawić.
Dobrego dnia Wam wszystkim, a dla Mario:
TANTISSIMI AUGURI!!!!!