Wiosenne postępy i smutny kaczy los
środa, kwietnia 15, 2020
Już prawie wszystko pozieleniało, jedynie lipy wstrzemięźliwe dopiero nieśmiało, powolutku otwierają pąki. Z moich glicynii zaledwie kilka gałązek nie zostało pokiereszowanych spóźnionym mrozem i te kilka gałązek pięknie teraz kwitnie, ale reszta... żal patrzeć. Wiszą suche strąki niedoszłych, fioletowych kiści i czekają aż strąci je wiatr.
Wyprężyły się do słońca też oleandry i między listkami widać już zalążki kwiatów. Piękna wiosna, nawet jeśli podziwiana jedynie z przydomowego tarasu...
- Na drogę przygotuję sobie dużo dobrego jedzenia - Mikołaj przy kolacji dalej doskonalił plan swojej wyprawy z planu B. - na przykład taki chlebek! Mmmmm - przysunął kromkę świeżo upieczonego chleba do nosa.
- Jedzenie nie może być za dobre, bo trudno ci się będzie powstrzymać, żeby od razu wszystkiego nie zjeść - poradził Tomek tonem eksperta i zaraz dodał - Pusia, a może wydzielałabyś nam ten chleb, żebyśmy nie zjedli całego na raz.
- Nie będę wydzielać wam chleba... Ale masz rację co do Mikołaja wałówki. Powinien mieć coś w stylu "lembasów" z Władcy Pierścieni, coś co zapełnia brzuch, ale nie daje uciechy podniebieniu.
Znów dyskutowaliśmy o tym i o tamtym... Czasu we wtorek było mało, bo znów wskoczyłam w pełne lekcyjne tryby. Ledwie pół godziny udało mi się pospacerować z lekturą po schodach i odpłynąć w literackie światy. Dziś dzień jak widać po opóźnieniu, jest jeszcze bardziej pracowity.
- Kaczek nie ma! - trząsł się głos Mario w telefonie.
- Jak nie ma? - miałam wrażenie deja vu.
- Nie ma!
- Ale żadnej?
- Żadnej. Wszystkie zniknęły.
Dawno nie słyszałam Mario tak roztrzęsionego, smutnego, wściekłego i zdołowanego jednocześnie.
- Jak to możliwe, że nagle wcięło 9 kaczątek????
- Nie mam pojęcia!
Mario opowiedział jak to od niedzieli siedział i cmokał nad nimi, jak dokarmiał, nagrywał, fotografował... Te kaczki to była jego największa radość tych smutnych dni. We wtorek - jak sam zaręczał - spuścił je z oka na ledwie 10 minut, żeby zjeść i zaraz miał do nich wracać...
Tymczasem, kiedy znów wyszedł przed dom kaczątek nie było, a kacza mama z dzikim kwakaniem biegała w te i we w te. Mario relacjonował mi minuta po minucie całe zajście albo raczej tamten moment, a nerwowe jego wypowiedzi przecinało co chwilę jedno słowo: VENDETTA!
- Gdybym tylko wiedział kto czy co!! Gdybym tylko wiedział!
Tego się niestety raczej nie dowiemy, możemy snuć tylko przypuszczenia, że wrony, że nutrie, że zjawa jakaś. Tak czy inaczej dalej nikt z nas nie jest w stanie zrozumieć, jak w kilka minut "coś" rozprawiło się z całym stadem kaczątek, nie oszczędzając nawet jednego. Życie nad rzeką bywa okrutne...
Nie wiem już sama czy bardziej szkoda mi było kaczej mamy, kaczątek, czy samego Mario, dla którego te maluchy były przez chwilę całym światem.
WRONA to po włosku CORNACCHIA (wym. kornakkia)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze