I tak oto ten przedziwny kwiecień kończy swój występ godny owacji na stojąco! Tak cudnej urody aprile, to odkąd mieszkam w Biforco, chyba jeszcze moje oczy nie widziały. To nic, że cały miesiąc (kolejny już) spędzony w kwarantannie. To nic, że bez pieszych wędrówek, bez morza, bez spacerów na lody... To nic.
Kwiecień 2020 był mimo wszystko zachwycający! Pozwolił - co najważniejsze - wyłączyć piec, ozłocił skórę sierpniową opalenizną, dał czas na wspólne wylegiwanie się na tarasie, na obiadowanie pod gołym niebem. Z jednej strony oczywiście aż się boję myśleć co to dalej będzie bez turystów, bo nawet zaciskanie pasa ma swoje granice, ale z drugiej strony już wiem jak bardzo za tym dziwnym czasem będę tęsknić. Paradoksalnie czuję się trochę tak jakbym dostała od losu przepiękny DAR - dar dodatkowego czasu. Przecież to czasu wiecznie wszystkim brakuje.
Dostałam "dodatkowy" czas na pobycie z chłopcami, na wspólne rozmowy, wygłupy, czułości, filmy, gotowanie i biesiadowanie. Czasem też czas na sprzeczki i spory, ale tak czy inaczej dobry czas. Przepiękny czas RAZEM zanim chłopcy wyfruną z gniazdka w doroślejsze życie. I mam poczucie, że dobrze ten czas wykorzystaliśmy. Nie zmieniłabym nawet jednego przecinka.
To taka moja refleksja z końca kwarantanny...
Rankiem, kiedy siadam do komputera, zaczynam najpierw zastanawiać się nad tym co było wczoraj dobre. Wypisuję na szybko to co przyjdzie mi do głowy i wywoła uśmiech. Okazuje się, że tych dobrych rzeczy jest każdego dnia całkiem sporo. Może komuś wyda się dziecinadą, ale dla mnie to bardzo ważne - uczepić się tego co dobre. Nie mam już siły pisać o epidemii, nie chce mi się już nawet o tym rozmawiać.
Rzeczy dobre z wczoraj:
1. Mikołaj prawie sam zrobił pierogi.
2. Słońce.
3. Kupione pierwsze sadzonki.
4. Kwiatki przy drodze do Marradi są w czterech kolorach.
5. Powiesiłam nowe kwiatki na barierce tarasu.
6. Był czas na lekturę.
7. Przepyszna kolacja - przepis już dziś.
8. Tęcza o poranku.
8. Tęcza o poranku.