O kolejnym dekrecie i kolejnych zakazach
czwartek, marca 12, 2020
Sen odchodzi już przed piątą. Kręcę się z boku na bok i patrząc w sufit znów zaczynam tęsknić za naszą zwykłą codziennością... Tęsknię tak bardzo, że mam ochotę się rozpłakać. Chciałabym znów zasnąć, obudzić się i odetchnąć z ulgą - to był tylko sen!
Ale to niestety nie sen, wciąż trudno mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Gdyby wszystko było normalnie, powinnam teraz tak jak zawsze wstać nastawić kawę, obudzić Tomka... Przed południem pognać do sklepu, po południu na jakiś spacer. Gdyby to wszystko się nie wydarzyło może szykowałabym się na wyprawę z turystami po Florencji albo po górach...
Nic już nie jest pewne. Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę i choć staram się nie tracić wrodzonego optymizmu, bywają momenty, że naprawdę jest mi smutno. Jeszcze kilka dni temu pocieszałam się myślą, że przynajmniej będąc w Marradi możemy mieć trochę wolności swobody, jeszcze w niedzielę wędrowałam po górach.
W poniedziałek ogłoszono pierwszy dekret. Dziś, kiedy już przestałam gapić się w sufit i wzięłam telefon do ręki, by zobaczyć jakie wieści płyną z kraju i ze świata, na dzień dobry przywitała mnie wiadomość o kolejnym dekrecie z jeszcze większymi obostrzeniami.
Włochy zamykają już wszystko, zostają otwarte jedynie sklepy spożywcze, apteki i tabaccherie. I jeśli dobrze zrozumiałam, teraz nie można się już nawet ruszyć na krótki, samotny nawet spacer...
To wydaje mi się absurdem, bo kto zna Biforco, ten wie, że tutaj można bez problemu iść na bardzo długi spacer i nie spotkać nawet żywej duszy.
Kiedy wczoraj popołudniu robiłam zakupy w markecie, widok znajomej kasjerki w maseczce, która zakryła jej serdeczny uśmiech, zrobił na mnie takie wrażenie, że do samego domu szłam z ołowiem na ramionach i gulą w gardle. Jakie to wszystko przedziwnie smutne. Obrazy, które jeszcze dwa miesiące temu były abstrakcją z innych kontynentów, dziś oglądam w moim malutkim kochanym Marradi... Nigdy bym nie pomyślała, że nawet wyjście w góry będzie czymś zakazanym. O ile z brakiem Florencji mogłam sobie jakoś poradzić, to już z wyjściem na szlak jest mi zdecydowanie trudniej.
Na szczęście - co najważniejsze - w Marradi ani w bliskiej okolicy nie było żadnych przypadków zachorowań (przynajmniej na ten moment), ale zasadom i nakazom musimy poddać się wszyscy. Na niektórych oknach powiewają transparenty wymalowane przez dzieci: tęcza na dwóch chmurkach i dodający otuchy napis "andrà tutto bene" (wszystko będzie dobrze). Oby! Staram się ocalić w sobie resztki optymizmu, przynajmniej przed chłopcami i mam tylko nadzieję, że dalej będę mogła pracować. Gdyby nie moje lekcje, nie wiem co by teraz z nami było...
ZAMYKAĆ to po włosku CHIUDERE (wym. kiudere)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Pani Kasiu, wszystko będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńStaram się tak myśleć!
UsuńKasiu, myślimy ciepło o Was. Przetrwamy tę zarazę razem. Dzisiaj w szkole robiłam porządki w plakatach i aż mi się gęba usmiechneła, jak zobaczylam sztukę renesansu. A tam Duomo, Wenus, Pieta i inne cudownosci. To nam dodaje otuchy i odwraca myśli od rzeczywistosci. Zresztą sztuka po to jest by nas uskrzydlać.
OdpowiedzUsuńGorące usciski od A i B
Dziękuję! Ściskamy Was mocno! Tęsknię do tego renesansu jak wariat! I za Wami też:) Mam nadzieję, że kiedyś wszystko wróci na stare tory.
Usuń