San Lorenzo - miejsce, w którym spotykają się wielkie nazwiska
piątek, stycznia 17, 2020
Czy wiecie, że Santa Maria del Fiore nie była wcale pierwszą katedrą Florencji? Nie była nią też Santa Reparata, na miejscu której zbudowano Duomo. Otóż w IV wieku katedrą florencką został mianowany kościół San Lorenzo i pozostał nią przez kolejne trzysta lat.
Choć jest to jeden z ważniejszych punktów na mapie miasta jeszcze nigdy nie widziałam tu kolejki do kasy biletowej. Czyżby surowa, niewykończona fasada świątyni zniechęcała turystów?
Jak inaczej wytłumaczyć brak zainteresowania ze strony zwiedzających. A jeśli rzeczywiście tak jest, jeśli rzeczywiście wszystkiemu winna jest fasada... powiem tylko - nie sądźcie po pozorach, nie oceniajcie książki po okładce. Oto w tym skromnym, prostym, surowym - Włosi powiedzieliby "grezzo" - opakowaniu kryją się prawdziwe arcydzieła. To tu splatają się losy Medyceuszy, Donatella, Brunelleschiego i Michała Anioła.
- Bilet na wszystko - proszę nieco zachłannym tonem. - Do biblioteki też - podkreślam na wszelki wypadek, bo słyszałam, że ta czasem jest zamknięta.
- 9,5 euro - bileterka podaje mi kilka kwitków, a ja w myślach dziękuję moim Patronom. To odkrywanie Florencji i pisanie e-booka możliwe jest też dzięki Waszemu wsparciu. - Tu obok jest dziedziniec, biblioteka na piętrze, w podziemiach skarby i grób Donatella, a kościół...
- Tak, tak, resztę już wiem... Grazie.
Zaczynam mój spacer od dziedzińca, od il Chiostro dei Canonici. Na jego środku stoi dorodne mandarynkowe drzewko. Tu też panuje cisza i spokój. W tym samym momencie, kiedy wchodzę na piętro ciszę przerywa dzwon na Campanile Santa Maria del Fiore. Jest południe. Nigdy nie widziałam katedry z tej perspektywy, więc tkwię tam zapatrzona w dzieło Brunelleschiego póki dzwon nie ucichnie.
Przed biblioteką czuję jak serce tłucze mi się w gardle. Wchodzę po finezyjnych schodach, które pięćset lat temu zaprojektował sam Michał Anioł, a kolana miękną mi z przejęcia. Cała biblioteka Laurenziana to przecież jego dzieło. Długie na ponad czterdzieści metrów pomieszczenie wypełnione jest po dwóch bokach ławkami i pulpitami, a po środku zachwyca finezyjną posadzką. Zachwyca tu absolutnie wszytko - również sufit i okna, w których odbija się pamięć o Medyceuszach.
Ławki i pulpity również zaprojektowane przez "Największego z wielkich", zostały tak skonstruowane, by mogły pełnić dwie funkcje. Służyły nie tylko do lektury, ale również do przechowywania manuskryptów. Widoczne na frontach napisy informują o zawartości każdej z ławek. Wszystkie te księgi należały oczywiście do rodu Medyceuszy, z pasją kolekcjonowali je najpierw Cosimo, potem jego wnuk Lorenzo il Magnifico. Zbiory liczą dziś ponad 3000 manuskryptów!
Zostawiam z żalem bibliotekę... Ach! Jeszcze jedno! Dziewczyna, która sprawdza bilety jest przemiła! Można zasypać ją pytaniami, na wszystkie chętnie odpowiada.
Schodzę do podziemi. Tu można podziwiać "skarby" San Lorenzo. Obecnie przygotowano również wystawę "naukową", rozpoznałam wiele eksponatów wypożyczonych zdaje się z La Specola. Mnie jednak bardziej niż złote kielichy, zdobione monstrancje i woskowe, wybebeszone ciała, które zresztą już widziałam, interesują dwie rzeczy.
Dwa groby.
Pierwszy to grób Cosimo de' Medici, który był bez wątpienia jedną z najważniejszych osobowości rodu Medyceuszy. Jego grób to prawdziwy symbol - jest bowiem nie tylko grobem samym w sobie, ale też jednocześnie potężnym filarem znajdującym się dokładnie pod głównym ołtarzem. Miało to być symbolem tego, że Kosma był "filarem" nie tylko swojej rodziny, ale też kościoła. Niedaleko jego grobu znajduje się płyta nagrobna Donatello.
Pochowanie artysty obok Cosimo, w miejscu zarezerwowanym dla innych członków rodziny miało być odzwierciedleniem ich prawdziwej przyjaźni.
Bazylika San Lorenzo od tamtego momentu stała się oficjalnym miejscem pochówku członków rodziny Medyceuszy. Tu powinnam wspomnieć o słynnych Kaplicach, ale o nich pisałam już dawno temu.
I na koniec bazylika...
Kościół świętego Wawrzyńca został przebudowany i powiększony według projektu Brunelleschiego na początku XV wieku. Mówi się, że jest jednym z jego pierwszych i ważniejszych dzieł.
W kościele nie ma tablic informacyjnych, które opisywałyby ważne punkty. Przy wejściu warto wziąć mapkę i według niej odszukać wszystkie skarby.
Pulpity Donatello - prawdziwy majstersztyk, podobno to z nich swe kazania głosił Savonarola, fresk Bronzino przedstawiający męczeńską śmierć Wawrzyńca, sarkofag Piero de' Medici autorstwa Verrocchia i w końcu Sagrestia Vecchia, czyli Stara Zakrystia - gdzie dopełniają się nawzajem geniusz Brunelleschiego i geniusz Donatella. Tego naprawdę nie można przegapić!
Nie mam dobrych zdjęć Starej Zakrystii. Nowy, dobry obiektyw wciąż jeszcze w sferze marzeń. Musicie więc uwierzyć mi na słowo, że miejsce jest niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju. Mówi się, że wymalowane na sklepieniu maleńkie planetario jest dokładnie odbiciem nieba nad Florencją w lipcu 1442 roku.
I na koniec fasada. Dlaczego miejsce, które jest tak niezwykłe nie ma ładniejszego opakowania?
Fasada bazyliki nigdy nie została ukończona, choć papież Leon X zorganizował nawet konkurs na najciekawszy projekt, w którym udział wzięło kilku znanych artystów, wśród nich sam Raffaello. Ostatecznie jednak wykonanie projektu powierzono Michałowi Aniołowi.
Ten przygotował drewniany model fasady San Lorenzo, który do dziś możemy oglądać w Casa Buonarotti i który niestety we Florencji nigdy nie został zrealizowany. Po dziś dzień bazylika świętego Wawrzyńca ma surową, toporną i bardzo minimalistyczną fasadę - dokładnie taką, jak pięćset lat temu. Projekt Michała Anioła nie poszedł jednak na marne, wykorzystano go w innej części Włoch. Inspirował się nim Cola dell’Amatrice przy zdobieniu fasady kościoła San Bernardino w Aquila.
***
- Widziałam grób Donatello! I Cosimo! - podekscytowana chwalę się Mario tego samego wieczora.
- Jaka ty jesteś dziś grobowa! - skomentował ze śmiechem. Śmieje się ze mnie, ale wciąż podziwia i zadziwia się tym moim florenckim fiksum dyrdum.
***
Pewnie o czymś jeszcze nie napisałam. Ba! Na pewno! Ale jeśli wszystko opowiem teraz, to czy ciekawi jeszcze będziecie mojego e-booka?
Dobrego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
No i właśnie San Lorenzo jest jednym z tych miejsc, dla których muszę wrócić do Florencji. Niestety, gdy byłam tam poprzednio, jak dotarłam do bazyliki okazało się, że godzina jest już zbyt późna na zwiedzanie. O dziwo przegapiłam też w jakiś sposób słynnego dzika, którego trzeba pogłaskać po pysiu ;-). Chciałabym też wrócić na Oltrarno, bo tak mało tam zobaczyłam. Jednym słowem i tam, gdzie już byłam i tam, gdzie jeszcze nie.
OdpowiedzUsuńPani Kasiu, raduje pani moje serce swoimi opisami i wzbudza jeszcze większy apetyt i tęsknotę. Mam nadzieję, że za jakiś czas uda mi się znowu wrócić do Toskanii i skorzystać z pani wiedzy :-).
Pozdrawiam serdecznie z Warszawy,
Anka
P.s.
Na pocieszenie, za 2 tygodnie czeka mnie weekend w Bergamo. Włochy są tak piękne, że zawsze mam dylemat: czy wybrać się tam, gdzie już trochę widziałam czy tam, gdzie jeszcze nie byłam, ale staram się wykorzystywać każdą okazję do podróży :-)
Bardzo mi miło:) Bergamo też cudnie! Gdziekolwiek w Italii - zawsze cudnie! Wszystkiego dobrego:)
UsuńCudowny tekst, wciągające zdjęcia. Dzięki za tego bloga, czytam od niedawna i jestem zachwycona że ktoś opisuje dokładnie te tematy które mnie fascynują. Historia Medyceuszy wciąga i robi się pomału nałogiem w tropieniu ich życia. Będę we Florencji w kwietniu nauczę się Pani bloga na pamięć 😉.
OdpowiedzUsuńJak mi miło! Dziękuję:)
UsuńKasiu zostaw coś do e-booka ;-) ależ cudowne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńDobrze:) Trzymam za pazuchą jeszcze kilka historii:)
Usuń