Michelangelo, Lorenzo, Faun bez zęba oraz kanapka w plecaku
sobota, stycznia 18, 2020
Michał Anioł miał około szesnastu lat, kiedy wyrzeźbił głowę fauna. Była to kopia jakiejś antycznej rzeźby. Kopia nie była jednak dokładna - jak widać "specyficzny" charakterek Michała Anioła objawił się dosyć wcześnie. Jego faun w przeciwieństwie do oryginału miał otwarte usta, tak że widać było zęby i język. Kiedy rzeźbę zobaczył Lorenzo il Magnifico, skarcił młodego, niepokornego artystę, wypominając mu sprytnie, że starcy perfekcyjnego uzębienia nie mają. Jak tylko Magnifico się oddalił Michelangelo zaraz złapał za dłutko, wyłupał faunowi ząb i czekał aż "opiekun" powróci. Kiedy Lorenzo po skończonym "obchodzie" znów zatrzymał się przy faunie, był szczerze zaskoczony i zadziwiony - refleksem, brawurą, artyzmem i bezczelnością młodego Michelangelo.
To tylko anegdota i nie mnie oceniać ile w niej prawdy, ale mówi się, że właśnie to zdarzenie sprawiło, iż Lorenzo poprosił ojca Buonarroti o zgodę na to, by ten pozwolił synowi zamieszkać w pałacu Medyceuszy. Lorenzo szybko zrozumiał, że w niepokornym nastolatku drzemie wielki artysta, postanowił zatem mieć go jeszcze bardziej na oku. Michelangelo mieszkał w palazzo przy via Larga aż do 1492 roku, do śmierci swojego protektora.
W drugiej połowie XV wieku Clarice Orsini - żona Lorenzo postanowiła wykupić od mnichów z San Marco zielony skrawek terenu. Niedługo potem jej mąż zwiózł do ogrodu antyczne rzeźby z prywatnej kolekcji, w większości kupione w Rzymie. Wkrótce też zaprosił do ogrodu kilku początkujących, obiecujących artystów, z których większość uczyła się w bottedze Ghirlandaia. Opiekunem zgromadzonej kolekcji i patronem uczniów został Bertoldo di Giovanni - uczeń samego Donatella, który na stałe współpracował z Casa Medici.
Wśród młodych kształcących się artystycznie pod skrzydłami Lorenzo il Magnifico byli między innymi: Pietro Torrigiano, Francesco Granacci, Baccio da Montelupo i w końcu sam Michał Anioł. Scena opisana na początku miała mieć miejsce właśnie w ogrodach San Marco. Niektóre źródła wspominają również o pojawieniu się tam około 1480 roku Leonardo, ale czy tak było rzeczywiście? Któż raczy wiedzieć!
Już nie raz wspominałam, że "Udręka i Ekstaza" to jedna z moich ulubionych lektur z Florencją w tle. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, żeby odnaleźć miejsce, gdzie znajdował się słynny ogród. Tymczasem w miniony wtorek trafiłam tam całkiem przypadkiem...
Chwilę wcześniej zostawiłam Sant'Apollonia i doszłam do San Marco. Kiedy ja stojąc pod wysokim murem przyglądałam się kolejny raz fasadzie kościoła, starszy mężczyzna tuż obok mnie zadarł głowę i coś sfotografował. Tym czymś była ta tablica:
Aż mi się ciepło zrobiło na sercu... Oto w tym miejscu młodziutki Michelangelo szlifował swój talent. Czy to nie ekscytujące? Być tu gdzie on, chodzić tymi samymi ścieżkami, zachwycać się tymi samymi dziełami sztuki...
Ogród Artystów na San Marco uznany został pierwszym muzeum i pierwszą akademią sztuk w Europie.
Uśmiechnęłam się do tablicy i ruszyłam dalej. Szłam wąskimi uliczkami wypełnionymi trattoriami i ristoranti. Na wystawach kusiły apetyczne bistecche. Zrobiłam się głodna od tych wszystkich wrażeń. Wyciągnęłam więc z plecaka kanapkę zabraną z domu i pochłonęłam ją w kilku kęsach. - Miło byłoby usiąść gdzieś teraz na szklaneczkę wina - pomyślałam - zjeść coś dobrego...
Ale zaraz przyszła też kolejna refleksja. Patrzyłam na turystów siadających do ładnie nakrytego stolika i wcale im jednak nie zazdrościłam. Może i żyję bardzo skromnie, ale jakby biednie nie było - wolę tę moją kanapkę w plecaku i Florencję raz w tygodniu, zamiast restauracji i Florencji raz w roku albo co jeszcze gorsze... raz w życiu.
Dzień dobry w sobotę. Poranek po raz pierwszy od ponad miesiąca wymagał od Tomka parasola w ręku. Niech sobie pada, niech się teraz wypada, żeby A. i J. miały w lutym słońce!
Wczoraj w czasie poobiedniego spaceru znalazłam nowe kwiaty. Nawet pierwszy fiołek wychylił się fioletowym łebkiem! Fiołki w styczniu to już naprawdę lekka przesada i wcale mnie to nie cieszy...
Dobrze, że dziś pada. To znaczy, że nigdzie mnie nie poniesie. Będę pisać i gotować. Wczoraj zrobiłam pyszne dyniowe ciasto, tylko czy zdążę je obfotografować zanim zniknie w czeluściach brzuchów łakomych nastolatków?
Miłego weekendu drodzy Państwo!
BIEDNY to po włosku POVERO (wym. powero)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
A to zależy jak rozumiemy bogactwo i biedę.
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko przez pryzmat ilości kasy na koncie to pewnie. Zawsze może być więcej. Ale jakie to bogactwo budzić się co rano w wymarzonym miejscu. Być zdrowym. Mieć obok siebie ukochane osoby. Spełniać powoli swoje marzenia. Wypić lampkę wina w barze obok. Zrobić ciasto. To ogromne bogactwo!!!
Dokładnie tak je postrzegam:) Jakkolwiek to wygląda z zewnątrz - zawsze będę uważać, że od kilku lat moje życie jest bardzo bogate.
Usuń