Wisienka na torcie
niedziela, grudnia 29, 2019
I tak oto nasz wspólny świąteczny czas dobiegł końca... Kolejne Gości pakowanie, łzawe pożegnanie, uściski, wyznania miłości i moje stanie na drodze i patrzenie do ostatniej sekundy za znikającym w oddali samochodem.
A zdaje się jakbym dopiero co gotowała bigos, jakbyśmy dopiero co się witali, jakby dopiero co była wigilia i święta, a tu znów rachu ciachu i po wszystkim i tik tok tik tok i zaraz Nowy Rok...
To był piękny czas. Piękny pod każdym względem i w każdym tego słowa znaczeniu. Takie właśnie powinny byś święta - bez pośpiechu, bez "muszę", bez "tak wypada", bez niczego na siłę i ze wszystkim dla przyjemności. Czas, za którym się tęskni zanim jeszcze dobiegnie końca.
Najpierw pomyślałam, że w tym wszystkim "Wisienką na torcie" było wojażowanie w drugi dzień świąt, czyli w Santo Stefano. Ale potem, jak się głębiej zastanowiłam, to sama przed sobą przyznałam, że ten czas to były same wisienki na torcie - bo i krótka wyprawa na Castellone i kolacja z myśliwymi, i Modigliana, i Marradi, i Faenza i zwykłe snucie się asfaltową wstążeczką w stronę Campigno... A sernik i ubaw przy nim? A wszystkie te nasze "śmichy chichy"? A bigosu kto zje? A w "karteczki" pogramy? A rewaloryzacja, a Wojna i Pokój, a królestwo dla konia... - i te nasze improwizacje przy "aktiwiti"?
Tak czy inaczej wyprawę do Comacchio będziemy wspominać ze szczególnym rozrzewnieniem.
W oślepiającym słońcu oglądaliśmy fantazyjne rybackie szopki, spacerowaliśmy wzdłuż kanałów, zachwycaliśmy się kolorami i leniwą atmosferą.
A potem był obiad w Porto Garibaldi z doskonałym fritto misto, z insalata di mare, z węgorzem i krewetkami. I wariactwa na pustej, pofalowanej jak pustynia plaży i słońce opadające pomarańczowym światłem nim kolejny atramentowy mrok otulił ziemię. Nie umiem uniknąć powtórzeń - pięknie nam było tak, że oszaleć można. Pięknie, bo ja mam po prostu piękną rodzinę - piękną w każdym tego słowa znaczeniu.
Lećcie szczęśliwie kochani i wracajcie najszybciej jak to będzie możliwe.
Już od 15 lat zamawiam Mamie na święta kalendarz. Najpierw był sam Tomek, potem Mikołaj, dalej Kuba i Franio. W tym roku postanowiłam zrobić kalendarz z naszymi wspólnymi zdjęciami, a nie tak jak wcześniej tylko samych dzieci. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i teraz patrząc na zdjęcia z ostatnich dni uśmiecham się do wspomnień, bo na przyszły rok przez te kilka dni uzbierała się pokaźna baza udanych, rodzinnych fotografii.
Grudzień już powoli pakuje walizki, a wraz z nim cały ten rok. Przed nami jeszcze trochę odpoczynku - przed chłopcami ponad tydzień, przede mną kilka dni. Czas na wyciszenie, na pisanie, może na góry, Florencję, na "nicniemuszenie"...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze